Opowieść Małeckiego docenia się ze względu na język, lekki styl pisania, ale też za wzruszającą historię i pokazanie zdarzeń z trzech punktów widzenia. Jak to wykorzystała Dębska? Narratorką całego filmu jest 20-letnia Anastazja, która urodziła się z porażeniem mózgowym. Opiekuje się nią samotny ojciec. Mimo ogromnych przeciwności losu, główna bohaterka jest absolutną optymistka i cieszy ją każdy moment, nawet proza życia. Marzy o dwóch rzeczach: żeby się zakochać i zdać maturę. Tej drugiej kwestii przeciwny jest Poldek, który pracuje z domu jako fotograf i żeby pomóc córce kończy nawet kursy z rehabilitacji. Idealny opiekun przede wszystkim patrzy na szczęście córek, za to swoje życie odstawia na boczny tor. Swoją wielką miłość przecież już przeżył. W tym trio jest też ambitna Łucja. Młoda kobieta próbuje dostać pierwszoplanową rolę w balecie na deskach Teatru Wielkiego. Konkurencja jest ogromna, ale ambitna tancerka ćwiczy ile tylko się da. To może być jej ostatnia szansa na takie wyróżnienie. Kariera w balecie jest krótka, a konkurencja ogromna. Opowiadając o swojej siostrze Nastka w pewnym momencie mówi: "obie siłujemy się ze swoim ciałem", choć na różne sposoby. I właśnie to zdanie pozostanie z nami na długo. Szkoda tylko, że mocniej tego nie pokazano.

Reżyserka znana z takich filmów jak "Moje córki krowy", "Zabawa Zabawa", "Zupa nic", "Plan B" mocno podkreśla, że warto cieszyć się każdą chwilą życia, bez względu na wszystko. Powinniśmy być otwarci na innych. Całość w przekazie jest bardzo lekka, mocno wzruszająca, ale i z humorem (zwłaszcza gdy na ekranie pojawia się sąsiadka Józefina, grana przez Kingę Preis). Można powiedzieć, że to wszystko jest nawet zbyt kolorowe. A wręcz bajkowe. Koniec końców smutna historia ma nam dać, pokrzepienie, nadzieję i zwrócić uwagę na dobre strony życia. Oczywiście są momenty, kiedy wzruszenie trzyma za gardło, a innym razem śmiejemy się razem z bohaterami. Jednak całość daje efekt rodem z filmu telewizyjnego. Brakuje głębi, choć to przecież kino dla "wrażliwców". 

Ogromnym plusem "Święta Ognia" jest odtwórczyni głównej roli, Anastazji, czyli Paulina Pytlak. Młoda aktorka świetnie się wciela w tę postać pokazując zarówno ograniczenia swojej bohaterki, jak i feerię emocji. A przecież Nastka nie mówi, a sama komunikacja z nią do łatwych nie należy. Nie ma tam fałszu. Ciekawe, w jakiej roli zobaczymy ją po tym filmie.

Czy "Święto ognia" zaskoczy widza? Niekoniecznie, ale są chwile, kiedy każdy z nas potrzebuje ciepłego filmu na trudne momenty życiowe.