Działalność Vetements niemal od samego początku istnienia marki bazuje na pewnej kontrowersji. I oczywiście nie ma w tym nic złego, w końcu każdy brand ma prawo do tego, aby próbować zwrócić na siebie uwagę potencjalnych klientów. Czasem wychodzi lepiej, czasem gorzej – pomysł, aby sprzedawać kurtki i bluzy inspirowane tymi noszonymi przez pracowników firm kurierskich, oczywiście kilkanaście razy drożej niż pierwowzór, odbił się swojego czasu głośnym echem. Czasem jednak pomysły projektantów zdają się przekraczać cienką linię pomiędzy kontrowersją, a niesmakiem. I tak właśnie jest tym razem.

Drogie ubrania a kwestie polityczno-społeczne

W najnowszym lookbooku Vetements, który prezentuje ubrania na sezon jesienno-zimowy 2021-2022 znalazło się sporo elementów typowych dla marki, w tym między innymi mocno oversize’owe bluzy, golfy i koszulki ze sporymi nadrukami. Propozycjami, które wzbudziły największe wątpliwości wśród komentujących, stały się ubrania z niebieskimi zdobieniami, przypominającymi rozpryski farby. Problem polega na tym, że niebieska farba była używana przez chińską policję podczas tłumienia antyrządowych protestów w Hong Kongu – policjanci pryskali nią w manifestantów, aby później łatwiej mogli ich zidentyfikować i aresztować. Guram Gvasalia, który szefuje Vetements przyznał zresztą, że nowa kolekcja jest inspirowana „piekłem, w którym żyjemy”. Nie ma tu więc mowy o przypadkowości – to całkowicie celowe działanie.

Można oczywiście twierdzić, że umieszczenie tak wyraźnego symbolu sprzeciwu wobec panującemu establishmentowi na ubraniach oznacza poparcie dla szeroko pojętej „rebelii”, ale nie sposób zwrócić uwagi na aspekt finansowy. Vetements to nie mała firemka odzieżowa, ani duża sieciówka oferująca tanie ubrania. To marka, za której produkty trzeba sporo zapłacić – bluza z kapturem kosztuje około 700-800 euro, a żeby stać się właścicielem jednego z płaszczy, trzeba przygotować się na wydatek w wysokości nawet 6 tysięcy euro. Nic więc dziwnego, że Vetements stało się obiektem krytyki, chociażby w wykonaniu autorów instagramowego profilu Diet Prada, który nieustannie śledzi działalność świata mody i zwraca uwagę na występujące w nim przejawy absurdu. Marka zapewne zyskałaby, gdyby poinformowała o przekazaniu choć części zysku ze sprzedaży na rzecz organizacji zajmujących się prawami człowieka. Cóż, każdy robi biznes tak, jak uważa za słuszne.