Harris Reed wchodzi do londyńskiej restauracji Delaunay. W butach na obcasach ma ponad dwa metry wzrostu. Ufarbowane na miedziany kolor włosy spływają na czarny kombinezon z głębokim dekoltem w serek, który sięga aż do pępka. Wygląda zjawiskowo – jakby zszedł prosto z obrazu Botticellego na imprezę w Studiu 54.

Jego kolorowa sylwetka wyraźnie odcina się od tła tej cichej restauracji wyłożonej ciemnymi panelami z drewna. Reed, brytyjsko-amerykańskie cudowne dziecko mody i nowy dyrektor kreatywny Niny Ricci, ma urodę cherubina, ale wygląda, jakby czołg po nim przejechał. „Płakałem” – mówi na powitanie, a potem opada lekko na sofę naprzeciwko mnie.

„Wczoraj wieczorem po raz pierwszy wyszedłem jako zaręczona osoba queer i wreszcie mogłem odetchnąć, bo od trzech miesięcy zasuwam, żeby sfinalizować sprawy związane z własną marką. Również wczoraj przenieśliśmy pracownię, do tego nowa praca, przeprowadzka do paryskiego domu…”.

Harris bierze przerwę na oddech: „A więc wieczorem poszedłem na randkę z partnerem do restauracji i pewna osoba queer poruszająca się na wózku podjechała do mnie ze swoją matką. Powiedziały mi, że inspirują je nie tylko moje projekty, ale też to, jak żyję. Były takie kochane, a ta młoda osoba miała na sobie tank top włożony na lewą stronę. I w końcu jej mama powiedziała, że dziecko ma tremę, ale chciałoby mi coś pokazać. Okazało się, że pod koszulką był ukryty motyl z cekinów. Zobaczyłem, że osoba na wózku trzepocze rękami niczym skrzydłami motyla. Mój narzeczony, który złapał mnie za nogę pod stołem, zaczął płakać i ja też, bo było to czyste piękno”.

Reed ociera łzy. „A poza tym jestem bardzo zmęczony”.

Zmiana reguł 

To niesamowite spotkanie przypomniało mu, dlaczego nie przeprasza, że żyje. I skłoniło go do zanurzenia się w świat Instagrama.

„Otworzyłem wszystkie wiadomości prywatne, których nie sprawdzałem ostatnio dla zdrowia psychicznego. Pisały do mnie niesamowite osoby queer z całego świata i mówiły, jak wiele znaczy dla nich to, że jestem sobą”.

Reed skończył Central Saint Martins w 2020 roku i trafił do samego serca świata mody. Jego rzeźbiarskie sylwetki i rozkosznie kwieciste stroje nosili już m.in. Beyoncé, Harry Styles, Lil Nas X i Adele. Dwa lata temu debiutancki pokaz Reeda otworzył pierwszy oficjalnie neutralny płciowo tydzień mody w Londynie. Kolekcja składała się z artystycznie skrojonych smokingów połączonych z tiulowymi sukienkami o linii syreny, a sylwetkę wyciągały nakrycia głowy zrobione z piór. Krytycy zachwycali się pewnością siebie i radością, z jaką projektant zacierał granice płci. Uznali, że zmienia reguły gry.

Wkrótce jego prace pojawiły się w londyńskim Muzeum Wiktorii i Alberta, a obszerny materiał o nim zrobił „The New Yorker”. Gdy we wrześniu zeszłego roku paryski dom Nina Ricci ogłosił Reeda swoim nowym dyrektorem kreatywnym, stało się jasne, że to nie kolejny utalentowany debiutant, lecz objawienie w świecie mody.

Mamo, jestem gejem

Dotychczasowe życie Reeda było nieustającą wędrówką. Dzieciństwo spędził w drodze. Razem z matką Lynette – pół Meksykanką, pół Amerykanką, która z modelki przekwalifikowała się na producentkę świec i artystkę – oraz z młodszą siostrą Isabelle zjechali całe Stany Zjednoczone.

Rodzice rozstali się, gdy Harris miał 10 lat. Wówczas jego ojciec Nick, brytyjski agent i producent filmowy, przeprowadził się do Los Angeles.

„Jako dziecko miałem silne poczucie tożsamości, zawsze nosiłem dokładnie takie ubrania, jakie chciałem” – wspomina projektant.

„Nie przejmowałem się za bardzo, jak wyrażam siebie i czy idę w tym do spożywczaka, czy na plac zabaw. Moja matka ciągle nas przenosiła, żebyśmy znajdowali się tylko tam, gdzie czujemy się akceptowani, a nie wyśmiewani”.

Dzieciństwo i okres dojrzewania spędził między Los Angeles, Arizoną, Oregonem i Kalifornią.

Gdy skończył dziewięć lat, dokonał coming outu. „Siedzieliśmy przy kolacji, gdy powiedziałem: „Mamo, podobają mi się chłopcy, jestem gejem”. A ona: „Wiemy. Widzimy. Akceptujemy to”. Dodaje: „Otrzymałem niesamowite wsparcie”.

Jednak w szkole nie zawsze było różowo. „Chowałem się do łazienki, żeby zjeść tam spokojnie lunch, bo ludzie mi dokuczali z powodu havaianasów z dżetami, w których chodziłem”. Dopiero gdy zdał do kalifornijskiego, liberalnego gimnazjum, poczuł, że także w szkole może być sobą. Przekonuje, że to był przełomowy czas – wzmocnił pewność siebie, która nie opuszcza go do dzisiaj.

W jego wspomnieniach przenikają się światło i mrok, wolność i ograniczenie. Ten dualizm to jeden z kluczowych tematów twórczości Reeda. Gdy rozmawiamy o tym, jak wiele osób queer było zawstydzanych przez całe życie, odpowiada, że miał niesamowite szczęście uniknąć takiego cierpienia. Ale dodaje, że jeśli zdrapać pozłacaną warstwę jego efektownych projektów, to pod spodem ukrywa się kolejna.

„Wiele z moich rzeczy porusza także temat traumy osób queer. Często stąpam po cienkim lodzie, kiedy ubieram heteroseksualną ciskobietę, ale uważam, że tak właśnie zaczyna się rozmowa. Wiem, że w niektórych moich materiałach, kolorach czy sylwetkach, które tworzę, osoby queer nie chciałyby wyjść na ulicę. Sam czuję się swobodnie, więc uważam za swój obowiązek rozszerzanie granic tego, co ekstremalne. Szczerze mówiąc, wiem, że mogę to robić bez strachu przed krytyką. I chcę, by to poczucie bezpieczeństwa było moim orężem”.

London calling

Gdy dostał się do Central Saint Martins i poznał queerowy Londyn, poczuł, że znalazł swoje miejsce. „Zadzwoniłem do mamy jakoś w pierwszym tygodniu studiów i płacząc, powiedziałem, że jestem nareszcie zwykły. Taki przeciętny”. Wtedy po raz pierwszy spotkałem osoby transpłciowe i niebinarne. Miałem panseksualnych przyjaciół i takich, którzy byli poliamoryczni. Czułem się niedoedukowany – myślałem, że wszystko, na co mnie stać w kwestii stylu, to noszenie dżinsowych cygaretek, traperów i kurtki motocyklowej All Saints.

"Zrozumiałem, że tylko się ślizgam po powierzchni tego, co można”.

Wkrótce dostrzegł go radykalny twórca i kreator Charles Jeffrey, którego marka Loverboy jest hitem wśród klubowej młodzieży queer. W dzień projektowali, w nocy imprezowali. „Chodziłem do The Queen Adelaide, pubu dla osób LGBT+, prawie w każdy czwartek. W piątki był wieczór Metropolis – spotykałem tam drag queen, których queerowość nawet dla mnie była czymś nowym. Właśnie wtedy zacząłem igrać ze swoją tożsamością, płcią i po prostu się tym bawić”.

Kiedy połączył modę, w którą sam się ubierał, z tą, której nauczył się w szkole, olśniło go. I poczuł, że będzie tworzył już tylko w ten sposób. Pierwszy strój przez niego zaprojektowany składał się z bluzki z różowej mory (zazwyczaj jedwabnej tkaniny o prążkowanym wzorze – przyp. red.) z bufiastymi rękawami, połączonej z dzwonami i krawatem wykonanym z koronki oraz czarnego aksamitu. „Wrzuciłem post na Instagrama i tak się to wszystko zaczęło” – skromnie przyznaje. „To wszystko” oznacza oszałamiającą trajektorię kariery zawodowej – strój trafił na poświęconą męskiej modzie wystawę „Fashioning Masculinities: The Art of Menswear” w Muzeum Wiktorii i Alberta w Londynie.

Paliwa do baku dolał też superstylista Harry Lambert, który zauważył projekty Reeda na tzw. The White Show – pokazie prezentującym kolekcje studentów wydziału mody Central Saint Martins. Ich zadaniem była praca na określony temat: „Masz do dyspozycji perkal lub biały filc. Uszyj coś, co wyróżni cię z tłumu”. Zaprojektowany przez Reeda gigantyczny, biały kapelusz wpadł Lambertowi w oko. Stylista zamówił u niego rzeczy dla swojego podopiecznego, Harry’ego Stylesa, który z kolei zaprezentował talent Reeda rzeszy fanów. Reed wspomina, że i Styles, i Lambert instynktownie czuli, że chodzi mu o projektowanie ubrań, które zachęcają do dyskusji, a nie tylko cieszą oko.

Był wciąż na studiach, a pracował nad wizerunkiem jednej z największych gwiazd popu. „Kłóciłem się z wykładowcami, bo gdy kończyłem swoje szkolne zadania, to około 22 zaczynałem w naszej pracowni wykrawać bluzki dla Harry’ego Stylesa. Uważali, że takie rzeczy mogę robić, ale po studiach. Odpowiadałem, że muszę skorzystać z okazji, gdy się nadarza…”. Dzięki współpracy z Harrym Stylesem trafił na Matchesfashion, jedną z największych luksusowych platform sprzedażowych na świecie.

Bałaganiarski i impulsywny

Czy świat mody potrzebuje zmiany? Reed nagryza migdałowego croissanta i zamyśla się. „Ach, trzewia potwora” – wybucha śmiechem i kręci głową.

„Myślę, że potrzebuje raczej nowych narracji. Zabawne, bo pracuję od dawna w Londynie, a w Paryżu stawiam pierwsze kroki i widzę, że im lepiej poznajesz konserwatywne kultury, tym jaśniej widzisz, jak mocno i głęboko sięga konserwatyzm. Musisz przyjąć reguły gry, ale sprytnie je stosować.

W każdym razie na scenę wchodzi nowe pokolenie, a sytuacja na świecie się zmieniła. Przed branżą długa droga, trzeba ją wytyczyć i podążać nią rozważnie”. Zresztą Reed najlepiej czuje się właśnie w drodze. Krąży między Londynem, gdzie siedzibę ma jego autorska marka, a Paryżem, gdzie kieruje ukochanym domem mody Francuzów. Pytam go, czy rozważał zamknięcie swojej firmy, gdy ściągnięto go do Niny Ricci.

„Postanowiłem tego nie robić, bo tam jest moja twórcza baza. Surowa, bałaganiarska, popieprzona i impulsywna. Ile tam włożę, tyle wyjmę. Nigdy nie robię więcej niż 12 modeli – wszystkie na miarę, takie pół demi-couture. U Niny jest podobnie. To surowy i piękny proces. Niesamowita jest w nim nauka, jak projektować prêt-à-porter dla globalnego klienta, a jednocześnie nie tracić wartości, które są dla ciebie ważne”.

Kiedy Harris poznał Eitana 

Reed pracuje na dwóch etatach, ale dba o to, by mieć jak najwięcej czasu na życie prywatne. Nie chce, by dopadło go wypalenie zawodowe, przestrzega zasady, że w weekendy się nie pracuje.

Szwenda się po Portobello Road, szukając na pchlich targach perełek, którymi ozdabia mieszkanie w Notting Hill. Co najmniej raz w tygodniu idzie na randkę z narzeczonym Eitanem, który pracuje jako innowator przestrzeni.

Poznali się na ekskluzywnej aplikacji randkowej Raya, którą Reed miał już wykasować, ponieważ „przypomniały mi się czasy wczesnego Grindra, kiedy wszyscy byli opaleni i wyrzeźbieni jak Ken”. Ale trafił na Eitana. Ich pierwsze spotkanie trwało sześć godzin. Dwa lata później Eitan klęknął przed Reedem w cieniu drzewa w Somerset – ważne miejsce, bo właśnie tam wybrali się w jedną z pierwszych wspólnych podróży.

Oczywiście wszyscy pytają, czy Reed sam zaprojektuje sobie suknię ślubną (już jedną uszył dla redaktorki ELLE Camille Charriere, gdy wychodziła za  mąż). Sam zainteresowany odpowiada, że chyba tak.

„Cztery lata temu w Los Angeles przymierzałem ślubną suknię vintage zaprojektowaną przez Johna Galliano dla Diora i była olśniewająca. Kosztowała więcej niż moje oszczędności, więc jej nie kupiłem. Obdzwoniłem wszystkie butiki w LA, żeby ją znaleźć, ale im dłużej jej szukałem, tym bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że to jednak nie ta. I że zrobię własną: połączenie sukienki garniturowej z peleryną”.

Dzieci na razie nie planują. „Chcę jeszcze wiele osiągnąć, napisać książkę, która trafi na listę bestsellerów »The New York Times«, założyć organizację charytatywną, realnie wspierającą osoby queer” – deklaruje.

Jestem pewna, że nie są to odległe plany. Do tej pory wszystkie marzenia projektanta się spełniały. „Nigdy nie sądziłem, że to, co osiągnąłem, wydarzy się, gdy będę po dwudziestce” – mówi (ma 27 lat).

„Zawsze chciałem wziąć ślub. Iść na Met Galę. Mieć własną markę i być dyrektorem kreatywnym jakiejś innej. Wszystko zdarzyło się w ciągu ostatniego roku”. Brzmi jak szczęśliwe zakończenie, a przecież historia Harrisa Reeda dopiero się rozpoczyna.