Mamy powody do dumy! Gosia Baczyńska to pierwsza Polka, która pokazała swoją kolekcję w oficjalnym kalendarzu paryskiego tygodnia mody. To nie tylko wielki sukces Gosi, ale też  historyczny krok dla polskiej mody. Po raz pierwszy nasz projektant pokazał się obok tak wielkich domów mody jak Hermès czy Louis Vuitton. ELLE nie ma wątpliwości – sukces Gosi jest w 100% zasłużony. Składa się na niego niezwykły talent i nieprzeciętna pracowitość.

ELLE: Jesteś pierwszą Polką, której udało się dostać do oficjalnego kalendarza paryskiego tygodnia mody. Jakie to emocje?
Gosia Baczyńska: Wielkie. Dopóki nie zobaczyłam się na oficjalnej stronie paryskiego fashion weeku nie do końca wierzyłam, że to marzenie się spełnią. Nie chciałam nikomu o tym mówić, żeby nie zapeszyć. Droga na paryski tydzień mody jest trudna, wymaga akceptacji wielu osób. A gdy się tam już jest, ma się pewność, że to co się robi jest wartościowe. Jeszcze nie ochłonęłam po tym pokazie. Chociaż nie wszystko poszło, tak jak chciałam.

ELLE: Czego się nie spodziewałaś?
Gosia Baczyńska: Wszystko działo się tak szybko, ciągle trzeba było gasić pożary. Okazało się, że jest problem z transportem kul dyskotekowych, które stanowiły scenografię. Gdy już dojechały na miejsce, wymagano od nas ekspertyz technicznych, był problem z instalacją. Przestrzeń w Galerii Palais de Tokyo miała być wynajęta na 24 godziny, ale dostęp do niej był tylko przez 12 itd. Zawiodły rzeczy, które wydawały się pewne. W Polsce agencje modelek obiecały, że wyślą na mój pokaz największe gwiazdy. W Paryżu pojawiły się problemy, modelki jednak nie były dostępne. Co, jak wyszło w praniu, nie było prawdą. Dziewczyn nikt nawet o udział w pokazie nie zapytał, miały do mnie żal, że nie zostały zaproszone...

ELLE: Najważniejsze, że sama kolekcja jest rewelacyjna!
Gosia Baczyńska: Zainspirowała mnie muzyka. Utwór "I Feel Love” Donny Summer w wykonaniu Klausa Nomi. Jego współpraca z Davidem Bowiem i wystawa poświecona Bowiemu w londyńskim Victoria&Albert Museum. W tej kolekcji nie chodzi tylko o ubrania. Kryje się za nią coś więcej, emocje. Pytania o kosmos, sens życia, granice rzeczywistości i iluzji.


ELLE: Jak zostałaś przyjęta?
Gosia Baczyńska: Znajomi ciągle podsyłają mi linki z pozytywnymi recenzjami. Wiem, że było aż osiem osób z różnych edycji Vogue'a i naczelna francuskiego Numéro. Że do mojej paryskiej agencji PR wpływają pozytywne opinie. Wielkim wyróżnieniem jest to, że na moim pokazie pojawił się Didier Grumbach, prezes Fédération Française du Prêt-à-Porter. Pogratulował mi, mówiąc, że kolekcja jest „magnifique”. Obiecał zorganizować mi lepsze miejsce w kalendarzu tygodnia mody. Będę tam prezentować kolekcję na następny sezon, inspirowaną polskością.


ELLE: Dotychczas nie pokazywałaś kolekcji sezonowo, co pół roku. Dlaczego?
Gosia Baczyńska: Tworzyłam po prostu kiedy byłam gotowa. Tak samo robi Azzadine Alaïa i nikt mu tego nie wypomina. Kreację od Baczyńskiej kupuje się na całe życie i nie wyrzuca się jej po pół roku. Teraz machina ruszyła i jestem zmobilizowana, by co sezon przygotować świetną kolekcję. Towarzystwo największych światowych projektantów mobilizuje.


ELLE: Masz dużo klientek?
Gosia Baczyńska: Zależy co to znaczy dużo. Każda moja kreacja powstaje dość długo. Jest praco i czasochłonna, niestety również kosztowna. Teraz być może będę musiała poszerzyć produkcję. Pokaz w Paryżu to konsekwentny krok na mojej drodze. W Polsce osiągnęłam już wszystko, co mogłam. Mam własny butik, rzeszę klientek, moje ubrania pojawiają się w magazynach i na gwiazdach.  Dzięki pokazaniu się na fashion weeku mam szansę sprzedawać luksus na większą skalę. Chociaż nawet sprzedając w Polsce miałam niezwykłe klientki np. księżniczkę arabską...

ELLE: W branży mówi się, że jesteś najzdolniejszą projektantką, ale też, że jesteś leniwa.
Gosia Baczyńska: Ja leniwa? Gdy słyszę, że jestem leniwa otwiera mi się nóż w kieszeni. Pokaz w Paryżu wymaga ogromnego nakładu pieniędzy. Zaproszono mnie tam już siedem lat temu. Byłam podekscytowana, potem zorientowałam się, ile to kosztuje. Wynajem miejsca, francuska agencja PR itd. Ciężko pracowałam, by spełnić swoje marzenia. Poza własną kolekcją zrobiłam kreacje na galę Orlenu, linię dla marki Andrzej Jedynak, projekt apartamentu w Cosmopolitan, kostiumy do opery.


ELLE: Nigdy nie kusiło Cię by iść prostszą drogą? Zrobić linię basic?
Gosia Baczyńska: Zawsze byłam ambitna. Gdy w modzie były printy, nie zrobiłam ich na komputerze. Zaprosiłam artystę Roberta Kutę.  Konsekwentnie idę pod prąd. Dlatego swoje atelier założyłam na Pradze, w magicznym miejscu. Nie chciałam by było to zatłoczone Śródmieście w otoczeniu banków i marketów. Zainwestowałam w to wszystkie swoje oszczędności. Bardzo długo mieszkałam w pracowni. Bardzo wierzę w swoją wizję i nigdy nie chciałabym tego zatracić...


ELLE: Dlaczego zaczęłaś projektować?
Gosia Baczyńska: Bo nie było, w co się ubrać. Pamiętam, jak byłam w liceum plastycznym i modne były takie płaszcze oversize. Kupiłam koc i u koleżanki po nocy uszyłam szałowy płaszcz. Pojechałam w odwiedziny do siostry, ona otwiera drzwi, widzi mnie w tym płaszczu i mówi... „Ty małpo!”. To była moc. Naprawdę ten płaszcz był świetny. Szyć nauczyłam się sama, z wykrojów, metodą prób i błędów. Byłam zdeterminowana. Ubierałam wszystkich, siostrę, mamę, koleżanki.


ELLE: Dziś odmawiasz wielu celebrytom. Bardzo wybiórczo podchodzisz do tego, jakim gwiazdom wypożyczasz ubrania.
Gosia Baczyńska: Bo niektóre są dla mnie bohaterkami z innej bajki. Kobieta ubrana przez Gosię Baczyńską musi być inspirująca, utalentowana, inteligentna. Taką osobą jest dla mnie np. Magda Cielecka. Ale wśród moich klientek są nie tylko artystki. To również prawniczki, szefowe firm, ale też i żony przy mężach, które są często wspaniałymi osobami.


ELLE: Kto pracuje przy Twoich pokazach?
Gosia Baczyńska: Przy pokazie w Warszawie scenografię zrobiła Magda Maciejewska, światło robiła Jacqueline Sobiszewska, muzykę skompilował Andrzej Smolik, lookbook sfotografowała Agata Pospieszyńska. Dzięki temu, że pracuję z ludźmi, którym ufam mogę konsekwentnie realizować własną wizję. W tym pokazie zagrało wszystko. Fryzury, makijaże, muzyka, scenografia. Warszawski pokaz był przedsmakiem pokazu paryskiego – później rozwinęłam kolekcję, niektóre sylwetki wyrzuciłam, inne trochę przerobiłam. Teraz jest to spójna kolekcja. Są w niej i bluzy i suknie na wielkie gale.

Rozmawiała Ina Lekiewicz