To będzie szafa inna niż wszystkie. W końcu niecodziennie zdarza nam się odwiedzać bohaterki w pałacu. Na spotkanie wyruszamy wcześnie rano. Mamy do przejechania sporą trasę, ponieważ pałac Nad Kanałem, w którym Pola de Nicolay mieszka wraz z mężem Charles’em i dwojgiem dzieci, znajduje się w Krzeczynie Małym na Dolnym Śląsku. Skręcamy z głównej drogi i po chwili ukazuje się przepiękna barokowa fasada i schody strzeżone przez rzeźby chartów – to psy, które znajdują się w herbie rodu de Nicolay, a ich motyw często powtarza się w pałacu. 
Gospodarze witają nas w progu z dwumiesięcznym Feliksem na rękach, starszy Henryk akurat ucina sobie drzemkę. Pola ma na sobie żakardową kurtkę, mule i różowe spodnie, a jej mąż pasującą do nich kolorystycznie koszulę i garnitur w odcieniu butelkowej zieleni. Charles wywodzi się z francuskiej rodziny o arystokratycznym pochodzeniu. Wychowywał się w Belgii, ale w latach 90. często odwiedzał Polskę. – Podczas jednej z podróży rodzice zakochali się w tym pałacu i postanowili go kupić. Był kompletną ruiną bez okien, drzwi, podłóg i z dziurami w suficie – opowiada. Dziś, przechodząc po wnętrzach odrestaurowanych w barokowym stylu, ciężko to sobie wyobrazić. Każdy pokój (a jest ich tu pewnie 30) wyróżnia się kolorem lub widowiskowym meblem. 

Rozpoczynamy od zwiedzania parteru. Jadalnia, choć pomalowana na różowo, przykuwa wzrok nakrytym na żółto gigantycznym stołem. Kontrastuje z nią gabinet wyłożony ciemnobrązową boazerią. Następnie mijamy miętowy salon z kanapami do relaksu i pianinem. Vis-à-vis znajduje się biblioteczka w zgaszonych czerwieniach, którą zdobi stolik szachowy pod oknem. Z wszystkich pokojów patrzą na nas gigantyczne lustra, historyczne obrazy i kominki. – Zimą w korytarzach jest 12 stopni, dlatego zdarza mi się gotować w futrze – śmieje się Pola, prowadząc nas na piętro do sypialni i garderoby. Jedno z najczęstszych pytań, które słyszy, to oczywiście jak się poznali z mężem. – W Krakenie, bardzo romantycznie – mówi. Zaczynamy się śmiać. Kto by pomyślał, że historia miłosna jak z bajki przydarzy się w jednym z warszawskich barów na ul. Poznańskiej. Kilka metrów dalej Pola ma swój butik z ubraniami z drugiego obiegu My Vintage Story, który otworzyła podczas pandemii. Studiując w Londynie zarządzanie luksusowymi markami, zauważyła lawinowo rosnące zainteresowanie aukcjami vintage, a że miała wówczas szafę w 50 proc. wyszperaną, postanowiła przekuć pasję w biznes. 

Za selekcję w butiku odpowiada sama. Żeby coś znalazło się na wieszaku, musi być bliskie jej stylowi, który lubi określać jako dziwaczny, choć ja uważam, że ubiera się jak współczesna Maria Antonina. Nosi wzorzyste komplety od stóp do głów, umiejętnie łączy kilka kolorów oraz wzorów w jednej stylizacji, bawi się fakturami, a na koniec dodaje szalone akcesoria – opaski, kapelusze, spektakularne kolczyki, turbany albo szalone torebki. – Moje ulubione przypominają kształtem imbryk, gazetę lub koszyk z kwiatami – pokazuje mi Pola. Przeszukuję jej szafę, by wybrać rzeczy, które sfotografujemy w trakcie sesji. Większość modeli, które idealnie wpisują się w klimat, pochodzi z jej marki Pola N. – Zaczęło się od uszycia zestawów z koszulą i spodniami we wzór Vichy, które zaprojektowałam w różnych kolorach. Bardzo się spodobały, więc tworzyłam dalej – tłumaczy. 

Długie sukienki z bufiastymi rękawami, pasiaste peleryny, spodnie zakończone falbaną czy welurowe płaszcze z futrzanymi rękawami marki Pola N. są odzwierciedleniem jej prywatnego stylu, a jednocześnie współgrają z historycznym wnętrzem pałacu. – Czasami myślę, że to może dlatego zwróciliśmy z mężem na siebie uwagę, bo gdzieś w jego podświadomości dom i ja składały się w jedną całość – śmieje się Pola. Ma rację. Biały tank top i dżinsy po prostu tu nie pasują. Spośród marek, które chętnie kupuje, są m.in. Ganni, Roger Vivier czy La Veste, założona przez it-girls Blancę Miró i Marię de la Orden. – Ich projekty są ekstra, uwielbiam hiszpański styl, który pozwala na eksperymentowanie – opowiada.

Wbrew pozorom nie jest łatwo kupić ekstrawaganckie rzeczy w Polsce. Jesteśmy znane z elegancji i minimalizmu. – Bardzo lubię projekty Magdaleny Czamary, sprawiają wrażenie, jakby były nie z tej epoki – mówi Pola i wkłada jej biało-niebieską sukienkę we wzór chinoiserie (inaczej dalekowschodni) z efektownym kołnierzem. Podaję jej welurowy turban z broszką i pytam, czy dodałaby go do stylizacji, czy może to za dużo. – Dla mnie nigdy nie jest za dużo – żartuje. Zanim zamieszkała w pałacu, wnętrzarskie eksperymenty przeprowadzała w warszawskim mieszkaniu, wprowadzając do niego neobarokowe detale. – Czasem ludzie na Instagramie piszą: „Boże, co ty masz na ścianach?”, a to moja wzorzysta czerwona tapeta marki Laura Ashley – mówi. 

Mieszkanie i dolnośląski pałac urządzają głównie na pchlich targach, np. giełdzie staroci w Lubinie. – Niedawno kupiłam tam singapurskiego słonika z wikliny za 50 złotych. Uwielbiam wyszukiwać różne rzeczy, łączy się to z moją pasją do ubrań. Jestem szperaczem – mówi o sobie Pola.