Kusi coraz mniej. Czy przestał sprawiać przyjemność? Seks jeszcze nigdy nie był tak dostępny i jeszcze nigdy nie kochaliśmy się tak rzadko, wynika m.in. z danych prof. Zbigniewa Izdebskiego, który od blisko 30 lat bada aktywność seksualną Polaków. Ta zaś leci na łeb na szyję. Szczególnie wstrzemięźliwe jest młode pokolenie, i to nie tylko w Polsce. Według Uniwersytetu Chicagowskiego niemal co czwarty mężczyzna poniżej trzydziestki nie uprawia seksu. Na ten kierunek zwróciła uwagę już dekadę temu Jean M. Twenge, profesorka psychologii badająca różnice pokoleniowe na Uniwersytecie Stanowym w San Diego. Z jej obserwacji zawartych w książce „iGen” wynika, że Amerykanie wychowani w erze internetu uprawiają seks dwukrotnie rzadziej niż osoby z pokolenia X w ich wieku. Odsetek licealistów, którzy mają za sobą „ten pierwszy raz”, spadł z 54 do 40 proc. Jest też druga strona medalu – późniejsze dojrzewanie seksualne i emocjonalne przekłada się na większe poczucie odpowiedzialności. Czy nasze zwyczaje seksualne przechodzą transformację i co z tego wynika, pytamy terapeutkę seksualną i psychoterapeutkę dr Agatę Loewe-Kurillę. 

Generacja Z nie odnajduje w seksie tyle radości co starsze pokolenia? 
AGATA LOEWE-KURILLA: Skąd ten pomysł?! Dziś młodzi dorośli już wiedzą, że seks to nie tylko penetracja. Dotyk, pocałunki, wzajemne wpatrywanie się w oczy albo eksperymenty ze swoim awatarem na czacie też mogą być erotycznym doznaniem. Tymczasem większość analiz od lat pozostaje w niezmienionej formie i to dlatego bada się głównie czas rozpoczęcia inicjacji seksualnej i liczbę stosunków. W taki sposób wciąż kocha się większość dojrzałych kobiet, choć wiemy już, że nie jest to najbardziej satysfakcjonująca forma współżycia i większość z nas nie osiąga w ten sposób orgazmu. Myślimy, że tak trzeba, bo tak nas nauczono. A czym właściwie jest seks? 

Czuję, że to podchwytliwe pytanie.
Sama więc na nie odpowiem: każdy ma swoją definicję seksu. Dla niektórych będzie to klasyczny stosunek małżeński, dla innych masturbacja przy porno, fantazja erotyczna albo wspólne lizanie lodów z jednego rożka. Fakt, że już się tak wytrwale nie penetrujemy jak np. w latach 80., nie oznacza, że coś jest nie tak z naszą seksualnością. My, czyli generacja X i Y – milenialsi, oceniamy seks kolejnych pokoleń z własnej perspektywy. Ale czy na pewno takie „tradycyjne” podejście jest zdrowe? Przypomnijmy, że dzisiejszych 40-latków przede wszystkim straszono seksem: HIV, niechciana ciąża, grzech, obowiązek małżeński… Pokutowało przekonanie, że stosunek musi boleć, że dziewictwo to coś cennego, a nic się w zamian za jego utratę nie zyskuje. Na gruzach tych teorii, w kontrze do nich wyrosło przedmiotowe podejście – seks stał się kolejnym towarem do skonsumowania.

Do tego zachęcała kultura hiperseksualności – wszechobecne nagość i dostęp do pornografii online. 
Dobrze pamiętam, jak seksuolodzy bili na alarm, że powszechny dostęp do porno, wielkoformatowe billboardy z modelkami w bieliźnie i dziewczynki, które już w szkole podstawowej malują usta, będą skutkowały rozerotyzowaniem społeczeństwa. Niespodzianka! Stało się odwrotnie. Tak jak w filmie „Fortepian” w reżyserii Jane Campion – to mała dziurka w rajstopach kręci najbardziej, a nie treści erotyczne na wyciągnięcie ręki.

Seks bywał wyrazem buntu – wystarczy przywołać rewolucję dzieci kwiatów z lat 70. Czy możliwe, że dziś wyrazem sprzeciwu jest jego brak?
Może nie mamy się już przeciwko czemu buntować? Albo wybieramy inną formę protestu, np. aktywność w świecie wirtualnym? Ostatecznie to dobrze świadczy o młodszych pokoleniach, że traktują seks mniej instrumentalnie i zamiast ilości wybierają jakość. Do głosu dochodzi także seksedukacja, mimo że konserwatywne ugrupowania robią wiele, by jej przeciwdziałać. Wychowane feministycznie kobiety stawiają granice, obserwując, gdzie kończy się ich przyjemność, a zaczyna dyskomfort. Z kolei mężczyźni, czując pod skórą, że patriarchat krzywdzi także ich, już nie chcą nakłaniać partnerek do penetracji podstępem, tylko po to, żeby zaimponować rówieśnikom. Zaczęliśmy kwestionować obowiązek reprodukcji. Młodzi ludzie stawiają pytania: kto i kiedy ma decydować o tym, czy będziemy się rozmnażali? Czy instynkt macierzyński istnieje, czy to tylko kulturowy konstrukt? Czy każdy powinien mieć dziecko? Kiedyś rodzice załamywali ręce, lamentując, że młodzież uprawia za dużo seksu! Dziś załamują ręce, martwiąc się, że młodzież uprawia go za mało. Dostrzegamy tylko skrajności, to paradoks tej sytuacji.

Może jednak jest się czym martwić? Słychać głosy, że brak więzi społecznych, tempo życia, nieosiągalne wzorce piękna lansowane w social mediach skutecznie zniechęcają do zabaw w łóżku.
Można by tak dalej: presja ekonomiczna, rosnący wskaźnik lęku, powszechne stosowanie antydepresantów, ocieplenie klimatu, wojna, spadający poziom testosteronu, cyfrowe porno, uzależnienie od smartfonów, fake newsy, bogata oferta wibratorów, popularność aplikacji randkowych, nadopiekuńczość rodziców, kryzys męskości, brak snu, przegrzewanie jąder, otyłość... Wymień dowolną plagę naszych czasów, a znajdzie się ktoś, kto uzna, że właśnie ona wpływa na społeczne libido. 

A nie wpływa? 
Pewnie tak, ale po co szukać winnego? W miesięczniku „The Atlantic” opublikowano w 2018 roku (czyli jeszcze przed nasileniem tendencji, bo przed wybuchem pandemii COVID-19)duży amerykański raport „Dlaczego młodzi ludzie uprawiają tak mało seksu?”. Proszę swoich studentów, żeby zapoznali się z nim w ramach zajęć o nowych trendach w seksuologii. A potem zachęcam do krytycznego spojrzenia. Każde pokolenie dopasowuje się do czasów, w których żyje. Papierkiem lakmusowym społecznych nastrojów są dzieci. Pani w szkole krzyczy na Małgosię, że nie zrobiła pracy domowej. A ona odpowiada: „Nie odrobiłam, bo jest wojna w Ukrainie i boję się, że umrę, więc po co mi matematyka?”. Ojciec mówi do Jasia: „Odejdź od telewizora i idź pograć w piłkę”. No więc Jaś przesiada się na krzesło i włącza konsolę do gry. Ojciec krzyczy, że ma iść na podwórko, a on odpowiada: „Ale przecież cała drużyna już odpaliła FIFA 23!”. 

Nie ma nic złego w tym, że para przez jakiś czas nie będzie uprawiała seksu z penetracją. Dwa tygodnie bez współżycia nie popsują relacji.  Mamy prawo być zmęczeni. Dlaczego z tym walczyć, zamiast po prostu odpocząć?

Podobnie jest z seksem?
Żyjemy w dość bezdusznym świecie i nic dziwnego, że czujemy się przytłoczeni. Młodzi mają prawo ostrożnie podchodzić do relacji w obawie, że się sparzą. Większość problemów seksualnych, z którymi zgłaszają się do mnie pacjenci, wynika z braku wiedzy i długich lat seksu uprawianego bez pewności, czy jest on dla nich satysfakcjonujący. 

Co znaczy „niesatysfakcjonujący seks”?
To znaczy niedobry dla tej konkretnej osoby. Kiedy nadużywamy siebie, nie stawiamy granic, nie słuchamy ciała, oddzielamy się od emocji. Gdy mówię parom, że nie ma nic negatywnego w tym, że od jakiegoś czasu nie uprawiają seksu z penetracją, robią wielkie oczy ze zdziwienia, bo przeczytali wywiad z seksuologiem, że już dwa tygodnie bez współżycia może na zawsze popsuć ich relacje małżeńskie. A przecież mamy prawo być zmęczeni, przytłoczeni i nie mieć w tym momencie przestrzeni na seks. Czemu z tym walczyć, zamiast po prostu odpocząć? I właściwie dlaczego ktoś inny ma nam mówić, jaki seks jest dla nas dobry? 

Co możemy zrobić, żeby zapobiec takiemu podejściu? 
Na pewno nie grzebać pod kołdrą młodszych pokoleń. Możemy obserwować, jak one sobie z tym poradzą, jaką drogę znajdą, jakie własne rozwiązania wypracują. Możemy edukować – przedstawiać seks realnie, bez skrajności, przygotować dzieci i młodzież na dobre i na złe. Oczywiście, że będą popełniać błędy, bez nich przecież nie ma rozwoju. Ale życzyłabym sobie i im, żeby te błędy nie były traumatyczne, wynikające z braku edukacji i wiedzy. Chciałabym, żeby ludzie wiedzieli, gdzie szukać informacji i pomocy. W końcu jak włączamy nowy sprzęt, to warto przeczytać instrukcję obsługi.

Za kryzys seksualności wini się głównie mężczyzn. To oni mieli umieć „obsługiwać sprzęt” i inicjować zbliżenia. Teraz bezceremonialne zaczepki i niewybredny podryw już się nie sprawdzają, więc mężczyźni już sami nie wiedzą, co robić, jak zacząć. 
Powiem więcej – młode kobiety przeżywają flirt jako narzucanie się lub nawet przemoc seksualną. Widzę tu ogromne wyzwanie zwłaszcza dla strażniczek patriarchatu, czyli matek chłopców, które wychowują synów w przekonaniu, że wolno im wszystko. Pisze o tym m.in. Bell Hooks w książce „Gotowi na zmianę. O mężczyznach, męskości i miłości” (Krytyka Polityczna). Stawia tezę, że mężczyzna, który nie podejmuje aktywnego wysiłku na rzecz kwestionowania patriarchatu, nie uchroni się przed jego wpływem. I że nawet najżyczliwszy facet może sięgnąć po przemoc, jeżeli w jego psychice jest zakorzeniona ideologia patriarchalna. Zresztą przemoc, w tym seksualna, wciąż zbiera ogromne żniwo. 

Tylko czy korekta w wychowaniu to zmieni? 
Na pewno nie zaszkodzi. Dlatego przestańmy polaryzować postawy na te dostępne tylko dla dziewczyn i tylko dla chłopców. Nie wychowujmy w opozycji – my dobre, oni źli. Uczmy wspólnoty, partnerstwa i dialogu. Glennon Doyle, pisarka i założycielka internetowej społeczności Momastery, opisała sytuację zaobserwowaną we własnej rodzinie. Poprosiła syna, by posprzątał pokój, a on stwierdził, że tego nie zrobi, bo uczy się fizyki. Wydaje się oczywiste, że matka odpuści, bo woli, żeby dziecko było wybitnym naukowcem, niż schowało rozrzucone T-shirty. Doyle jednak nie odpuściła, bo jej zdaniem wprawdzie wykształcenie jest dobre dla jednostki, ale to posprzątanie pokoju przez chłopca, a potem mężczyznę przyczyni się do społecznej równości. Redukując u niego dominację i agresję, być może ryzykujemy, że kolejne pokolenia będą mniej aktywne seksualnie albo aktywne w inny sposób. Ale – jak ustaliłyśmy – lepiej stawiać na komfort i partnerstwo. Ludzie dalej będą się zakochiwać, płodzić dzieci i cierpieć po rozstaniu. Być może czeka nas całkowite przemodelowanie relacji erotycznych i romantycznych, być może mamy dziś w sobie więcej lęku czy nieśmiałości, ale to nie jest powód, żeby skazywać wszystkich na przymusową terapię i ogłaszać alert. Mam zaufanie do naszej wewnętrznej seksualnej mądrości.


Rozmawia Agata Jankowska