Mejl na urodziny

Zagadka: ile dostałam telefonów z życzeniami na ostatnie urodziny? Odpowiedź: siedem. W tym od mamy, babci, wujostwa. Czytaj: głównie od starszej generacji. Ale już Internet zasypał mnie bogactwem życzeń od znajomych, oczywiście okraszonych mniej lub bardziej sowicie — uśmiechniętymi buźkami, i serduszkami, smukłymi kieliszkami szampana, słońcem, palmami i balonikami. Obliczam: na Facebooku dostałam grubo ponad setkę życzeń. Kilka z nich mailem, z dołączoną wirtualną kartką pocztową. Basia z Krakowa wykazała się nie lada talentem, tworząc specjalnie dla mnie okazjonalny filmik z naszymi tańczącymi postaciami, zilustrowany ulubiony kawałkiem „Celebration" (zespołu Kool and the Gang).

Cofam się w czasie. Jeszcze na studiach, w urodzinową noc rozmawiałam ze swoim chłopakiem przez telefon stacjonarny ponad sześć godzin. Pobiliśmy rekord. Udało nam się dzięki temu połączeniu nawiązać bliskość. Wokół cisza, za oknem księżyc w pełni, sceneria sprzyjała zwierzeniom i romantycznym słówkom. Do tej pory to wspominam. Czy stworzylibyśmy podobny nastrój, pisząc na WhatsAppie? Wątpię. A może się mylę?

Niedługo Wielkanoc. Ile życzeń dostanę tym razem? Kto zadzwoni specjalnie do mnie? A w ilu przypadkach wyślemy sobie banalne, bo oparte na zasadzie „kopiuj, wklej", świąteczne wiadomości SMS-owe? No i mamy Facebooka. Moi znajomi coraz chętniej publikują na swojej ścianie okazjonalne zdjęcia koszyka wielkanocnego, po czym oznaczają przy nich kilkadziesiąt osób. Dopisują życzenia: „Kochani, samych cudowności na święta!". „Wesołych!". I już. Z głowy. Nie trzeba więcej klikać, nie trzeba dzwonić. Lajki i podziękowania pojawiają się jak grzyby po deszczu. Życzenia odfajkowane.


Halo, porozmawiamy?

A teraz pora na rachunek sumienia. Do ilu osób zadzwoniłam z życzeniami urodzinowymi i świątecznymi osobiście? Z iloma porozmawiałam tak naprawdę? Nie skończyłam pospiesznie rozmowy, tylko skupiłam się na niej? Kiedy rzeczywiście byłam ciekawa, co u kogo słychać? Zacznę tego pilnować już za kilkanaście dni: wtedy urodziny obchodzi Ewelina. Nie napiszę do niej na WhatsAppie, nie wyślę mejla, tylko zadzwonię. Co z tego, że połączenie zagraniczne z Polski nie jest wciąż najtańsze. Lepiej kilka razy do roku porozmawiać szczerze, niż co kilka dni „klikać" o bzdurach. Mam bowiem wrażenie, że o tym, co istotne, ważne, co nas boli albo przeraża, z przyjaciółkami wolimy jednak wciąż pomówić. Jeśli nie twarzą w twarz — bo przecież wiele z nas teraz krąży po świecie — to przez telefon. Do tej pory nie zrezygnowałam z posiadania stacjonarnego aparatu, choć znajomi śmieją się, że jestem oldskulowcem. Nie zrezygnuję, chociaż poza mamą i teściem (oraz pracownikami bankowych infolinii) prawie nikt do mnie na niego nie dzwoni. Wciąż czekam, wciąż mam nadzieję, że podniosę słuchawkę i zamiast ugrzecznionego ankietera usłyszę znajomy głos jednej z przyjaciółek: „Halo, to ja, porozmawiamy?".


Tekst Magdalena Gryglewicz