"Będziemy ubierać żony lekarzy" - tak Achille Maramotti, założyciel marki Max Mara, wyobrażał sobie idealną klientkę. I nie pomylił się. Z płaszcza uczynił znak rozpoznawczy firmy. Ten o męskim kroju 101801, zaprojektowany w 1981 roku, od razu stał się kultowy wśród gwiazd i kobiet biznesu, a miękki Teddy ma w szafie dziś każda miłośniczka mody. Bo kiedy myślisz „Max Mara”, od razu widzisz kolekcje, w których kolor camelowy gra pierwsze skrzypce zaraz obok szlachetnych materiałów: wełny, kaszmiru, alpaki.

Nic więc dziwnego, że podróż po historii marki zaczynamy od… przymiarek. W laboratorium mody, nazwanym BAI – Biblioteca e Archivio d’Impresa, jest cała sekcja poświęcona płaszczom. Można zobaczyć ich transformację przez dekady: od lat 50. aż do współczesności.

Max Mara: początki włoskiego pret -a-porter

To nie przypadek, że młody prawnik Achille Maramotti zajął się biznesem modowym. Jego pradziadek był znanym krawcem w regionie Reggio Emilia (miasto między Mediolanem i Bolonią), ojciec założył szkołę krawiecką, a mama uczyła wykrojów. Przełomem stała się jego podróż do Ameryki. Właśnie tam zrozumiał, że dopiero połączenie wybitnego, europejskiego rzemiosła z rozwijającymi się technologiami ma wielką przyszłość. Zbudował nowoczesną fabrykę na północy Włoch i wprowadził na rynek luksusową markę prêt-à-porter. Tak narodziła się Max Mara.

Od lat 60. pracuje w niej Laura Lusuardi, dziś koordynatorka ds. mody, odpowiedzialna m.in. za wprowadzenie na rynek marki Sportmax. Staje się naszą przewodniczką po historii domu mody i oprowadza po imponującym archiwum. To było zresztą jej wielkie marzenie, żeby w jednym miejscu zgromadzić ponad 70-letnie dziedzictwo firmy: historyczne projekty, szkice, kampanie reklamowe, wycinki prasowe, książki i albumy o modzie.

 

– Zależało nam, żeby stworzyć tu także praktyczną część, która może inspirować kolejne pokolenia. By było to miejsce przekazywania doświadczeń – tłumaczy Laura.

I chwilę później sami się o tym przekonujemy, bo kiedy wchodzimy do przestrzeni o nazwie Fashion Lab, spotykamy tam projektantów z MAX&Co. Nie możemy robić zdjęć, bo pracują nad nową kolekcją. Wszędzie pełno jest szkiców, tablic ze zdjęciami i… malutkich, dokładnie opisanych kartonów. Są na wszystkich ścianach i półkach. Co to takiego? Laura otwiera jeden z nich i pokazuje fragmenty materiałów, w całym pomieszczeniu są ich tysiące. To próbki tkanin z wszystkich stron świata. Jest także strefa barw – wełny w najróżniejszych kolorach. Ale to nie wszystko. Prawdziwym zaskoczeniem jest Vintage Collection. To wielka miłość Laury – od dekad ona i pracownicy Max Mary kolekcjonują płaszcze, kreacje i akcesoria znalezione na pchlich targach i przywożą je z najdalszych zakątków świata.

 

Max Mara: Manifatture di San Maurizio w Reggio Emilia

Podczas podróży do Reggio Emilia mamy jeszcze trzy ważne przystanki. Pierwszy to fabryka marki. Na naszych oczach, zaczynając od rolki tkaniny, powstaje finalnie jeden ze 100 tysięcy projektów, które wyjeżdżają z niej każdego roku. Zastępca dyrektora fabryki oprowadza nas po całym budynku, mamy okazję porozmawiać z pracownikami, poznać każde stanowisko, widzimy, z jaką uważnością i pietyzmem traktuje się tu każdy fragment projektu tego luksusowego krawiectwa: od ucinania najmniejszej zbędnej niteczki po obszywanie guzików czy wszywania podszewki z charakterystycznym M. Chwilę później widzimy te projekty w najstarszym butiku przy Via Emilia San Pietro.

Sekret marki? Doskonałość produktu można osiągnąć jedynie poprzez połączenie doświadczenia personelu z silnym rozwojem technologicznym i jakością procesów produkcyjnych. Dzięki szerokiej gamie produktów uosabiających silną osobowość klientek, wysoką funkcjonalność, luksusowe materiały i kunszt, Max Mara zawsze starała się wspierać kobiety przez cały dzień, od świtu do zmierzchu, w pracy czy podczas wieczornych wyjść czy wypoczynku. Nie udałoby się tego osiągnąć, gdyby kreatywność nie odgrywała kluczowej roli w procesach firmy, łącząc ciągłe innowacje w zakresie krojów i linii oraz wizję przyszłości.

Max Mara: moda i sztuka

Nasz przygoda powoli się kończy, ale finał to prawdziwa uczta. To oprowadzanie po prywatnej kolekcji sztuki, którą od lat 60. tworzył Achille Maramotti. Pierwsza fabryka i siedziba firmy stała się dziś miejscem, gdzie przenika się historia, sztuka i architektura. Czyli wszystko, co tak naprawdę uwielbia kobieta Max Mary.