fot. Fotolia

NAPRAWDĘ NOWA ZIEMIA
Z Małgosią Stepnik spotykam się w jej domu na angielskiej wsi w Oxfordshire. Jest środek lata, zieleń bucha z każdego zakątka ogrodu. Ale ja i tak nie mogę oderwać oczu od tapety w kuchni. To ludzkie twarze? A może raczej rośliny? Projekt Małgosi zachwycił klientów londyńskiej galerii Scream i luksusowego Harrodsa. W tym ostatnim sprzedawano kaszmirowe chusty z nadrukami jej autorstwa, po 500-600 funtów każda. „Stunning, wearable works of art” (wspaniałe dzieła sztuki do noszenia) – zachwycał się „The Daily Telegraph”. Urodziła się w Nowej Ziemi koło Złotoryi, wsi, której nie ma na większości map. Marzyła o liceum plastycznym w Cieplicach, ale rodzice wysłali ją do szkoły z „administracją” w nazwie. Praktycznie. – Nie wierzyłam w siebie – wspomina. Potem zbiera się na odwagę: zdaje na socjologię we Wrocławiu i dorabia jako modelka. Malowanie i rysowanie odłożone na półce z napisem: „może kiedyś”. Po pierwszym roku studiów (Polski nie będzie w Unii Europejskiej jeszcze przez pięć lat) jedzie do Londynu odwiedzić koleżankę. Już wie: chce tu zostać. Zakochuje się, a jej chłopak namawia ją, by poszła do Christie’s Education, słynnej szkoły marszandów. Małgosia idzie do szkoły i wraca do malowania. – Traktowałam to jako „self therapy” zagubionej dziewczynki z polskiej wioski – śmieje się. Jej prace widzi kolega z roku, kolekcjoner. – To jest świetne! – zapewnia. A ona idzie do Chelsea College of Art and Design, potem do City and Guilds of London Art School. Pieniądze na czesne pożycza i powoli oddaje. Bo na swoich obrazach zaczyna zarabiać! Pierwszy sprzedaje za 100 funtów. Następne nawet za 20 tys. Wie, jak zorganizować wystawę, żeby było o niej głośno. Nauczyła się w Christie’s. W czasie studiów poznaje wpływowych, a co ważniejsze – przyjaznych jej ludzi. – Świat się mną opiekował – wspomina. Związuje się z Kristianem Aadnevikiem, projektantem, który pracował dla Alexandra McQueena i Roberta Cavallego, ubierał Rihannę, Kylie Minogue. To on podpowiada, że jej futurystyczne obrazy sprawdzą się na tkaninach. Topy, spódnice? – Chusty! Miękkie, można się nimi otulić. To było symboliczne zaopiekowanie się samą sobą – śmieje się Małgosia.

Z Kristianem się rozstaje, kupuje dom w Londynie. Potężny kredyt plus nieudane niestety wystawy w Londynie i Stambule sprawiają, że wpada w tarapaty. Wyprzedaje sukienki od czołowych projektantów, oszczędza na wszystkim, w końcu sprzedaje londyński dom. – Na szczęście poszedł na pniu, za cenę znacznie wyższą niż ta, za którą go kupiłam – wspomina. To dzięki niezwykłemu designowi jej autorstwa, który podoba się kupującym. Wtedy Małgosia wpada na pomysł, że przecież mogłaby zająć się urządzaniem wnętrz. Do tego znów się zakochuje. I przenosi na wieś, swoją „nową ziemię”, tyle że angielską. We wrześniu otwiera autorski butik w Londynie przy 46 Webbs Road. Malgosia at Home. Małgosia w domu. Nareszcie!

Tekst Anita Szarlik