Kariera Chalameta to jedno z najciekawszych zjawisk filmowych ostatnich lat. Od czasu znakomitego występu w dramacie „Tamte dni, tamte noce” aktor rozsądnie dobiera role, grając w głośnych produkcjach Netflixa („Król”), jak i ambitnych adaptacjach znanych powieści („Małe kobietki”). W tym roku zobaczymy go również w nowym filmie Wesa Andersona („The French Dispatch”) i przepełnionej gwiazdami „Dune” Denisa Villeneuve’a. Okazuje się, że do harmonogramu aktora trzeba będzie dopisać kolejny tytuł.  

Jak dowiadujemy się m.in. z portalu deadline.com, Searchlight Pictures podpisało umowę z Jamesem Mangoldem, reżyserem „Logan: Wolverine”, na stworzenie filmu o Bobie Dylanie. Rzecz ma skupić się na początkach kariery tego wybitnego muzyka, czyli okresie, gdy stał się największą ikoną folku. Jednak w połowie lat 60. Dylan dokonał szokującego wówczas zwrotu w stronę rock n’ rolla, inkorporując do swojego brzmienia gitarę elektryczną. Wielu fanów uznało to za zdradę.

ZOBACZ TEŻ: Timothée Chalamet kończy 24 lata. Przypominamy jego najlepsze stylizacje [GALERIA]

W postać Dylana ma wcielić się właśnie Chalamet, który obecnie jest w trakcie negocjacji z wytwórnią. Rzekomo aktor zaczął już pobierać lekcje gry na gitarze, żeby przynajmniej zaznajomić się zarówno z akustykiem, jak i elektrykiem. Pomysł z jego angażem rzecz jasna nie jest głupi, ale w mediach społecznościowych pojawiły się opinie, że Chalamet raczej nie pasuje na Dylana. Jednak w tym przypadku z osądem będziemy musieli poczekać do czasu, aż ukaże się zwiastun nadchodzącej produkcji.

Przypomnijmy, że ostatni duży film opowiadający o Dylanie ukazał się w 2007 roku. Było to świetne „I’m Not There, Gdzie indzie jestem” Todda Haynesa. W tym pomysłowym, postmodernistycznym obrazie sześciu aktorów zagrało różne aspekty osobowości muzyka. Wśród nich był także portret artysty z połowy lat 60. – tutaj brawurowo w muzyka wcieliła się Cate Blanchett. Tym samym przed Chalametem sporo pracy, by dorównać temu, co pokazała australijska aktorka.