"Magdalena" to debiut reżyserski Filipa Gieldona w produkcjach pełnometrażowych. Jego film opowiada o tytułowej Magdalenie, młodej kobiecie, która już na starcie ma pod górkę. I to ostro. Mieszkanka Łodzi ma dopiero 20 lat, a już jest mamą 5-letniej dziewczynki. Do tego mieszka z własną matką, nie ma pracy, ale marzy o karierze didżejki. To nie koniec jej problemów. Magda nie mówi. Nie jest to spowodowane chorobą, z tą niepełnosprawnością nie zmaga się też od urodzenia. Dziewczyna przestała mówić z powodu traumy, którą przeszła kilka lat temu. Co takiego się wydarzyło, że świat dziewczyny skurczył się tylko do elektronicznych dźwięków, serwowanych na nocnych imprezach?  

Jej problemy nie tylko przeszkadzają w znalezieniu pracy. Główna bohaterka jest bardzo nieufna, zwłaszcza w stosunku do mężczyzn. Choć zna język migowy, jest bardzo skryta - nawet w stosunku do własnej rodzicielki, która próbuje utrzymać rodzinę na powierzchni. Niestety system nie pomaga, pomoc społeczna ma klasycznie związane ręce. W międzyczasie Magdalena stawia pierwsze kroki jako djka. Pomaga jej w tym doświadczona w tym temacie Julia. Młoda adeptka ma do tego smykałkę, co więcej, nawiązuje nić porozumienia ze starszą, bardziej doświadczoną kobietą. Propozycja wyjazdu do Berlina sprawia, że nasza bohaterka w końcu widzi światełko w tunelu. Jednak wszystko szybko się kończy. Rozwala jak przysłowiowy domek z kart. Przeszłość daje o sobie znać, a każda kolejna decyzja, czy próba wyjścia z trudnej sytuacji prowadzi donikąd. Aż w końcu Magda zostaje z niczym. 

"Magdalena" to film pełen traum. Można powiedzieć, że nawet zbyt wielu. Napięta relacja z matką, macierzyństwo w bardzo młodym wieku, molestowanie, życie w mieście, w którym nie widać perspektyw, a widok ulic tylko podkreśla rozpacz. A w tle sporo alkoholu i papierosów. W pewnym momencie zamiast współczuć głównej bohaterce, dochodzimy do wniosku, że klisza goni kliszę, a podobne historie (często bardziej rozbudowane) były opowiedziane już wcześniej. I to wielokrotnie. Ukazanie jej przeszłości poprzez pojedyncze sceny bez dźwięku są rzeczywiście elementem, który zwraca uwagę na piekło, przez jakie przeszła ta młoda kobieta, ale to jednak trochę za mało, jak na cały film. Jej dążenie do spełniania marzeń odgrywa ważną rolę w całej historii, ale sceny z imprez są delikatnie mówiąc sztampowe, a sama ścieżka dźwiękowa nie daje nadziei na przyszły sukces. 

Jest jednak plus, a jest nim odtwórczyni głównej roli, czyli Magdalena Żak. To dla niej również debiut - dotąd aktorka występowała w pojedynczych odcinkach "Skazanej", "Na dobre czy na złe", "Drugiej szansy" czy w krótkich metrażach. To właśnie ona na swoich barkach ciągnie całą historię. Robi co może, żeby unieść całość, co więcej, przez cały czas nie wypowiada żadnego słowa. Nawet scenariusz napakowany banałami nie umniejsza jej talentu. Zmęczenie, niezrozumienie, brak oparcia, upokorzenie, ale i nadzieja na lepszy los i może miłość - to wszystko prezentuje Żak na ekranie. Niestety reszta bohaterów jest mocno stereotypowa i widz szybko dochodzi do tego, jak całość potoczy się dalej. A jeśli mowa o zakończeniu, to ostatnia scena nie daje odpowiedzi, tylko wręcz przeciwnie, sprawia, że znów jesteśmy w punkcie wyjścia, jak na początku tej historii. Warto jednak przyjrzeć się samej Żak, bo to kolejna młoda polska aktorka z talentem, który warto odkrywać dalej. 

_________

W ELLE.pl na co dzień informujemy Was o trendach, stylu życia, rozrywce. Jednak w tym ciężkim czasie część redakcji pracuje nad treściami skupionymi wokół sytuacji w Ukrainie. Tutaj dowiecie się jak pomagać, sprawdzicie gdzie trwają zbiórki i przeczytacie co zrobić, aby zachować równowagę psychiczną w tych trudnych okolicznościach: pomoc dla Ukrainy