Pierwsze pytanie, którego nie można nie zadać, to: „Jak przeżyłaś ostatni rok?”. Z projektantką Lily Poustovit spotykam się w modnym kijowskim Milk Barze. Dzień wcześniej odbył się pokaz jej kolekcji na sezon jesień–zima. Pierwszą część widowiska, które odbyło się w zupełnym milczeniu, widzowie porównywali do hołdu, do minuty ciszy. Poustovit, która rok temu urodziła córkę, opowiada, jak nosiła jedzenie ludziom, którzy budowali barykady na Majdanie, i jak przyjeżdżała do pracy w atelier na Chreszczatyku, blisko centrum wydarzeń. Czy bała się o dziecko? ,,Nie, ale zaczęłabym się bać, gdyby Majdan nie zwyciężył”. Na moment w jej oczach pojawiają się łzy, ale za chwilę twarz rozjaśnia uśmiech. To pokazuje nastroje, jakie obecnie królują na Ukrainie. Moda jest jedną z najbardziej dynamicznych sfer ukraińskiego biznesu. Nie mogła pozostać na marginesie rewolucyjnych wydarzeń. Choć nikt się nie spodziewał, że projektanci i styliści wystąpią tak aktywnie w obronie praw obywatelskich.

Każdy pomagał jak mógł: ubraniem, jedzeniem, opałem. Kiedy Natalia Kamenskaja i Olesia Kononowa, projektantki marki Lake, kończyły pracę nad kolekcją, prosiły szwaczki, by nie przychodziły do pracy. Ale one stawiały się codziennie, choć droga zajmowała im pięć godzin. Mówiły, że w centrum czują się spokojniej. Jedna z największych luksusowych sieci Ukrainy, Helen Marlen Group, dystrybutor takich marek jak Alexander Wang, Chloé i Saint Laurent, przeznaczyła swój sklep na Chreszczatyku na punkt pomocy medycznej. Witryny były zamalowane graffiti i zakryte folią, przez całą dobę lekarze udzielali pierwszej pomocy.

O ukraińskich projektantach mówi teraz cały świat i przyczyną wcale nie jest rewolucja na Majdanie. Tutejsza moda jest znacznie nowocześniejsza niż w wielu krajach Europy Wschodniej. Dyskutują o niej autorytety, od „The Business of Fashion” po „The Guardian” i „The Times”. Ubrania projektantów kupują Colette i Luisa Via Roma. Ukraińcy jeżdżą na najważniejsze tygodnie mody i sprzedają swoje kolekcje na całym świecie.

JULIA PASKAL
projektantka Paskal
Mieszkam i pracuję w Odessie, co pozwala mi skoncentrować się na procesie twórczym. W Kijowie mam przyjaciół. Niedawno urodziłam córeczkę, a macierzyństwo bardzo dyscyplinuje i inspiruje. Polinę zabieram z sobą wszędzie, była nawet na moim pierwszym pokazie, choć miała wtedy trzy i pół miesiąca. Moja nowa kolekcja jest poświęcona kobiecemu początkowi i dualności, jest w niej dużo bieli, delikatnego różu, jasnożółtych barw. Uważam, że Ukraina jest w tym szczególnym momencie, kiedy wszyscy zaczynają troszczyć się o swój kraj. Ludzie mają wiele szczerych emocji, a to przekształca się w energię twórczą. Nasz kraj dynamicznie się rozwija i my też możemy tworzyć jego oblicze. W czasie głównych wydarzeń politycznych szykowaliśmy się do wyjazdu do Paryża na konkurs LVMH. Pracowaliśmy bez przerwy, a wiadomości z barykad dochodziły z wszystkich kątów pracowni przez całą dobę. To bardzo silnie nas naznaczyło. Do Odessy fala chaosu nie zdążyła dotrzeć. Kiedy byłam w te straszne dni w Kijowie, widziałam rewolucję na Majdanie, a parę ulic dalej ludzi, którzy spokojnie siedzili w kawiarniach i sączyli kawę.
Razem ze mną do konkursu LVMH stanęło 30 projektantów, wielu z nich bardzo znanych. W ogromnym showroomie każdy uczestnik miał osobny boks do prezentacji kolekcji i marki. Poznaliśmy fantastycznych ludzi! Podchodzi do ciebie Riccardo Tisci i mówi: „Cześć, jestem Riccardo”. Miałam spotkanie z Nicolasem Ghesquière’em, ale tak się denerwowałam, że nic z niego nie pamiętam. Nie udało mi się zakwalifikować do dziesiątki finalistów, ale dostałam zamówienia od sklepów Colette i Luisa Via Roma.