Samuel Beckett – „Utwory wybrane w przekładzie Antoniego Libery. Dramaty, słuchowiska, scenariusze” oraz „Utwory wybrane w przekładzie Antoniego Libery. Eseje, proza, wiersze” (wyd. PIW)

Obszerną prezentację mistrza dwudziestowiecznego dramatu i niepokojącego prozaika – w przekładach i z komentarzem Antoniego Libery – PIW podzielił na dwie części. W tomie drugim zgromadzono m.in. genialną powieść „Molloy”. Nie ma co owijać w bawełnę – to absolutny mus dla każdej osoby, która nie kończy swojej przygody z literaturą wyłącznie na kryminałach. Beckett jest jednym z największych mistrzów pióra XX wieku, co te dwa tomy udowadniają z potężną mocą. Faworytów nie sposób wymienić – praktycznie każdy tytuł posiada wielką wartość. Znakomity prezent pod choinkę dla kogoś, kto jeszcze nie czytał Becketta.

Katherine Mansfield – „Opowiadania” (wyd. Officyna)

Uznawane obecnie za jedno z najważniejszych osiągnięć nowoczesnej prozy i odkrywcze przekształcenie formy opowiadania, a także za dokument nowoczesnej kobiecej biografii, dzieła Mansfield doczekały się w świecie anglosaskim nie tylko licznych wydań i grona zagorzałych wielbicieli. Mansfield jest pisarką szeroko tłumaczoną i docenianą na świecie. Często wspomina się o tym, że Virginia Woolf w dziennikach wyznaje, iż tylko jednej Mansfield zazdrościła talentu.

W Polsce podziwiana m.in. przez Andrzeja Bobkowskiego, który pisze o niej w „Szkicach piórkiem” oraz w listach, Mansfield pozostaje stosunkowo słabo obecna, mimo że tłumaczona była już w latach 30.  Najwyższa pora to zmienić. Pomóc mogą w tym wydane przez „Officynę” opowiadania, które są naprawdę znakomitą rzeczą, udowadniającą, że żaden inny segment kultury nie ma do zaoferowania tyle bogactwa, co literatura. Rzecz obowiązkowa.

Italo Calvino – „Po co czytać klasyków” (wyd. PIW)

Pierwsze polskie wydanie tomu esejów Itala Calvina, które po jego śmierci zebrała i ułożyła żona, zawiera trzydzieści pięć esejów poświęconych pisarzom ­­− od Homera po Queneau – którzy w różnym stopniu i z rozmaitych powodów byli dla Calvina ważni lub wzbudzali jego podziw.  

To tego rodzaju książka, która zaraża czytelnika zainteresowaniami jej autora i natychmiast odsyła do wymienianych przez niego dzieł. Przy okazji Calvino, sam w końcu wybitny pisarz, odsłania bardzo ciekawe rzeczy o np. dziełach Stendhala. Zdecydowanie warto.

Andres Barba – „Świetlista republika” (wyd. Filtry)

Gdzieś na skraju dżungli, w fikcyjnym miasteczku San Cristóbal wciąż piszczy bieda, ale powoli tworzy się już klasa średnia, koegzystująca – nie bez napięć – ze rdzenną populacją Indian, która z oporami przechodzi na stronę „cywilizacji”. W tym nowym ładzie, gdzie asfaltowe drogi przecinają połacie błota, nagle pojawia się grupa dzieci w wieku od 9 do 13 lat. Początkowo nic nie robią, po prostu są, wprowadzając niepokój samą swą innością – porozumiewają się w nieznanym języku i prowadzą życie rządzące się niepojętymi dla obywateli San Cristóbal prawami. Dzieci pozbawione opieki dorosłych są brudne, bezdomne i głodne, zdają się jednak szczęśliwe i wcale nie chcą być na łono społeczeństwa przywracane. Ich odrębność, odczuwana jako prowokacyjna, burzy kruchą równowagę zbiorowości, która dopiero co zdobyła swoje przywileje i umościła się we względnym komforcie. Zaburzona dynamika wspólnoty w konsekwencji prowadzi do tragedii.

Andres Barba jest słusznie uznawany za jednego z najlepszych współczesnych hiszpańskich pisarzy. Jeden z krytyków napisał, że „Świetlista republika” mogłaby być czytana jako „Włada much” widziany z innej strony, ale to odarłoby Barbę z jego oryginalności. I ma rację. Powieść Barby jest niepokojąca i w pełni osobna. Autor ma też zamiłowanie do filozoficznych dygresji, co fantastycznie wzbogaca narrację. Rzecz obowiązkowa.

Dezso Kosztolanyi – „Złoty latawiec” (wyd. Officyna)

Szkoła średnia na początku XX wieku, ostatnia klasa gimnazjum. Vili Liszner, uczeń słaby, za to utalentowany sportowo, oraz Antal Novák, nauczyciel matematyki i fizyki, z sympatią odnoszący się do uczniów, lecz bardzo wymagający. Tuż przed maturą między Vilim a Novákiem dochodzi do scysji, której następstwem będą dramatyczne wydarzenia. W tle owej historii toczy się miłosna przygoda Hildy, nastoletniej córki Nováka – ekscentrycznej, zagubionej dziewczyny.

„Złoty latawiec” stanowi największe osiągnięcie prozatorskie Dezső Kosztolányiego, mistrza węgierskiej literatury pięknej, znanego również w Polsce autora „Ptaszyny”, „Grzechu słodkiej Anny”, „Domu kłamczuchów”. To książka ceniona za niezwykły obraz „chorego, upitego winem, przenikniętego smutkiem, leniwego” prowincjonalnego miasteczka i jego mieszkańców, nazywana też powieścią antypedagogiczną i omawiana jako przykład odwiecznego konfliktu pokoleń. To też świetny dowód na to, że proza węgierska to nie tylko Sandor Marai.

Herman Melville – „Nowele i opowiadania” (wyd. PIW)

Dwa i pół roku. Tyle zajęło Hermanowi Melville’owi napisanie szesnastu krótkich (krótkich w porównaniu z np. ogromnym „Moby Dickiem”) utworów prozą. Wśród nich dwie nowele, „Benito Cereno” i „Bartleby” ­(wciąż mocne i inspirujące), uznawane za arcydzielne. W książce „Nowele i opowiadania” zgromadzone te i inne dzieła w nowych przekładach. 

Mamy więc „Bartleby’ego” spod ręki Andrzeja Sosnowskiego, „Benita Cerena” w wykonaniu Krzysztofa Majera, „Encantadas” w przekładzie Tomasza S. Gałązki oraz krótsze utwory w tłumaczeniu Barbary Kopeć-Umiastowskiej, Adama Lipszyca, Marcina Rychtera, Marcina Szustra, Mikołaja Wiśniewskiego. Tom wieńczy ogromne (dla kontrastu z krótkimi formami prozatorskimi) posłowie Adama Lipszyca i Mikołaja Wiśniewskiego, wnikliwe, mnożące tropy interpretacyjne, odsłaniające kolejne pokłady znaczeń.

Melville to twórca naszym zdaniem jednej z trzech najlepszych powieści amerykańskich w historii („Moby Dick”), więc wszystko, co ten autor napisał jest warte sprawdzenia. Tutaj dla odmiany możemy poznać go w formach o mniej monumentalnej konstrukcji, co nie oznacza, że gorszych. Już wspomniany „Bartleby” jest na tyle dobry, że w pełni uzasadnia zakup tej książki. Musicie to mieć.

Mario Vargas Llosa – „Burzliwe czasy” (wyd. Znak)

Gwatemala, lata 50. Sam Zemmuray, baron owocowy, zatrudnia w swojej firmie kontrowersyjnego Edwarda Bernaysa – specjalistę PR. Nie ma pojęcia, że ten ruch doprowadzi do jednej z największych akcji CIA w Ameryce Łacińskiej, a główną rolę odegra w niej Martita Borrero Parra, uwodzicielska i zmysłowa Miss Gwatemali. Czy namiętność i spryt pozwolą osiągnąć wszystko? Brawurowa historia kłamstwa tak dobrego, że stało się prawdą.

„Burzliwe czasy” przez wielu uznane zostało za najlepszą powieść peruwiańskiego mistrza od czasu „Święta Kozła”. Trudno się z tym nie zgodzić – Llosa czuje się jak ryba w wodzie w tego typu tematach. Jego rzeczowość i trafność opisu sprawiają, że czyta się tę powieść z dużą satysfakcją. Co tu dużo mówić – sędziwy noblista właśnie wrócił do formy, więc jest to mus dla każdego czytelnika, który chce obcować z literaturą z najwyższej półki.

Charles Baudelaire – „Paryski splin” (wyd. Officyna)

Rozgrywające się w nowoczesnym, miejskim Paryżu, utwory prozy w tym tomie stanowią dalszą eksplorację terenu, który Baudelaire omawiał w Kwiatach zła: miasto, jego nędza, nierówności społeczne, cynizm, a także miłość i bezinteresowność, ale przede wszystkim przewrotność poety. Wydany pośmiertnie w 1869 r. Paryski splin był przełomowy dla rozwoju prozy poetyckiej – formy, która według Baudelaire’a szczególnie nadawała się do wyrażania uczuć niepewności, płynności i wolności jego wieku – oraz został jednym z tekstów założycielskich literackiego modernizmu.

W nowym wydaniu „Paryskiego splinu” przekład jest ulepszony, a komentarz rozszerzony. To kolejna rzecz obowiązkowa dla miłośników literatury. Francuski poeta jest tu bardziej swobodny niż w swoich „Kwiatach zła”, co samo w sobie stanowić może mocną rekomendację. Przy okazji trzeba dodać, że „Paryski splin” to generalnie rzecz, która powinna być stawiana za wzór, jak powinno się u nas wydawać klasykę. 

Leopold Tyrmand – „Dziennik 1954. Wydanie ilustrowane” (wyd. MG)

W książce tej jest wszystko, czego można chcieć się dowiedzieć o życiu w socjalizmie. Oczywiście życiu inteligenta. A szczególnie inteligenta warszawiaka. Na kartach Dziennika 1954 spotkamy Herberta, Jasienicę, Kisiela, Turowicza, by wspomnieć tylko tych, których wspominać warto. Poznajemy też prozę i poezję bytowania młodego pisarza, świetnego obserwatora, znakomitego stylisty, którego wkrótce pozbyto się z Polski na stałe.

Piękne wydanie klasyka, który powinien znaleźć się na każdej półce. W szczególności u fanów dzienników literackich.

Julian Barnes – „Mężczyzna w czerwonym płaszczu” (wyd. Świat Książki)

Latem 1885 roku trzech Francuzów przyjechało do Londynu na kilkudniowe zakupy. Jeden z nich był księciem, jeden hrabią, a trzeci zwykłym człowiekiem o włoskim nazwisku, który cztery lata wcześniej został bohaterem jednego z najbardziej znanych portretów Johna Singera Sargenta. Zwykłym człowiekiem był Samuel Pozzi, lekarz dobrego towarzystwa, pionier ginekologii i wolnomyśliciel – racjonalny naukowiec z niezwykle skomplikowanym życiem osobistym.

Życie Pozziego toczyło się na tle paryskiej Belle Epoque. Piękny wiek przepychu i przyjemności często ukazywał swoją brzydką stronę: histeryczną, narcystyczną, dekadencką i pełną przemocy, czas szerzących się uprzedzeń i ideologii krwi i ziemi, który miał w sobie więcej podobieństw do naszego wieku, niż możemy to sobie wyobrazić.

Każda nowa książka od Juliana Barnesa to wydarzenie w świecie literatury. Jak słusznie zauważyła Justyna Sobolewska, ta pozycja angielskiego pisarza nie jest biografią, a bardziej niezwykle ciekawym esejem, opowieścią m.in. o Europie przed I wojną światową, czy dandysach i estetach. Na plus trzeba zapisać też wydanie książki, które ładnie łączy się z opisywanymi przez Barnesa zjawiskami. Fani jego prozy raczej nie powinni być rozczarowani.

Giovanni Boccaccio – „Dekameron” (wyd. MG)

Standardowo świetne wydanie klasyka od wydawnictwa MG. „Dekameron” (z greckiego: dziesięć dni) to cykl stu słynnych nowel Giovanniego Boccaccia. Powstały w połowie XIV wieku, długo krążył w licznych rękopiśmiennych odpisach, by po z górą stu latach doczekać się oficjalnego wydania. Czytelnicy nie cieszyli się nim jednak zbyt długo – w połowie XVI wieku książka trafiła do kościelnego indeksu ksiąg zakazanych.

Jest symbolem rodzącego się renesansowego humanizmu, z jego umiłowaniem natury ludzkiej, afirmacją jej licznych wad i zalet. Kolejne opowieści wciągają nas w świat zmysłów – miłości nie tylko małżeńskiej, przygód erotycznych, uciesznych gier i zabaw będących udziałem ludzi bystrych i inteligentnych. Znakomicie nakreślone sylwetki bohaterów, złożoność i wielobarwność ich charakterów, realizm obyczajowy, to niewątpliwe atuty tego zbioru.

Mikołaj Gogol – „Martwe dusze” (wyd. MG)

Paweł Iwanowicz Cziczikow – grzeczny, zadbany, porządny obywatel – zajeżdża ze swym stangretem Selifanem oraz lokajem Pietrkiem do miasta gubernialnego N., gdzieś na rosyjskiej prowincji. Cziczikowa poznajemy powoli. Nie jest zbyt bogaty, ale też i nie jest biedny, "ani tłusty, ani chudy" – raczej dosyć bezbarwny. Zapoznaje się najpierw z ważnymi osobistościami miasta. Robi to bardzo zręcznie, wzbudza ogólną sympatię i zainteresowanie. Następnie zaczyna objeżdżać okoliczne majątki, w celu skupowania martwych dusz chłopskich. Podróżując z nim poznajemy najróżniejsze charaktery ludzkie. Początkowo, wszystko wydaje się układać gładko, ale o Cziczikowie zaczynają krążyć plotki. Piękne pozory zmieniają kształty jak w krzywym zwierciadle.

Cenione dzieło rosyjskiej literatury w kolejnym ładnym wznowieniu MG. Naprawdę trzeba pochwalić to wydawnictwo za takie przypominane ważnych pozycji.

Sandor Marai – „Stara miłość” (wyd. Czytelnik)

Reprezentatywny, chronologicznie skomponowany, wybór opowiadań cenionego i poczytnego w Polsce węgierskiego pisarza.
Tom rozpoczyna pierwsze opowiadanie kilkunastoletniego Máraiego. W kolejnych utworach czytelnik obserwuje narodziny i rozwój talentu pisarza. Śledzi jego poszukiwania tematów, zainteresowań i stylów, podejmowanych lub na zawsze porzuconych przez autora w późniejszych powieściach. Wśród znanych i lubianych motywów są: miłość i śmierć, życie i przemijanie, ludzkie relacje i konflikty. Wszystko to Márai wydobywa z codziennych, niejednokrotnie banalnych zdarzeń, które po mistrzowsku opisuje, wywołując w czytelnikach głębokie emocje.

Do twórczości tego pana raczej nikogo nie trzeba zachęcać. Marai był nie tylko mistrzem gorzkich dzienników, ale także zdolnym twórcą krótszych form. Wraz ze „Złotym latawcem” możecie sprawić, że grudzień będzie stał pod znakiem węgierskiej prozy.

Witold Bereś, Janusz Schwertner – „Szramy. Jak psychosystem niszczy nasze dzieci” (wyd. Wielka Litera)

Zaczęło się od reportażu „Miłość w czasach zarazy” w Onecie, w którym Janusz Schwertner opisał jeden z dramatycznych przypadków niedostosowania psycho-płciowego młodych ludzi. Oto nastoletnia Wiktoria poczuła się chłopakiem, została Wiktorem, ale szczucie środowiska i represyjność systemu zadziałały – Wiktor skoczył pod pociąg metra. Jego przyjaciel Kacper, mający podobne problemy, na szczęście został uratowany, choć z trudem przetrwał pobyt na oddziale dziecięcej psychiatrii.

Gdy podsumować tego typu wypadki, okaże się, że Polska zajmuje drugie miejsce w Europie pod względem samobójstw dzieci i młodzieży poniżej 19. roku życia. Zabijają się, bo sobie nie dają rady, a wokół są otoczeni morzem niechęci i nietolerancji wobec Innych. A gdy do tego dodać niewydolność służby zdrowia, tępą opresyjność szkoły, pokrzykiwania polityków i kościelne szczucie, to w efekcie co dziesięć lat znika małe miasteczko, pełne wrażliwych, ciekawych i inteligentnych młodych ludzi, przed którymi całe życie.

Marek Krajewski – „Moloch” (wyd. Znak)

Najmroczniejsze śledztwo Mocka.

Breslau, 1928, szpital psychiatryczny przy Kletschkau Strasse. Eberhard Mock staje twarzą w twarz ze swą dawną kochanką. Jej córka i syn zostali porwani, a ślad po nich zaginął. Od śmierci ukochanej Sophie nic nie wstrząsnęło Mockiem równie mocno jak to spotkanie. Hedwig postradała zmysły: o morderstwo dzieci oskarża własnego męża.
Krok po kroku Mock odkrywa upiorne powiązania między tajnym stowarzyszeniem okultystycznym a budowniczymi miasta przyszłości w centrum Wrocławia. Nawet nie domyśla się, jak potężne siły śledzą każdy jego krok.

Cmentarne czarne msze, wyuzdane praktyki seksualne i ludzie, którzy nie cofną się przed niczym. Tajne śledztwo zaprowadzi Mocka wprost przed przerażające oblicze prawdy. Czy istnieje granica, której Mock nie przekroczy?