Za mały cud trzeba uznać, że „Czas apokalipsy” w ogóle powstał, gdy weźmie się pod uwagę wszystkie nieprzemyślane decyzje reżysera, pech związany z pogodą i złe zachowanie na planie. Nic dziwnego, że obraz doczekał się głośnego dokumentu o tytule „Serca ciemności”, który dobitnie przedstawia proces powstawania tego arcydzieła. Dążenie Francisa Forda Coppoli do stworzenia najlepszego filmu o Wietnamie było tak obsesyjne, że twórca twórca „Rozmowy” w trakcie nieomal oszalał.

Koszmarny plan zdjęciowy

Coppola po ogromnym sukcesie dwóch „Ojców chrzestnych” stwierdził, że może mierzyć jeszcze wyżej i zainwestował miliony dolarów ze swoich własnych pieniędzy w film luźno zainspirowany powieścią Josepha Conrada pt: „Jądro ciemności”, która opowiada o podróży Marlowa niewielkim parostatkiem przez rzekę Kongo, by dotrzeć do agenta kolonii, Kurtza. Coppola mocno odszedł od dzieła Conrada, przenosząc akcję z XIX z wieku do czasów wojny wietnamskiej. W jego wizji kapitan Willard otrzymuje misję odnalezienia i zlikwidowania pułkownika Kurtza. Dążąc do absolutnego realizmu, przynajmniej pod kątem lokalizacji, Coppola postanowił w 1976 roku nakręcić film na Filipinach, kraju wybranym ze względu na podobieństwo do Wietnamu.

Na kręcenie początkowo przeznaczono 14 tygodni, ale przedłużyło się ono do ponad roku z powodu fatalnych warunków pogodowych: cyklon tropikalny Olga często niszczył plan zdjęciowy, co powodowało poważne opóźnienia w pracy.

Znudzona obsada i ekipa, która nie miała nic do roboty podczas przebudowy planu, spędzała większość czasu na imprezowaniu. Harvey Keitel, który miał zagrać główną rolę Willarda, został zwolniony kilka tygodni po rozpoczęciu się zdjęć, bo Coppola stwierdził, że aktor nie pasuje do roli. Zastąpił go Martin Sheen, który akurat wtedy zmagał się z alkoholizmem (słynna scena hotelowa na początku filmu przedstawia go autentycznie nietrzeźwego). Tryb życia w filipińskiej dżungli był dla Sheena tak wykańczający, że w pewnym momencie dostał ataku serca i musiał się czołgać po drodze w poszukiwaniu pomocy.

Z kolei Marlon Brando, grający tyrańskiego pułkownika Kurtza, nie dość, że pojawił się na planie znacznie bardziej otyły niż był w momencie podpisywania kontraktu, to jest był niedostatecznie przygotowany do swojej roli. Aktor odmawiał przeprowadzania prób, by ćwiczyć swoje dialogi.

Jeszcze bardziej niechętny do współpracy okazał się Dennis Hopper, którego hedonistyczny styl życia opierał się na dużej ilości kokainy i alkoholu. Aktor domagał się dostarczenia większej ilości narkotyków, aby móc kontynuować filmowanie, co zaostrzało konflikt między nim a Coppolą. Samo zdrowie psychiczne reżysera podczas ciągle przeciągającego się planu zdjęciowego pogorszyło się do tego stopnia, że ​​miał poważną niedowagę i często rozważał samobójstwo.

„Byliśmy w dżungli. Mieliśmy za dużo pieniędzy. Mieliśmy za dużo sprzętu. I krok po kroku oszaleliśmy” – tak Coppola podsumował niezmiernie chaotyczne kulisy powstawania swojego najlepszego filmu.

Brak definitywnej wersji

Po zakończeniu zdjęć na Coppolę czekały kolejne frustrujące chwile, bowiem przez przynajmniej dwa lata toczył bój, by wykrystalizować swój film w postprodukcji. Szczególnie sporo problemów było ze ścieżką dźwiękową. Okazało się, że zbiory dźwiękowe w bibliotekach nie posiadały chociażby nagrań stereo wystrzałów broni. Materiał, który przywieziono z Filipin był niedobry.

W maju 1979 roku „Czas apokalipsy” został wyświetlony na festiwalu w Cannes jako wersja robocza trwająca trzy godziny. Obraz zdobył Złotą Palmę wspólnie z „Blaszanym bębenkiem”, ale nie brakowało głosów krytyki i niezadowolenia. W sierpniu tamtego roku odbyła się amerykańska premiera dzieła, która trwała z kolei 150 minut. W 2001 swoją premierę miała rozszerzona wersja, w której dodano 49 minut materiału. W zeszłym roku przy okazji 40-lecia filmu pojawiło się z kolei wydanie nazwane „final cut”, które dostosowano do najwyższej obecnie jakości audio i wideo. Można jednak spokojnie powiedzieć, że „Czas apokalipsy” to dzieło, które nigdy nie doczekało się i nie doczeka finalnej wersji. I w tym tkwi jego siła.

W słynnej już wypowiedzi ze wspomnianego wyżej dokumentu „Serca ciemności” twórca „Ojca chrzestnego” skwitował: „Mój film nie jest o Wietnamie… mój film to Wietnam”. Jest to doskonałe podsumowanie jego doświadczenia, które udowadnia, że proces tworzenia filmu może być czymś więcej niż tylko fizycznym i czasochłonnym wysiłkiem. Może też poważnie zaszkodzić psychice człowieka.

ELLE MAN POLECA: Czy wszyscy już widzieli „Ostatnie tango w Paryżu”? Tego o tym filmie nie wiedzieliście! [KLASYKI KINA]

ZOBACZ: Czy wszyscy już widzieli „Oczy szeroko zamknięte”? Tego o tym filmie nie wiedzieliście [KLASYKI KINA]

CZYTAJ: Czy wszyscy już widzieli „Szczęki”? Tego o tym filmie nie wiedzieliście! [KLASYKI KINA]