Apogeum sezonu urlopowego jak co roku skutkuje wysypem tutoriali i tiktoków spod hashtagu #inflightskincare. Urodowe influencerki uwielbiają zdradzać tajniki swojej „samolotowej pielęgnacji”. Na pokład wnoszą ogromne torby z kosmetykami (zawsze nas dziwi – jakim cudem ich wielkie butelki wody micelarnej przeszły przez kontrolę na lotnisku?) i po kolei wyciągają z niej swoje podróżne must-have’y. Oczyszczanie, tonik, mgiełka, maska w płachcie, rozmaite masażery do twarzy, serum, kremy… Poziom skomplikowania takiej rutyny jest często większy niż w przypadku codziennej pielęgnacji.

@izzychen I’ve been called many things but low maintenance is not one of them #inflightskincare #airplaneskincare #skincaretiktok #skincareroutine #kbeautyskincare #acneproneskin #SensitiveGirlSkin #highmaintenance ♬ I Like You (A Happier Song) - Post Malone

Jeśli patrzymy na lot, zwłaszcza ten wielogodzinny, międzykontynentalny, jako okazję do nadrobienia kosmetycznych zaległości – jest to poniekąd zrozumiałe. Jednak dermatolodzy już dawno obalili teorię, że pielęgnacja w samolocie jest konieczna. Wprost przeciwnie – może zrobić więcej złego, niż dobrego, szczególnie gdy na pokładzie wyciągniesz maskę…

Czego nie wolno robić podczas lotu, aby cera pozostała nawilżona?

Doktor Shereene Idris, słynna nowojorska dermatolog, która od lat współpracuje z magazynami beauty, jest przekonana: masking to najgorsze, co możesz zrobić swojej skórze lecąc samolotem. Chodzi o trend nakładania na twarz koreańskich masek w płachcie. Taki zabieg ma rzekomo nawilżać skórę lepiej niż krem. Tymczasem działa zupełnie odwrotnie.

Maski w płachcie sprawdzają się świetnie w wilgotnym klimacie, ale działają na skórę fatalnie w suchej kabinie samolotu, jeszcze bardziej przyczyniając się do odwodnienia. W jaki sposób? Powietrze na pokładzie wysysa ze skóry całą wilgoć, jaka maska pozostawiła na twarzy, wysuszając ją na wiór” – tłumaczy lekarka.

Jak w takim razie uniknąć ściągnięcia i pieczenia cery w trakcie lotu? Dr Shereene zdradziła na to swój niezawodny sposób. Co ważne, wcale nie wymaga targania ze sobą na pokład wielkiej torby z kosmetykami. Wszystkie kroki rutyny możesz wykonać przed wejściem na pokład, najlepiej w lotniskowej łazience.

 

Krok 1. Mgiełka

Dermatolożka radzi, by na początek solidne „napoić” skórę, tzn. wtłoczyć do niej jak największą ilość wilgoci. Dla lekarki najlepszym sposobem na głębokie nawilżenie twarzy jest kilkakrotne spryskanie jej mgiełką z zawartością humektantów, np. gliceryny albo kwasu hialuronowego. Dodatek tych substancji jest niezbędny, bo to właśnie one mają zdolność do magazynowania cząsteczek wody w skórze. Zwykła woda termalna więc odpada. Możesz sięgnąć po własnoręcznie zrobiony tonik, np. na bazie hydrolatu różanego z dodatkiem gliceryny. Łatwiej jednak sięgnąć po gotowy produkt, np. Pixi Hydrating Milky Mist. Ta mleczna mgiełka nawilżająca zawiera w sobie glicerynę i łagodzący owies, który koi podrażnienia oraz zaczerwienienia. Poręczną, niewielką buteleczkę (80 ml) bez problemu wniesiesz na pokład samolotu. 

 

Krok 2. Krem barierowy

Po tym, jak skóra „spije” mgiełkę, obowiązkowo pokryj ją kremem barierowym – gęstym, bogatym, z zawartością olejków, maseł, ceramidów, kwasów tłuszczowych. Kosmetyk zatrzyma nagromadzoną wilgoć w komórkach skóry i zapobiegnie jej odparowaniu podczas długiego lotu w kabinie samolotu. Słysząc „krem barierowy” od razu przychodzi nam na myśl bestsellerowy Eliksir Hydro-odżywczy Bielendy, którego buteleczkę zawsze warto mieć w pogotowiu. Jego formuła z glukozą, mocznikiem, niacynamidem i ceramidami działa niczym ochronny plaster. Mimo bogatego składu, Eliksir doskonale się wchłania, nie zapycha porów i nie powoduje świecenia się cery. Przesądziło to o jego gigantycznej popularności wśród polskich internautek. Ma też higieniczne opakowanie z pompką i odpowiednią pojemność (50 ml) umożliwiającą zabranie go na pokład samolotu.

Alternatywą dla kremu jest olejek, który stworzy dodatkową warstwę zabezpieczającą skórę przed odwodnieniem. To będzie idealny kosmetyk, jeśli lubisz efekt glow na twarzy. My jesteśmy wielkimi fankami Botanicznego olejku wygładzającego od polskiej marki Oio Lab. Ten złocisty koktajl cennych olejów zawiera ekstrakt z kurkumy, która poprawia koloryt cery i zwalcza wolne rodniki – a na pokładzie samolotów jest ich mnóstwo i prowadzą do szybszego starzenia się skóry. Kosmetyk niesamowicie wygładza cerę i pozostawia na niej zdrowy, aksamitny blask.

Dr Shereene Idris zauważa, że w sytuacji gdy nie masz pod ręką kremu czy olejku, zawsze możesz nałożyć na twarz zwykłą apteczną wazelinę. Ten tani, domowy kosmetyk doskonale uszczelni warstwę hydrolipidową i zapobiegnie utracie nawilżenia przez cały lot.

3. Krem SPF

Według niektórych źródeł promieniowanie UV, jakie dociera do skóry podczas lotu jest porównywalne z tym, jakie emitują lampy solarium. Oczywiście wiele zależy od tego, o jakiej porze dnia podróżujesz i czy zajmujesz miejsce przy oknie. Tak czy inaczej, ochrona przeciwsłoneczna na pokładzie jest niezbędna.

Jeśli lecisz w ciągu dnia, upewnij się, że reaplikujesz krem przeciwsłoneczny raz na dwie godziny. A jeżeli zajmujesz miejsce przy oknie, pomyśl nad opuszczeniem rolety” – doradza dr Shereene Idris.

Oczywiście pamiętaj o środkach bezpieczeństwa – zanim nałożysz filtr na twarz, zdezynfekuj ręce za pomocą żelu antybakteryjnego. Wybierz formułę o lekkiej, niezapychającej konsystencji, którą łatwo zreaplikować bez obciążania cery. Takie właściwości ma świetnie oceniany krem Cell Fusion C Laser Sunscreen 100 - zachwalają go zarówno posiadaczki cery suchej, jak i tłustej oraz problematycznej. Jest naprawdę leciutki, a dodatkowo zawiera składniki przeciwstarzeniowe, takie jak peptyd Argireline, kolagen oraz koenzym Q10.