Paweł Huelle, fot. Adam Golec

A dużo ma Pan jeszcze w tych szufladach?

Dużo. Ja nie chcę się dzielić swoimi książkami. Chodzi o opowiadanie historii. Pisarzem zostałem przez przypadek i to naprawdę nie jest żadna kokieteria. Bardzo lubię pisać, a najbardziej erotyki.

Czytelnicy zachwycają się pana książkami, ale krytyka jest wobec Pana bezwzględna. Zarzuca się Panu, że opowiada Pan cały czas tę samą historię i nie ma nic nowego do napisania?

Krytycy piszą różne rzeczy na mój temat. Ja się tym nie przejmuję. Tak to bywa. Jest taki jeden krytyk, który za każdym razem, przy każdej mojej książce, pisze o mnie to samo, Że wprawdzie warsztat doskonały, że umiejętność opowiadania anegdoty doskonała, ale po za tym nic nowego. Nihil novi sub sole. To jest sytuacja właściwie jak z Gombrowicza. Symetryczna. Jeżeli jest tak, że ja faktycznie za każdym razem piszę to samo, to i on ciągle pisze to samo. To jest zabawne. Stanisław Lem powiedział kiedyś na spotkaniu z młodymi pisarzami, na którym byłem: „Słuchajcie panowie, nie przejmujcie się tym, co piszą krytycy. Nigdy nie wchodźcie z nimi w polemikę. Nie odpowiadajcie. Nawet jak napiszą, że jesteście do bani... To są dwa różne światy.” I tego się trzymam. Czy napiszą o mnie, że genialne książka, czy beznadziejna - ja się tym nie przejmuję. Oczywiście, czasem się irytuję. Bo ile razy mogę czytać o sobie, że nic nowego nie napisałem? Generalnie poważnej krytyki literackiej w naszym kraju nie ma.

Pewnie wielu nie zgodziłoby się z tą opinią.

W Polsce nie ma krytyków. Są tylko dziennikarze, którzy piszą coś z polecenia szefa działu. Ale poważnej krytyki literackiej nie ma. I to jest słabość naszej kultury. Podobnie jak nie ma krytyki muzycznej. Proszę sobie wyobrazić, że w połowie lat 30-tych w Filharmonii Warszawskiej wystąpiła Clara Haskil. Jak się zajrzy do archiwum, to można odkryć, że 10 gazet - warszawskich i ogólnopolskich - opublikowało następnego dnia recenzję z recitalu tej wybitnej pianistki. Wspaniałego recitalu, podczas którego grała m.in. utwory Chopina i Brahmsa. W jakiej gazecie przeczytają Panie dziś recenzję z recitalu jakiejkolwiek pianistki, która odwiedzi Warszawę? Nigdzie Panie o tym nie przeczytają.

Pana przedostatnia książka „Opowieści chłodnego morza” weszła do pierwszej siódemki nagrody „The Independent”. Jest Pan popularny poza granicami Polski?

Mimo złośliwości krytyków moje książki się sprzedają. Mam ogromne ilości tłumaczeń. Mam lepsze recenzje w Europie, niż w Polsce. Zawsze lepsze... Krytyka się zachwyca, są oczarowani moją książką... A ten krytyk o którym wspomniałem znowu napisał, że to samo. 

Pisze Pan dla kobiet?

Bohaterką „Śpiewaj ogrody” jest kobieta.

To jest przyjaźń? Czy kochanie?

I przyjaźń, i kochanie. Jedno i drugie.

Greta ma swój pierwowzór?

Oczywiście. Była wspaniałą kobietą. To ona mnie zainspirowała. Powieść zacząłem pisać już 20 lat temu i pisałem ją w kilku wariantach jako powieść dla siebie. Nie do publikacji. Ale w końcu kiedy postanowiłem ją wydać, stwierdziłem, że to się wszystko nie układa. Musiałem zrobić coś strasznie trudnego dla pisarza. Napisać wszystko od nowa. To samo, ale inaczej.

Powie Pan coś więcej o Grecie?

Była taka pani, która mówiła źle po polsku. Była Niemką, która z niewiadomych dla mnie powodów pozostała w Gdańsku, chociaż mogła wyjechać z Niemcami. Po wojnie były deportacje, ale ona została. Nauczyła się polskiego. Całe życie mówiła jednak z wyraźnym akcentem. Ja od niej dowiedziałem się bardzo wielu rzeczy o moim mieście, nieistniejącym już wtedy Wolnym Mieście Gdańsk.

Opowiedziała Panu właśnie tę historię?

Bardzo mnie zainspirowała. Oczywiście zmieniłem tę historię, ale nie do końca... Ona niestety już nie żyje. Leży na cmentarzu w Oliwie. Chodzę na jej grób zawsze w jej „geburtstag” i zapalam jej świeczkę... Dla ohydnej Niemry - proszę tak napisać.

Proszę jeszcze opowiedzieć o rękopisie Francuza. Skąd pomysł?

Co my, Europejczycy, daliśmy światu? Francuz w mojej powieści obrazuje pewną historię europejską. Zło, które jest eksportowane na zewnątrz, do kolonii, odbija się i wraca jako jeszcze gorsza potworność. On jest oczywiście prototypem Markiza de Sade i prototypem tego zła totalitarnego, które się stało w XX wieku. To było zupełnie niewyobrażalne! Francuz jest zapowiedzią tego piekła, które ma nadejść.

Co pan lubi w kobietach najbardziej?

Pośladki i piersi. I to czy są w stanie nawiązać ze mną kontakt intelektualny. Uwielbiam zapach kobiet. I co jeszcze? Już proszę nie prowokować, bo będzie skandal. Kobiety są mądrzejsze niż mężczyźni, ja tak uważam. Mężczyźni są lepsi na krótkich trasach, ale kiedy trzeba dużej wytrwałości - to potrafią to tylko kobiety. Mężczyźni zdradzają częściej niż kobiety. Proszę o tym pamiętać.


Na końcu spotkania pisarz informuje nas, że pierwsze duże pieniądze zarobił dzięki magazynowi ELLE: „Poproszono mnie pod koniec lat 80., żebym napisał o zmianach w Polsce” - wyjaśnia. „Zaproponowali mi za to wtedy 500$”.

ROZMAWIAŁY  Zofia Karaszewska i Sylwia Stano z Bibliocreatio