MUZYKA: „BRUT" Monika Brodka

W zeszłym roku minęło dziesięć lat od pamiętnej, świetnej "Grandy" Moniki Brodki. Trzecim albumie dziewczyny z Żywca, która po przygodzie z piosenką łatwą i przyjemną wyrysowała wszystkim muzyczną krzyżówkę zmieniając oblicza rodzimego popu na dobre. A potem mijały lata i godziny, a na naszych oczach ukształtowała się jedna z najważniejszych współczesnych artystek, która chociażby na świetnym koncercie na Festiwalu w Ostravie udowodniła, że potrafi połknąć nas, niczym najwięksi światowi headlinerzy. Na najnowszym albumie "BRUT", kontynuje drogę z poprzedniego krążka i prowadzi nas w mroczniejsze odmęty i zaułki. Tym razem do wielkiego, betonowego miasteczka stworzonego w nurcie brutalizmu. Nurcie architektury późnego modernizmu, który powstał po wojnie i zakładał, że najważniejsze są: przestrzeń, konstrukcja i uwrażliwienie na właściwości zastosowanych materiałów. Zmienił architekturę z abstrakcyjnej na ekspresyjną.

I taka też jest nowa płyta Brodki, która w surowym, betonowym lesie konstruje monumentalne bryły tworząc z nich osiedla dźwięków. Tyle tu dźwięków ile mieszkańców. Mamy tu gitarowe alternatywne granie z lat 90. z domieszką punku i ludowych duchów w postaci takich instrumentów jak okaryny, piszczałki, dudy, które artystka sampluje, tworząc z nich nowe instrumenty o niekończącej się skali. Unosi się nad miastem Cobain, Bjork, Pj Harvey i wszystko co najlepsze we wspaniałych latach 90. Nie ma więc dla Brodki skali w muzyce, nie ma ograniczeń w przestrzeni, komunikacji, ale także w warstwie tekstowej, w której dotyka płci, tworząc z niej figurę łączącą elementy kobiecości i męskości. I jest to album brudny, duszny, niebezpieczny, pełen betonu i mgły, ale którzy nie lubi takich klimatów!

FILM: „Ludzki głos" Pedro Almodovar, Gutek Film

To jest studium żałoby według Pedro Almodovara. Żałoby po objęciach, które zostały przerwane. Pozostały jednak przedmioty, które tną ciszę wspomnieniami. Wspaniała to  krótkometrażowa sonata o kobiecie na skraju załamania nerwowego. Kobiecie, która po czteroletnim związku, po miłości musi nauczyć kończyć rozmowę telefoniczną z kimś, kto jest już jej przeszłością. Ale "Ludzki głos" na postawie sztuki Jeana Cocteau nie jest tylko destrukcyjnym stanem pozostawionej na pastwę samotności kobiety, ale i pokazaniem jej siły, odrodzenia. Reżyser wyśmienicie rysuje tu postać kata i ofiary w jednym, nie pozwalając zaszufladkować postaci wybornie granej przez magnetyczną Tildę Swinton. Almodovar choć w swoim świecie krwistej czerwieni, precyzyjnie dobranych rekwizytów i kostiumów, z muzyką Aberto Iglesiasa to jednak niezwykle świeży, wielowymiarowy w budowaniu historii, trzymający nas w napięciu jak Alfred Hitchcock.

To już nie telenowela, to suspens, który nie pozwala nam wyrwać się z sali kinowej, trzymając nas w czterech ścianach, jak Bunuel swoich bohaterów w „Aniele zagłady". Zresztą masohistycznego Bunuela pastwiącego się nad psychiką postaci uwięzionych w sytuacji bez wyjścia też odnajdziemy w etiudzie Pedro Almodovara. I jest to danie idealnie skomponowane, które nasyca, ale jednocześnie łakniemy tego pożądania więcej. Tego teatru, którym jest życie. Na szczęście to nie koniec duetu Pedro - Tilda.

WYSTAWA: „Xawery Dunikowski. Malarstwo", Królikarnia

"Xawery Dunikowski. Malarstwo" to pierwsza wystawa poświęcona tej mniej znanej dziedzinie twórczości Xawerego Dunikowskiego. Obok jego obrazów zostaną na niej zaprezentowane szkice rysunkowe i malarskie artysty, a także fotogramy i fotografie reportażowe autorstwa Zygmunta Szarguta-Szarka oraz Jerzego Langdy. Dla Dunikowskiego, przede wszystkim rzeźbiarza, malarstwo było ważną częścią działalności artystycznej. Kreował się on na artystę wszechstronnego.

W obrazach opowiadał o osobistych uczuciach i przeżyciach, których nie chciał, lub z różnych przyczyn nie mógł, przełożyć na język form rzeźbiarskich. Ładnie bym wyglądał, gdybym nie potrafił malować. Dzięki temu, że umiem malować, potrafię i rzeźbić – twierdził Dunikowski. Obrazy bywały również wyrazem jego miłości i przywiązania do bliskich mu osób, m.in. do córki Marii. Wystawę poprzedziły szeroko zakrojone prace konserwatorskie. Ekspozycji będzie towarzyszył bogaty program edukacyjny i cykl wykładów. Wszystko zaczyna się od 11 czerwca w warszawskiej Królikarnii.

MIEJSCE: Sheraton Sopot Hotel

Tylko niech nie przerazi was nazwa, marka, która pozornie jest dostępna dla wybranych, dla tych w wersji bardziej luksusowej. W sopockim Sheratonie najważniejsze i tak jest morze. Pokoje z widokiem na morze, które zamazują wszelkie granice i podziały na lepszych i jeszcze lepszych. Tym razem w moich podróżach po Polsce chcę Was namówić na wyjazd do cudownego Sopotu, jednego z najpiękniejszych miast, najczystszych i od lat konsekwentnie prowadzonych. Sopotu do którego w każdej wolnej chwili jeździła moja babka, i jej matka i mój ojciec i cała dawna elita z Kaliną Jędrusik na czele. Sopotu, który tuż przy molo zaprasza na spanie niemal przy plaży, bo właśnie w tym miejscu usytuowany jest Hotel Sheraton.

Obiekt bryłą nawiązuje do istniejącego w tym miejscu do 1945 obiektu hotelowego, który najpierw nosił nazwę Logierhaus (Dom Gościnny), następnie w okresie międzywojennym - Kurhaus Hotel (Hotel Domu Zdrojowego), którego właścicielem w 1923 był Emil Buchwaldt. Został spalony w marcu 1945. Powstały zaledwie ponad dekadę temu nowy obiekt szybko zyskał status i prestiż, a wśród gości, którzy zatrzymali się w pokoju z widokiem na morze byli chociażby muzycy z zespołu Depeche Mode, JayZ, Rihanna czy Roman Polański. To jest porcja luksusu, która łączy dobre jedzenie, które na imponujących tarasach  serwuje Restauracja Wave, chociażby w każdy piątek zapraszając na włoską ucztę. Jest też druga propozycja, Polskie Smaki i rarytas w postaci kuchni kaszubskiej. Do tego odpoczynek i usługi takie jak spa, basen, siłownia, aż po to najcenniejsze czyli morze, które niemal puka nam do szyb. I jeśli Sopot to od tego miejsca, a potem już można płynąć z falami.