Zastanawia się Pan, jak będzie wyglądała moda za 10 lat?
Gdzieś zagubiła się wizja epoki, w której żyjemy. Nie ma typowych ubrań, które ją definiują. Wszystko jest bezładną mieszaniną rzeczy wyłapanych na rynku wtórnym, wokół której jest robiony wielki szum medialny. Prędzej czy później będzie potrzebny ktoś, choć już nie ja, kto zrobi z tym porządek. Ostatnio oglądałem włoskie filmy dokumentalne z lat 30. i 40., które ukazywały modę ujętą w kontekście społecznym. A dziś? Naprawdę trudno jest jasno zdefiniować modę roku 2018.

Może tę epokę określa ekstremalny miks wszystkiego?
Nie chcę nikomu odbierać wolności w ubieraniu się. To świętość, ale mnie podoba się harmonia i spójność. Taka dowolność i robienie wszystkiego po łebkach – to minie.

Podoba się Panu fenomen influencerów?
Pokazują mi ich moi współpracownicy. Ja wolę wiedzieć, że moja torebka podobała się zwykłej kobiecie przechodzącej przed witryną sklepu przy via Montenapoleone. Blogerka pokazująca się w mediach społecznościowych w mojej sukience mniej mnie interesuje, bo to zbyt łatwe i banalne. Mój zawód jest trudny i męczący i chcę dostać w zamian coś naprawdę wartościowego.

Urodził się Pan w miejscowości Piacenza, ale jest Pan -honorowym obywatelem Mediolanu. Podoba się Panu klimat tego miasta?
Miasto zmienia się dokładnie tak, jak to sobie wyobrażałem. Jest nowoczesne, ale z szacunkiem dla tradycji. W tę koncepcję dobrze wpisuje się muzeum Armani/Silos. To mój podarunek dla nowego Mediolanu, żywe centrum, krążące wokół mody, fotografii, designu i kina.

Może Pan swobodnie spacerować po mieście?
Nie, ponieważ nie potrafię odmówić dawania autografów ani robienia sobie ze mną selfie. Byłoby to naprawdę aroganckie. Unikam więc spotykania się twarzą w twarz z tłumami turystów w sobotnie popołudnia.

Myśli Pan, że w mediolańczykach nadal można  dostrzec poetyckiego ducha?
Tak, zarówno w starszych, jak i młodych. Często pod moimi oknami widzę studentki ze szkicownikami pod pachą, kierujące się do Pinakoteki di Brera. Wzrusza mnie, że chcą jeszcze pójść tam rysować.

Jakim był Pan uczniem?
Totalnym osłem, ale dobrze ubranym.

Kocha Pan koty…
To wspaniałe zwierzęta. Ich niezależna natura łączy się z niezwykłą empatią. Doskonale rozumieją, kiedy ich pan potrzebuje towarzystwa. Mam dwa szkockie zwisłouchy: ośmioletnią Angel i 13-letnią Mairì.

Ma Pan chwile, gdy żałuje, że czegoś nie zrobił?
Nie, taka nostalgia mnie nie dopada. Jestem zadowolony.