Mateusz Kościukiewicz, fot. Magda Wunsche i Agnieszka Samsel

ELLE A u Ciebie w domu jak było?
M.K. Moje pokolenie, ci przed trzydziestką, zderza się z konsekwencjami tego, co miało domach. Nie zaznaliśmy komuny, ale się na nas odbiła, bo rodzice to przechodzili.

ELLE Jak się odbiła?
M.K. Widzieliśmy ich słabość.

ELLE Mężczyzn?
M.K. Mężczyzn, kobiet… Była iskra „Solidarności”, ale zgasła. Został strach i skromność: „Szanujmy to, co mamy, bo może być jeszcze gorzej, możemy to stracić. To pokolenie ma inny mental. Poza tym ja pochodzę z małego miasteczka, ze zwykłej rodziny, przyjechałem do wielkiego miasta, zostałem aktorem, byłem w tym nieco pogubiony, ale raczej niczego się nie boję. Oni się bali.

ELLE Córkę wychowasz na nieustraszoną feministkę?
M.K. Na niezależną, silną kobietę, którą możemy nazywać feministką. Ale gdy ona będzie dorastać, świat będzie inny. To jak z moim pokoleniem – w świadomości zbiorowej jest mniejszością, o której mówi się z pobłażaniem: „A, hipsterzy…”. A wystarczy wyjść wieczorem na ulice.

ELLE Wszystkie knajpy pełne.
M.K. I każdy chce pokazać, że jest inny. Robić swoje rzeczy: swoją kolekcję ubrań, swoje doniczki, i pokazać światu. Nikt nie zajmuje się agresywnym dyskursem politycznym, konsekwencjami Okrągłego Stołu. Wkrótce to właśnie my wejdziemy do mainstreamu. Tak jak ten wiek będzie wiekiem kobiet. Kobiety są stworzone do tego, żeby przewodzić.

ELLE Matriarchat będzie?
M.K. Nie wiem, czy matriarchat. Beduini na pustyni mają go od setek lat i tylko im to służy. Kobiety są dziś silniejsze. Mężczyźni zagarnęli całe pole działań ze strachu przed kobietami. Kobiety nie poddają się absurdalnym instynktom ani ambicjom, które mężczyzn pchają do konfliktów i rywalizacji. Cieszę się, że mam córkę.

ELLE A wciąż tak ostro imprezujesz?
M.K. Pewnie, ale rzadziej.

ELLE Pytam o to, bo do legend o Twoich wyczynach na fuksówce dochodzą kolejne...
M.K. Sama wiesz, jak rodzi się plotka, w większości to rzeczy kompletnie wymyślone, przetworzone przez wiele ust i zniekształcone całkowicie.

ELLE Nie wyglądasz na faceta, który przejmowałby się tym, że coś napiszą o nim w plotkarskim portalu.
M.K. Nie chcę, żeby o mnie pisano w kontekście aktora, gwiazdy. To żenujące. Nie chcę dolewać oliwy do tej maszyny, wolę by stała na uboczu, aż zardzewieje. Nie chodzę na premiery, pokazy mody, eventy, nawet na premierę własnego filmu idę trochę na siłę, mam gdzieś celebrycki światek.

ELLE Twoja scena erotyczna z Chyrą w ,,W imię…” przejdzie do klasyki scen miłosnych: Szapołowska i Lubaszenko, Ty i Chyra. Jak się przygotowywałeś? Podpytywałeś gejów?
M.K. Nie. Nawet nie poruszaliśmy wątku homoseksualnego, pracując nad filmem. Mamy tak wielu znajomych, którzy są homoseksualni, że nie traktujemy tego jako czegoś specjalnego. Wszyscy jesteśmy po prostu ludźmi i miłość jest taka sama. Poza tym zrobiliśmy to bardzo technicznie.

ELLE Technicznie?
M.K. Mieliśmy zadanie, wiedzieliśmy, że taka scena jest w filmie potrzebna. No i zrobiliśmy to. Pracowaliśmy nad tym godzinę. Pół godziny się śmialiśmy, a pół godziny pracowaliśmy. No i tyle. Skręciliśmy trzy duble.

ELLE Łatwiej taką scenę kręcić z Chyrą, czy z jakimś brzydalem?
M.K. Nie ma znaczenia. Jak kręcę scenę z aktorką, to też mało mnie obchodzi, czy jest atrakcyjna. A co do przygotowań do tej roli, to zamieszkaliśmy pół roku wcześniej na wsi, w której robiliśmy potem film. Małgośka z Andrzejem
pracowała nad jego rolą, studiowali brewiarze. A ja podróżowałem tak jak miejscowi piechotą. Jak zaobserwowałem, że ktoś ma jakieś ciekawe ubranie, to szedłem do lumpeksu i takie wkładałem. Wtapiałem się w otoczenie.

ELLE Co jeszcze robiłeś?
M.K. Czytałem o wyrzutkach społecznych w literaturze. I zrobiłem coś, co nie ma związku z filmem, ale miało znaczenie dla mnie przy kreacji postaci. Zasadziłem dynie. I postanowiłem przyjąć w filmie ksywkę Dynia. Chodząc na plan, widziałem, jak te dynie rosną, i to dawało mi nadzieję, że moja postać, Dynia, razem ze swoimi dyniami rośnie.

ELLE Ten film będzie odebrany jako antykatolicki?
M.K. Nie atakujemy Kościoła. Papież Franciszek niedawno wprost wypowiadał się na temat homoseksualizmu księży,
pierwszy raz bez potępienia. Świat się zmienia. Film opowiada o księdzu, ale to symbol. To opowieść o człowieku z krwi i kości, który mocuje się ze słabościami.

ELLE Jesteś wierzący?
M.K. Nie jestem katolikiem. Ale wierzę w Chrystusa, uważam, że to jest postać. Największy mit bohatera, który zaistniał w naszym kręgu kulturowym. Przyszedł i zaczął mówić tylko prawdę. Wielka moc.

ELLE Poszedłbyś jak Baczyński na wojnę?
M.K. Nie wiem. Dziś powiem ci, że chwycę sztandar i ruszę do boju z okrzykiem „Bóg, honor, ojczyzna”. A jutro, że będę wiał przez Węgry do Francji i żył w Paryżu w bohemie. Nie mogę odpowiedzieć na pytanie, przed którym naprawdę nie stoję. Jak ktoś mówi coś jednoznacznie, żeby poszedł, to nie wie, co mówi. Poddaje się chwili. Nie lubię poddawania się nastrojom, by zaistnieć.

ELLE A jak jest z Twoimi nastrojami. Chwiejne?
M.K. Ja podobno jestem wyzuty z emocji.

ELLE Czyli ta Twoja wcześniejsza emocjonalność to była cyniczna gra?
M.K. Raczej niezła zabawa, cyniczny nie jestem. To chyba przychodzi z wiekiem. Emocje miewam wycięte. Jakieś rzeczy się wydarzą, a przychodzą do mnie dopiero po paru dniach czy latach z jakimś opóźnieniem. Może dlatego tak łatwo robić mi rzeczy nieobliczalne.

ROZMAWIAŁA Agnieszka Sztyler-Turovsky

STYLIZACJA Zuzanna Kuczyńska

PRODUKCJA SESJI Magda Gołdanowska