KSIĄŻKA: „Zapaść”, Marek Szymaniak, Wydawnictwo Czarne

Niemal połowie z dwustu pięćdziesięciu pięciu średnich miast w Polsce grozi społeczno-ekonomiczna zapaść – czytamy na wstępie w książce Marka Szymaniaka. W reportażu „Zapaść” wydanym przez Wydawnictwo Czarne, otrzymujemy opowieść o Polsce nieudanej. Polsce, która boleśnie odczuła transformację. Zwyczajnie nie poradziła sobie z amerykańskim snem, który wraz z prywatyzacją zamienił życie wielu ludzi w nędze. Tak było chociażby w Bielawie w województwie dolnośląskim, z którego pochodzi jedna bohaterek, Stefania, która kiedyś miała marzenia, chciała studiować polonistykę, czytała dużo książek, ale ostatecznie pracę znalazła w Bielawskich Zakładach Przemysłu Bawełniczego. I tyle, ile miała wystarczało jej na życie. Zakładowe przedszkole, przychodnia, jakieś tam podstawowe potrzeby. A potem przyszedł Pan Kapitalizm: fabryka upadła, młodzi ludzie wyjechali za granicę, jej dzieci także, a ona dzisiaj ogląda wnuka przez Skype'a w mieście, w którym migoczą tylko telewizory w domach z betonu. I nic więcej. Podobnie jak w Jaśle, Tomaszowie Mazowieckim czy Hajnówce, w której do 2050 roku będzie żyło o połowę mniej ludzi. W tym gorzkim obrazie Polski po 89' otrzymujemy obraz gdzieś ponad tęczą, marzeniami, poza wielkimi miastami, w którym nie ma nic prócz samotnej starości i wątpliwej jakości barów zamykanych przed dwudziestą pierwszą. Ten reportaż to opowieść o kondycji naszego kraju, nie raju.

MUZYKA: „Mother Nature” Angélique Kidjo

Nie ma drugiej takiej artystki jak Angélique Kidjo z Beninu – królowej afrykańskich rytmów, która zachwyciła cały świat. Dziś artystka jest już dojrzała, ma na koncie nagrody Grammy i publiczność, która przemierza za nią cały świat, a także przede wszystkim niepowtarzalny styl, którego nie da się porównać z żadnym innym artystą. Kidjo zawsze stawiała na inkluzywność, czy to w swoich panafrykańskich piosenkach, czy współpracując z licznymi artystami, w tym Philipem Glassem i Indonezyjskim Anggunem, dotykała się zarówno twórczości Talking Heads czy, jak na najnowszym albumie, składa hołd dla zmarłej divy salsy Celii Cruz. Na najnowszym krążku „Mother Nature" wraca do domu, współpracując z szeregiem młodych, lokalnych głosów. Co charakterystyczne, posługuje się językiem fon, joruba, angielskim, pidgin, a nawet francuskim i twi. Na czternastym już albumie pełnym energii, otrzymujemy mieszankę współczesnego otrzymujemy mieszankę współczesnego hip-hopu,  rnb, ale tradycyjne smaki Afryki. Kidjo to jedyna w swoim rodzaju muzyczna obywatelka świata.

OPERA: „Cardillac”, Mariusz Treliński, Teatr Wielki – Opera Narodowa

Opera „Cardillac” Paula Hindemitha w reżyserii Mariusza Trelińskiego, oparta jest na noweli E.T.A. Hoffmanna. Opowieść o zakamarkach ludzkiej duszy, która zapatrzona we własne odbicie doprowadzić może do tragedii. Opowieść o przekroczeniu granic samouwielbienia, dalej o władzy i sukcesie, który z czasem przeradza się w szaleństwo. Wreszcie to opowieść o tym, czy geniuszowi wolno więcej – temu szaleńcowi, przywódcy stada, za którym ślepo podążamy, mimo że ma krew na rękach. Treliński snuje w tej całkowicie nieznanej Polskiemu widzowi operze z początku ubiegłego wieku wizję przyszłości, w której przebija samotność, izolacja i brak zaufania do drugiego człowieka. Przenosi akcję z XIX-wiecznego Paryża do futurystycznej metropolii, w której brak zasad i moralności, za to panuje mroczny, ciemny klimat, oświetlony sztucznym światłem neonów i kolorowych telebimów niczym jak na Time Square. Krzysztof Zanussi powiedział całkiem niedawno, że „dzisiejszy świat ma za dużo kolorów”. Podobnie jest z inscenizacją Mariusza Trelińskiego, która przepełniona jest efektami. Cytuje tu się klasykę kina noir z „Chinatown” Polańskiego na czele, pojawia się Humphrey Bogart i Marilyn Monroe, a z drugiej strony Blade Runner, Cyber Punk i futurystyczne miasto. Jest też świetny finał z szaleńczym niczym Joker tytułowym bohaterem, w którego świetnie wciela się Tomasz Konieczny. I to właśnie dla doskonale wyważonego finału warto zmierzyć się z epicką wizją Trelińskiego, która szczególnie w środku gubi się od natłoku fajerwerków i nużącej, jednostajnej warstwy muzycznej. Ale może w tym tkwi pomysł na opowieść o przebodźcowanym, netfliksowym świecie, który pozbawia nas głębszego myślenia i uruchamiania wyobraźni. Świecie, w którym „więcej” oznacza pułapkę, tak jak dla tytułowego Cardillaca. To takie wkraczanie w pustkę.

WYSTAWA: „Świat Rembrandta. Artyści. Mieszczanie. Odkrywcy”, Zamek Królewski w Warszawie

Kilka dni temu na warszawskim Zamku Królewskim odbył się wernisaż wystawy „Świat Rembrandta. Artyści. Mieszczanie. Odkrywcy”, będącej kolejnym ważnym wydarzeniem przygotowanym w ramach obchodów Jubileuszu 50-lecia Odbudowy tego miejsca. Na wystawie zobaczymy dwa słynne obrazy Rembrandta (Dziewczyna w ramie obrazu i Uczony przy pulpicie pędzla), pochodzące z kolekcji Zamku Królewskiego w Warszawie oraz dzieła innych holenderskich mistrzów ze zbiorów polskich i zagranicznych, a także wiele cennych artefaktów z XVII-wiecznej Holandii. Aby głębiej i pełniej odebrać arcydzieło, warto zanurzyć się w towarzyszący mu historyczno-kulturowy kontekst. To właśnie jego wielostronnemu naświetleniu służyć będzie ekspozycja, na której, poza dziełami malarskimi Rembrandta, znajdą się jego ryciny, a także około 200 innych obiektów, w tym obrazy holenderskich mistrzów  z polskich i zagranicznych kolekcji, ciekawe artefakty z epoki: broń, ceramika z Delft, mapy, bogato rzeźbione meble i inne wytwory rzemiosła oraz niedostępne na co dzień starodruki. Każdy dział tematyczny wystawy będzie rozpoczynał się oryginalną ryciną Rembrandta van Rijna, wprowadzającą w tematykę danej sali. Wizualną dominantę będą stanowić obrazy, a wśród nich dzieła czołowych malarzy holenderskich, takich jak Adriaen van Ostade, Hendrick Terbrugghen czy Jan Weenix. Szczególne miejsce na wystawie zajmie sprowadzony z Holandii portret Jana Makowskiego, szwagra Rembrandta. Pokaz uświetnią także trzy pejzaże holenderskie ze zbiorów Dulwich Picture Gallery w Londynie.