Umawiamy się od roku. Nie dlatego, że do sesji w ELLE trzeba Natalię Klimas przekonywać, ale dlatego, że zamiast robić coś na już, woli przygotować mieszkanie dokładnie tak, jak chciałaby, żeby wyglądało. Jest perfekcjonistką. „Muszę znaleźć jeszcze piękny dywan, stół i trochę dekoracji” – pisze mi w wiadomości. Cierpliwie czekam. W tym czasie śledzę ją na Instagramie (tak jak 100 tysięcy osób). Zaglądam tam, bo lubię jej modowe wybory, skandynawską elegancję, inspirujące połączenia kolorystyczne i balans w życiu, który zapewniają ucieczki do domu na Mazurach. 

Mieszka na warszawskim Mokotowie. Przychodzę około 11, to bezpieczna pora – Natalia odwiozła już dzieci do przedszkola i – jak sama mówi – „udało się ogarnąć poranny huragan”. Ma na sobie sweter Ganni w kolorowe paski zapinany na ozdobne guziki i kontrastujące fuksjowe spodnie & Other Stories. Pierwszą rzeczą, o której rozmawiamy, kiedy w biegu zjada śniadanie, są zakupy w sieciówkach. – Nie wierzę ludziom, którzy mówią, że do nich nie zaglądają. Można tam znaleźć tyle fajnych rzeczy, a kto ma w dzisiejszych czasach pieniądze, by kupować same markowe ubrania? – pyta, pokazując ulubione spodnie Zary i koszule Reserved, które trzyma w szafie od lat. 
Kuchnię oddziela od salonu przepiękny dębowy stół z dwudziestolecia międzywojennego, nad kanapą wiszą m.in. obraz Michała Zaborowskiego i grafika Zofii Stryjeńskiej. Na półkach piętrzą się książki w sąsiedztwie ceramiki Malwiny Konopackiej. Nowoczesne wnętrze apartamentu zyskało charakter dzięki elementom vintage. – Zawsze tak się urządzałam. W Nowym Jorku często słyszałam, że mam przytulne mieszkanie, a to za sprawą starej kanapy, kolorowego fotela czy krzeseł, które znajdowałam przy śmietniku – mówi. 

Dostrzegam butelkowozielony dywan, którego długo szukała Natalia. Intrygujący miks barw w salonie stanowi preludium do kontrastów widocznych w garderobie. To przejaw trendu „color blocking“, czyli zestawiania dopełniających się z sobą mocnych kolorów. – Bardzo lubię połączenie fioletu, bordo, czerwieni, a czasem dodaję jeszcze pomarańcz – przyznaje Natalia. Połowę ściany w garderobie zajmują perfekcyjnie rozwieszone marynarki i koszule, drugą buty i torebki. Pomiędzy? Wąski wieszak na siedem sukienek, w tym modele, które zaprojektowała dla marki Affair. – W sukienkach nie wyglądam chyba najlepiej, zdecydowanie wolę siebie w garniturach, czuję się w nich silniejsza – mówi, wyciągając kraciastą marynarkę z kwiatem Couple Dansant, beżową The Frankie Shop i błękitną Monday Artwork. Nie ma takiego koloru, którego by nie włożyła, za to w tym sezonie straciła głowę dla czerwonych dodatków. – Kręci mnie trend „pop of red”, czyli dodawanie czerwonych akcesoriów – na dowód pokazuje torebkę marki Bottega Veneta. Na tej samej półce dumnie stoi bordowa Loewe i najmodniejszy ostatnio prostokątny kubełek Miu Miu. To ulubione domy mody Natalii. Pytam ją, czy miksowania kolorów nauczyła się w Nowym Jorku. 
– Nie, dlatego że na to trzeba mieć czas i energię, a kiedy mieszkałam w Nowym Jorku, byłam studentką, kelnerką 
i aspirującą aktorką. W modę inwestowałam bezpiecznie – w dobre dżinsy Acne Studios, które mam do dziś, marynarki vintage, a raz na rok kupowałam botki typu ankle boots. To były moje outfity – dodaje ze śmiechem. Z miasta, które nigdy nie śpi, wywiozła odwagę w wyrażaniu siebie, choć tę lekcję z pewnością dała jej też mama. Joanna Klimas jest jedną z najważniejszych projektantek, które kształtowały polską modę lat 90. i początków XX wieku. – Nauczyła mnie, że do każdej figury można dobrać ubranie. Najważniejsze są odpowiednie proporcje – tłumaczy. Nigdy nie chciała iść w ślady mamy, potoczyło się to naturalnie. – Jestem trochę dzieckiem świata mody, bo niektórzy znają mnie w nim od małego. W pewnym sensie jest mi on bliższy niż świat filmowy. Czuję się w nim jak u siebie – wspomina. 

Ukochana rzecz, którą dostała, a raczej wyprosiła od mamy, to kolczyki. – Dojrzałam je na rodzinnej fotografii z lat 90. – mówi. Złote słońca ze srebrną ramką wymagały renowacji, ale Natalia przywróciła im blask. Biżuteria vintage to jej największa miłość. Ma zachwycające klipsy Diora, Givenchy, Chanel i YSL z lat 80. i 90. – Właściwie po mamie mam tylko kolczyki. Ponieważ często się przeprowadzaliśmy, nie darzyła sentymentem ubrań. Ja też tak robiłam, a teraz wszystko zatrzymuję. Moje dziewczynki będą miały w czym przebierać!