Słuch

Odbieram świat głównie tym zmysłem. Na ostatniej płycie słychać moją fascynację muzyką brazylijską, która trwa od dzieciństwa, gdy tata (saksofonista Henryk Miśkiewicz – przyp. red.) przywoził nam płyty. Pamiętam, jakim przeżyciem było usłyszenie Astrud Gilberto czy wspaniałego Sérgio Mendesa. Obserwuję na Instagramie różnych muzyków, dzięki czemu poznaję nowych wykonawców – ostatnio Vanessę Moreno. Młodzi ludzie grają i śpiewają dziś w sposób absolutnie wirtuozowski. Słucham ich z zachwytem, ale tęsknię też za starymi mistrzami, którzy potrafili tak położyć jedną nutę, że było w niej całe życie opowiedziane. 

Wzrok

Lubię nasycić oczy ładnymi przedmiotami, chociaż potrzebuję kogoś, kto mi doradzi w ich doborze. To samo dotyczy ubrań – rzadko wiem na sto procent, że coś do mnie pasuje. Sama bym się zastanawiała, czy mam odwagę chodzić w czerwonym garniturze, ale jeśli ktoś mnie zachęci do tego, żebym go kupiła, to potem okazuje się, że kocham ten czerwony garnitur. Podobają mi się kontrastowe barwy albo duże przestrzenie jednego koloru. Kiedy nurkowałam w Parku Narodowym Komodo, obserwując piękne ryby i rośliny podwodne, to wszystko nie zrobiło na mnie takiego wrażenia jak głębia, która się przede mną otworzyła. Brak w niej ornamentów, na których można zawiesić oko, ale jest coś więcej. Gdy mówiłam 
o dźwięku, w którym zawiera się całe życie, to z głębią jest podobnie. 

Smak

Praktycznie każdy. Jedzenie to mój przyjaciel. Kolega mnie kiedyś namówił, żebym zjadła ogórka kiszonego z miodem i był pyszny. Cenię sobie eksperymenty kulinarne – w podróży chętnie próbuję lokalnych potraw, nawet jeśli to hiszpańskie orejas (uszy świńskie). Z tą samą przyjemnością zjadam ziemniaki z kefirem. Przysmakiem z dzieciństwa jest drożdżówka z kiełbasą przyrządzana przez babcię, która pochodzi z Poznańskiego. Stamtąd też wywodzi się tzw. ser zgliwiały – ser biały, który musi się trochę zepsuć i dopiero wtedy można go smażyć z jajkiem na patelni. Już jak otwiera się drzwi mieszkania, to wiadomo, kiedy jest gotowy. Robiła go moja babcia, robił tata i ja też się nauczyłam, żeby podtrzymać tradycję. 

Węch

Nie przywiązuję do niego zbyt wielkiej wagi, nie ma takich perfum, których bardzo bym pragnęła albo nie cierpiała używać. Z przyjemnymi wspomnieniami kojarzą mi się nieoczywiste zapachy, np. kiedy jechaliśmy do babci, to nad jej wsią unosiła się woń palonego węgla, a w samochodzie – dym z papierosa taty zmieszany z zapachem benzyny i siarki z zapałki.

Dotyk

Zakupy przez internet to dla mnie katastrofa, bo mam potrzebę dotykania wszystkiego. W sklepie stoi stół? Muszę go dotknąć. Wisi ubranie? Muszę dotknąć. Macam wszystko, nawet gazetę, chociaż przecież wiem, jaka jest w dotyku. Z kolei w przypadku ludzi mam potrzebę dystansu, nawet z przyjaciółmi. Nie muszę się z nimi ściskać na powitanie, mogę machnąć ręką. Wydaje mi się, że za bardzo się dotykamy, chociaż w Brazylii musiałam zmienić podejście i się przestawić, bo wszyscy od razu mnie przytulali i całowali, ale to było tak naturalne i szczere, że sprawiło mi przyjemność. Poczułam się przyjęta do wspólnoty.

Intuicja

Bywa powiązana z węchem – mówi się przecież „mam do czegoś nosa” albo „coś mi tu śmierdzi”. Nos może podpowiedzieć: „Z tym się koleguj, a z tamtym nie”. I w tej kwestii moja intuicja działa, jednak wydaje mi się, że nie mam jej na co dzień, raczej miewam. Jest jednak w bliskim towarzystwie kilka osób, na których opinii mogę się oprzeć. Takie ciało doradcze. Ja w ogóle lubię się radzić, chociaż nie idę za tymi wskazówkami ślepo, przepuszczam je przez swój filtr. Na pewno podążanie za intuicją niesie zmiany – może jeszcze muszę się tego nauczyć?

Dorota Miśkiewicz. Skrzypaczka, kompozytorka, wokalistka, jazzmanka. Swój ostatni album „Bons Amigos” (Warner Music Poland) nagrała z genialnym brazylijskim gitarzystą Toninho Hortą.