Co Pana pociąga w kobietach?
Bardzo klasyczne rzeczy. Najważniejsze są pośladki.

Sukces, Nagroda Goncourtów, pomagają w uwodzeniu?
Nie, to się w ogóle nie liczy. Miałem więcej sukcesów, gdy byłem nieznany i czytałem swoje wiersze w miejscach publicznych.

Pana przyjaciel, pisarz Frédéric Beigbeder, mówi, że ma Pan silną kobiecą stronę. Czy to prawda?
Tak, mam wrażenie, że wraz z wiekiem staję się coraz bardziej kobiecy. Dawniej jeździłem 250 km na godzinę. Teraz jestem rozsądnym kierowcą. Zresztą jazda po Paryżu...

Dlaczego wrócił Pan do Paryża?
Dlaczego opuściłem Irlandię? Miałem już dość życia w kraju, w którym mówi się po angielsku. Czy dobrze zrobiłem, wracając do Paryża? Tak i nie. Tak, bo tu łatwiej poznać ludzi takich jak reżyser Guillaume Nicloux czy Jean-Louis Aubert. Nie, bo w głębi duszy jestem stworzony do życia na wsi. Zbyt dobrze znam Paryż, nie ciekawi mnie już.

Jak wyglądają Pana dni?
Gdy wstaję, próbuję pisać. Od pewnego czasu nie mogę. Wtedy udzielam wywiadów albo siedzę przed telewizorem, czasem nawet po pięć godzin. Może nie będę zbyt oryginalny, ale lubię programy kulinarne. Poza tym czytam, niedawno po raz pierwszy przeczytałem w całości „W poszukiwaniu straconego czasu”. Ale gdy piszę, nie toleruję gazet. Wszystko, co dotyczy prawdziwego życia i ludzi, odrywa mnie od pracy.

To paradoksalne, bo przecież Pana książki odzwierciedlają współczesny świat.
Tak, ale przestaję interesować się światem w momencie, gdy zaczynam pisać książkę. Pracuję z tym, co mam. Gdy piszę, potrzebuję abstynencji od życia.

Czy to poświęcenie?
Nie, bo pisanie książek jest jak jedno życie więcej. Na początku trudno jest przejść z jednego świata do drugiego. Pomaga mi muzyka, dzięki niej łatwiej mi się odciąć od problemów, podatków, które muszę zapłacić, czy chorób, które muszę wyleczyć. Jest jeszcze inna metoda, którą stosowałem: budziłem się w środku nocy, robiłem kawę i przekładałem swoje sny na literaturę. Dziś nie umiem wstać o trzeciej nad ranem, jestem zbyt zmęczony.

Jednocześnie mam wrażenie, że dobra forma fizyczna nie jest Pana mocną stroną.
Nie robię nic, żeby poprawić swoje zdrowie, poza tym, że stosuję się do rady przeczytanej w „Rock & Folk”, żeby brać kwas omega-3. Śmierć jest mi obojętna, ale starość mnie przeraża. Pamiętam reportaż w telewizji za- raz po tym, jak wprowadzono viagrę. Jeden z bohaterów powiedział: „Jeśli nie będę mógł się bzykać, zabiję się”. Ja bym tego nie zrobił. Ale gdybym oślepł, popełniłbym samobójstwo.

Jest Pan autodestrukcyjny?
Nie sądzę. Mój jedyny problem – nie umiem się kontrolować. Jeśli zaczynam pić, to na umór. A mógłbym być hedonistą, palić sobie wieczorem cygaro...

Żałuje Pan czegoś?
Żałuję dziewczyn, z którymi się nie spotkałem, mimo że chciały, a ja nie zdawałem sobie z tego sprawy, nie dostrzegałem ich. Mam takie wspomnienie z obozu językowego w Niemczech. Miałem 15 lat, ona 20. Sądzę, że to była idealna konfiguracja. Kiedy o tym myślę, mam ochotę strzelić sobie w głowę.

Film „Porwanie Michela Houellebecqa” w kinach od 26.09

Rozmawiała Olivia de Lamberterie