Gosia Mielech i Ray Wilson. Ona – 22-letnia tancerka z Poznania, on – 42-letni wokalista Genesis i Stiltskin z Edynburga. (fot. Agata Pospieszyńska/ AF PHOTO)

To była trzecia wizyta Raya Wilsona, wokalisty grup GenesisStiltskin, w Polsce. W poznańskim klubie grał właśnie ze Stiltskin. Gosia Mielech, tancerka Polskiego Teatru Tańca w Poznaniu, wpadła akurat do klubu z przyjaciółmi. Przyszła po koncercie, ani przez chwilę nie widziała Raya na scenie. On zauważył ją od razu. Duże ciemne oczy, delikatna sylwetka. Był wtedy krótko po rozwodzie. Po rozstaniu z Genesis reaktywował Stiltskin, grunge’owo-rockową grupę, która powstała w 1992 roku. Ale duże oczy Gosi nie dawały mu spokoju. „Nie jestem typem podrywacza. Dużo mnie kosztowało, żeby zaczepić wtedy Gosię. Kręciłem się koło stolika, przy którym siedziała, aż w końcu odważyłem się odezwać. Kiedy zaczęliśmy rozmawiać, przegadaliśmy wiele godzin”, wspomina Ray. Miesiąc później znowu przyjechał do Polski. Tym razem po to, żeby zobaczyć występ Gosi w Warszawie. Przyjechał też do Poznania, gdy tańczyła na scenie Teatru Wielkiego. A potem ona na jego koncert do Szkocji. Ponad dwa lata temu Ray na stałe przeprowadził się do Poznania, skąd pochodzi Gosia. „W Edynburgu nie ma teatru tańca, w którym Gosia mogłaby występować. A ja mogę mieszkać gdziekolwiek. Gram koncerty na całym świecie. Dom jest tam, gdzie serce. A moje jest przy Gosi”, mówi Ray.

JĘZYK GIĘTKI

Od Peadara de Búrca decyzja o przeprowadzce wymagała sporej odwagi. W Irlandii z powodzeniem występował ze swoim „one man show”. W Polsce nie miał pewności, czy ktokolwiek wybierze się na monolog faceta, w dodatku po angielsku. A jednak. „Przyszło mnóstwo ludzi, którzy fantastycznie się bawili. To niesamowite, jak Polacy mają otwarte umysły!”, mówi Peadar. Choć przyznaje, że nie jest łatwo. „Najważniejsze, że czekała tu na mnie Wanda. Sprawy zawodowe trzeba powoli ułożyć”. Pisuje felietony do polskiego i brytyjskiego ELLE i „Gazety Wyborczej”, kończy pisać książkę. Teść tłumaczy jego teksty. Czy nie byłoby mu wygodniej, gdyby sam nauczył się polskiego? „Wymawianie tych wszystkich szeleszczących głosek sprawia mi ból. Kiedy usiłuję mówić po polsku, czuję się, jakbym był u dentysty”, śmieje się. Nie to, że nie próbuje. Kilka razy nakrzyczał – a to na właściciela groźnego psa, a to na kierowców tamujących ruch. Żadnej reakcji. Nie zrozumieli go!