Jacek Górecki: Od jakiegoś czasu podążam za dewizą życiową Federico Felliniego, który mówił, że sny są jedyną rzeczywistością. Na swojej najnowszej płycie zapraszasz słuchaczy, odbiorców na noc. O czym śni Maria Sadowska?

Maria Sadowska: Fellini jest jednym z moich ulubionych reżyserów. Jego filmy miały wpływ na to, że zostałam reżyserką i zmieniły moje patrzenie na życie. Życie, które nie jest tylko czarne i białe, ale właśnie jak u Felliniego – jest pełne barw, różnorodne, pełne odwagi i otwartości na tę różnorodność, kolory. Poza tym każdy artysta to taki ktoś, kto często śni na jawie. Często o sobie mówię, że jestem reżyserką snów. Moje sny ciągle przeplatają się z rzeczywistością, dla mnie to jedność, jestem jedną nogą w rzeczywistości, a drugą gdzieś daleko, chodzę po obłokach nieustannie coś kreując, a to pomysły na film, a to na kolejną płytę. Ciągle gdzieś podróżuję po swojej wyobraźni i takie też są moje sny. Śnią mi się ostatnio dalekie podróże, z których śmiało można byłoby nakręcić film przygodowy, a nawet katastroficzny. Nie można się bać śnić.

Nowy album, „Początek nocy” rozpoczynasz piosenką „Sen”, która jest dla mnie nawiązaniem do Twoich początków, do piosenki „Chcemy tylko tańczyć" z tekstem Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Jest to sen nieco beztroski, słodki, przyjemny. Czy w snach, w nocy czujesz się dzisiaj bezpieczniej niż za dnia?

Dotarliśmy do takiego czasu, w którym strach jest bardzo mocno nakręcany, z wszystkich stron, i z prawej, i z lewej. Bardzo ważne w tym wszystkim jest to, żeby się temu nie poddać. I sztuka jest takim właśnie snem na jawie, w którym możemy się ukryć i na moment zapomnieć o przytłaczającej nas rzeczywistości. Początkowo bardzo mocno zastanawiałam się, czy wydawać tę płytę teraz, w tym czasie. A potem zrozumiałam, że to jest idealny czas, że muzyka, treść, którą proponuję słuchaczom jest im potrzebna, nawet bardziej niż w spokojniejszej rzeczywistości. Opowiadam im o nadziei, miłości, podstawach funkcjonowania. Zresztą ten „Sen", a właściwie refren do tego utworu napisałam wiele, wiele lat temu i wygrzebałam go gdzieś z jakieś szuflady. Rzeczywistość sama go znalazła.  

Mówisz, że sztuka jest potrzebna szczególnie teraz, ale to właśnie teraz spycha się ją na koniec, uważając za najmniej potrzebną.

Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak bardzo sztuka jest teraz potrzebna i jak dużą rolę w życiu nas wszystkich odgrywają teraz artyści i ich prace: muzyka, książki, filmy czy gry. Zdecydowanie za mało mówi się obecnie o tym, jak ważne jest zadbanie o polską kulturę. 

Apeluję do wszystkich, którzy interesują się kulturą, żeby kupowali płyty, żeby nie słuchali naszej muzyki za darmo, bowiem jesteśmy w takim momencie, że nie możemy utrzymać się ani z koncertowania, ani z tantiem, które są znikome, bo w Polsce rozgłośnie radiowe wciąż grają mało polskiej muzyki. Niewiele ludzi wie, że muzycy w zasadzie nie zarabiają z muzyki odtwarzanej w sieci. Obecnie jedynym naszym środkiem dochodu są płyty, sprzedaż płyt warunkuje to, czy będziemy mogli tworzyć kolejne nagrania. I nie mówię tutaj tylko o sobie, ostatnio pojawiło się dużo fantastycznych albumów: Natalii Kukulskiej, Renaty Przemyk czy Macieja Maleńczuka. 

Dlaczego jest tak, że przychodzi kolejny rząd, kolejna władza, a wy, muzycy, nie możecie doprosić się o zwiększenie czasu antenowego w radio dla polskiej muzyki? We włoskich stacjach radiowych, telewizji nie usłyszysz zachodnich hitów, tam promuje się rodzime brzmienia!

No właśnie, podobnie jest we Francji czy innych krajach Unii. A u nas muzycy wciąż stoją w tym samym miejscu, co kilkanaście lat temu. Wciąż obowiązuje u nas stosunek 30 % polskiej muzyki do 70 % zagranicznej w radiach. Doczekaliśmy się w Polsce złotego okresu dla muzyki, mamy świetnych artystów w każdym gatunku: od muzyki popowej, od Dawida Podsiadły, Natalii Nykiel czy Meli Koteluk, przez doskonałą scenę hip hopową, jazzową, po muzykę elektroniczną czy alternatywną. Ustawa nie idzie w parze z rzeczywistością. 

Gdybyś miała zabawić się w futurystę jak muzyka i cały ten przemysł mogą wyglądać za parę lat? 

Dzisiaj trudno jest przewidzieć, co będzie za tydzień, co wydarzy się jutro, zresztą możemy to zobaczyć po rządach w naszym kraju. Ale ważna jest rozmowa, dyskusja o przyszłości polskiej kultury, muzyki, ważne jest uświadamianie ludzi, jak mocno kultura powiązana jest z ekonomią. Sytuacja i model biznesowy kultury musi ulec zmianie. Zresztą już ulega, jeśli spojrzymy na kina, które się zamyka i dystrybutorów, którzy przenoszą premiery filmów na platformy streamingowe. W gorszej sytuacji są muzycy, wciąż nie możemy wywalczyć  od największych graczy (Facebook, Google czy YouTube), żeby odpowiednio rozliczali się z muzyki, jaka trafia na ich platformy i jest udostępniana przez użytkowników. Druga sprawa, której od lat nie możemy wywalczyć, to żeby producenci tabletów, ipadów, telefonów dzieli się z nami przychodami z urządzeń, na których odtwarza się muzykę. Paradoksem tej sytuacji jest to, że jedyne tantiemy jakie dostajemy (a właściwie nie dostajemy) według ustawy to z kaset VHS... Mówię to wszystko nie żeby teraz narzekać, ale żeby uświadamiać jak ważne jest sprawiedliwe nagradzanie artystów. Bez tego nie będziemy mogli tworzyć. 

W tym wszystkim pozostaje jeszcze kwestia koncertów, które przenosi się do sieci.

To też jest trudny temat. Jeszcze nie wyedukowaliśmy społeczeństwa, żeby na taki koncert kupić bilet. W przyszłym tygodniu taki koncert online wypuszczamy w świat, ale udało nam się go zrealizowa, bo dostaliśmy na niego dofinansowanie w ramach programu "Kultura w sieci". To będzie koncert zagrany z zespołem mojego męża, zatytułowany „Symfonia małego miasta”, zagrany do filmu dokumentalnego o małym miasteczku w Polsce pokazanego na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat.

Twoja nowa płyta „Początek nocy” jest dla mnie przeciwieństwem Twoich filmów, kina społecznego mocno nawiązującego do Kena Loacha czy Mike’a Leigha. W muzyce proponujesz oddech pełen przyjemnych, pozytywnych barw i dźwięków. Proponujesz uruchomienie wyobraźni.

Lubię wychodzić z własnej strefy komfortu. To mnie rozwija. Nie chciałam nagrywać kolejnej płyty jazzowej. Nie chciałam zamykać się na jeden świat. Mam w sobie wiele sprzeczności, wiele światów, pociąga mnie różnorodność. Na szczęście pomału kończy się ten świat, w którym trzeba było być całe życie skoncentrowanym na jednym. Wiele lat temu jak zaczynałam, mówiono mi, że muszę wybrać albo muzykę albo film, a ja chciałam spełniać się na obu tych polach. Podobnie jest z gatunkami, które mieszam, od popowych brzmień, mocno klubowych, po alternatywę czy jazz. Zabieram słuchaczy na tej płycie w podróż po moim świecie, a ten ma wiele barw, dźwięków i kształtów. Dzięki współpracy ze znakomitym producentem Jarosławem Baranem udało mi się nagrać płytę, która to wszystko łączy i ma spójne brzmienie. 

Przy tym wszystkim, przy całej warstwie muzycznej, proponujesz niezwykle intymne teksty.

Śmiem twierdzić, że jest to moja najbardziej osobista płyta. Tak jest chociażby w przypadku utworu „Kocham Cię”, którego pierwotnie na albumie miało nie być. Ten utwór skomponowałam na własny ślub dla mojego męża jako przysięga małżeńska, wyznanie miłości. Miałam poczucie, że umieszczanie go na albumie jest zbyt intymne, ale namówiła mnie do tego Kayah, która przekonała mnie, że takie przesłanie trzeba wypuszczać w świat, szczególnie teraz. Dlatego też postanowiłam w tym utworze zrobić miejsce dla niej i zaprosić ją do duetu. Po premierze płyty i teledysku do tego utworu dostałam całą masę wiadomości. Zrozumiałam jak ważne są te słowa nie tylko dla mnie, ale też jak ważnym krokiem było wydanie tej płyty teraz, a nie w innym czasie.

Na nowym albumie śpiewasz też o nadziei, która utracona łączy się z utratą wolności. Czy w tym czasie można czuć się wolnym, czy czujesz się wolna?

Tak, ponieważ ta wolność wynika z naszej przestrzeni wewnętrznej. Oczywiście absolutnie nie godzę się na to co dzieje się chociażby z aktualną sytuacją kobiet. Wolność jest podstawą w funkcjonowaniu, także wolność dla kultury. Ale sama praca, to co tworzę, sztuka daje mi w tym wszystkim namiastkę oddechu, poczucia wolności. Jeżeli sztuka jest obecna w naszym życiu, to żyje się nam zwyczajnie łatwiej.

Ostatnio z Agnieszką Holland rozmawiałem o tym, że na te czasy, na zagubiony lud potrzeba powrotu do natury i powrotu do podstawowych uczuć jak miłość. Twoja najnowsza propozycja przepełniona jest miłością, odwagą w mówieniu o niej. Czy do śpiewania o miłości trzeba dorosnąć?

Fajnie, że o to pytasz, bo gdybyś zapytał mnie dziesięć lat temu, albo gdybyś prześledził moje wypowiedzi sprzed wielu lat, to natknąłbyś się na odpowiedź, że ja nie chcę śpiewać o miłości. Wtedy miałam w sobie większy bunt, chciałam wywoływać rewolucję i uważałam, że śpiewanie o miłości jest banalne i nudne. Do tego musiałam dorosnąć, dojrzeć, do tego, żeby o niej śpiewać w prosty sposób, ale właśnie niebanalny. Zadedykowałam tę płytę mojemu mężowi, bo to płyta o nas, o naszym związku, jego barwach, dźwiękach. Na temat miłości, kochania, sztuki kochania otworzyłam się dopiero przy pracy nad filmem o Michalinie Wisłockiej, to ona mnie pociągnęła w tę stronę, w stronę uczuć i erotyki.

Kiedyś pytałaś o to, co dalej kiedy nie ma miłości. Dzisiaj prezentujesz portret kobiety przepełnionej miłością. Zatem zapytam przewrotnie: kiedy jest miłość to co dalej? 

Chyba nie powiem nic odkrywczego, ale najważniejsza jest codzienna praca. Pracować nad miłością trzeba non-stop, tak jak pracuje się, żeby zarobić na chleb. To powinno iść ze sobą w parze. Nie można pomijać miłości, nie pielęgnować jej. Martwi mnie, że ludzie boją się miłości, miłości do bliźniego. Martwią mnie podziały i niezrozumienie tego, że się różnimy. Jako ludność zgubiliśmy gdzieś te podstawowe uczucia i nie potrafimy się dogadać, dlatego niektórzy z nas właśnie uciekają do natury. Ale ważne w tym wszystkim, żeby też próbować trafiać do ludzi. Na nowym albumie w piosence „Zanim” śpiewam, że  „nie trzeba przekonywać przekonanych, trzeba trafiać do tych zza ściany”. To jest w głównej mierze wina Internetu i mediów społecznościowych, które zamykają nas i na miłość, i na drugiego człowieka, proponując obraz nieprawdziwy, wykreowany. Potrzeba miłości, żeby wyjść z tych wszystkich podziałów.

A czy da się uodpornić na ten brak miłości, nienawiść, którą człowiek oblewa drugiego człowieka?

Choćbyś nie wiem jaką zbroję zakładał, nie da się na to uodpornić. W jakimś stopniu z wiekiem jest nam łatwiej znosić to, co złe. Po tych wszystkich latach doświadczenia nauczyłam się, że żeby wykonywać ten zawód muszę mieć trochę gdzieś to, co inni o mnie myślą i jakie przyklejają mi łatki. Nauczyłam się, że nienawiść nie jest moim problemem, tylko problemem tej drugiej osoby, która chce mnie zranić. 

A gdybyś mogła na koniec, a właściwie na początek nocy obdarować każdego człowieka na Ziemi jednym snem, jaki byłby to sen?  

To bardzo ważne pytanie. Kocham taki futuryzm, science-fiction, marzy mi się zrobienie serialu w tym klimacie. To też znowu ta wyobraźnia jak u Felliniego. Chciałbym, żeby każdemu człowiekowi przyśnił się sen, w którym wszyscy jesteśmy równi, nie ma stuprocentowego mężczyzny, kobiety, każdy jest inny, jesteśmy mieszanką różnych cech i musimy się tego nauczyć we wzajemnym poszanowaniu. Sen o zgodzie na różnorodność, ale i sen w którym słucha się dobrej muzyki (śmiech).