1. Kerastase Matérialiste, (ok. 93 zł)

Jak prawie każda kobieta marzę o burzy włosów. Tylko jak to zrobić jeśli jestem posiadaczką cienkich, a na dodatek prawie żaden lakier nie trzyma się na mojej fryzurze? Na pomoc przyszła marka Kerastase tworząc specjalny żel w sprayu mający za zadanie pogrubić włos i nadać mu objętości. Niemożliwe? A jednak! Wszystko dzięki dwóm składnikom zawartym w Kerastase Matérialiste. Chodzi o Ceramid, który ma właściwości pielęgnacyjne oraz Intra-Cylane (dzięki niemu zachodzą procesy polegające na tworzeniu makrocząsteczek o przestrzennej trójwymiarowej strukturze).

Produkt jest również prosty w użytkowaniu - wystarczy nałożyć go na wilgotne włosy, wyszuszyć suszarką i wystylizować. Mimo że kosmetyk najlepiej sprawdza się przy upięciach typu warkocz, czy koński ogon, chętnie używam go także na rozpuszczone włosy. 

 

 2. Benefit They're real push-up liner (125 zł)

Jestem fanką wszelkich kredek do oczu i eyelinerów. Eksperymentuję z kolorami i testuję ich trwałość z uporem maniaka. Bo nie ma przecież nic gorszego niż rozmazana kreska na górnej powiece, prawda? Ostatnio zaintrygował mnie produkt marki Benefit o zabawnej nazwie "They're real push-up liner". Nie dość, że jest zamknięty w opakowaniu przypominającym flamaster, dzięki czemu ułatwia aplikację (precz z nierównymi liniami!), to jeszcze ma żelową konsystencję, która trzyma się na oku nawet 16 godzin (sama wypróbowałam)! Kolejny plus, nie podrażnia oka.

Dostępny jest pięciu kolorach.

 

 3. Dior Addict Eau Fraiche (349 zł)

Nie dla mnie ciężkie, mocne piżmowe zapachy. Uwielbiam perfumy, które są lekkie i świeże. Problem z tym, że taki typ zapachu często szybko się ulatnia. Inaczej jest kwiatowym (a zarazem energicznym, a nawet energetyzującym) Dior Addict, który spodoba się także takim chłopczycom jak ja ;)

Co znajdziemy w butelczce? Miks kalabryjskiej bergamotki, frezji i konwalii z grejpfrutem i delikatnym piżmem.