Jeszcze do niedawna świat dermokosmetyków i kosmetyków naturalnych były dla nas odrębnymi kategoriami. Retinol? Witamina C? Nasza skóra je uwielbia, ale parafinę i silikony, w których producenci zwykle je umieszczają – już mniej. Joanna Ryglewicz miała chyba podobny dylemat, bo stworzyła markę, która jako jedyna na rynku go rozwiązuje. Jej olejki łączą to, co najlepsze w naturze z tym, co najskuteczniejsze w nauce: po to, aby kosmetyk naprawdę spłycał zmarszczki, rozjaśniał przebarwienia, wygładzał, a przy tym miał dobry skład. Filozofia marki znajduje zresztą odbicie w osobie Joasi, bo przez lata z powodzeniem godziła pasję do kosmetyków z nauką paragrafów. Dziś o jej kosmetyki upominają się Amerykanie, Skandynawowie i Brytyjczycy – pora, aby upomniały się także Polki. O drodze do własnej marki i o tym, co wyjątkowego kryją w sobie fioletowe buteleczki Oio Lab, opowiedziała nam Joanna Ryglewicz.

ELLE.pl: Jak zaczęła się twoja przygoda ze światem beauty?

Joanna Ryglewicz: Już podczas studiów interesowałam się rynkiem kosmetycznym. Ukończyłam studia prawnicze w Londynie, po czym wróciłam do Polski i zaczęłam studiować prawo w naszym polskim systemie, więc czekało mnie kolejne 8 lat nauki (śmiech). Zaczęłam odczuwać potrzebę dorobienia sobie. Rozglądałam się za firmami, które mogłabym sprowadzić do Polski. Odkąd pamiętam interesowałam się szczególnie rynkiem aptecznym i zastanawiałam się – skoro w ofercie polskich aptek znajdują się takie marki jak La Roche Posay czy Vichy, to dlaczego nie ma u nas dobrze znanych we Francji dermokosmetyków Embryolisse? Od tej marki wszystko się zaczęło. Pamiętam, jak razem z mężem pojechałam do Paryża z 2-stronnicowym biznesplanem: strzałka tu, strzałka tam (śmiech). Wtedy nie poruszałam się jeszcze dobrze w świecie biznesu. Najpierw, sprowadzaliśmy bardzo małe ilości kosmetyków, około 50 sztuk na Polskę. Jeździliśmy do Warszawy do redakcji, odwiedzaliśmy kontrahentów i powoli rozkręcaliśmy sprzedaż. Trochę to trwało, ale dzięki temu mogłam przejść każdy etap rozwijania biznesu – od oklejania produktów polską etykietą, przez wysyłanie paczek, aż po negocjacje i podpisywanie kontraktów.

Joanna Ryglewicz, założycielka Oio Lab

Kiedy nastąpił przełom?

Sprzedaż rozwijała się powoli, lecz systematycznie. Zwiększyła się jednak, gdy podpisaliśmy pierwszy kontrakt z Superpharm w 2016 roku. Wtedy biznes trochę się rozkręcił. Codziennie po pracy w Kancelarii pakowaliśmy paczki, czasami do 3-4 nad ranem, i w pewnym momencie musiałam określić się, którą drogę zawodową wybieram i zacząć rozbudowywać strukturę firmy. Dzisiaj patrzę na te doświadczenia jak na pewien proces, moją drogę do stworzenia własnej marki. Jestem również wdzięczna za ludzi, którzy mnie otaczają, poczynając od naszych grafików, zespół PR, działu naukowego, dziewczyn z biura, jak i naszych kontrahentów – wszyscy pojawili się na naszej drodze w idealnym momencie.

Kiedy zaświtała ci myśl, aby stworzyć własne kosmetyki?

Pomimo rozszerzania portfolio firmy o inne marki kosmetyczne, cały czas analizowałam możliwość stworzenia własnych produktów. Długo kształtowałam i precyzowałam swoje myśli – co tak naprawdę chcę stworzyć, a proces ten odbywał się metodą prób i błędów. Na początku mieszałam olejki dla znajomych, potem pojawił się epizod z firmą Ollio, oferującą jedno serum w sprzedaży. Cały czas to jednak nie było „to”. Wiedziałam, że muszę zakochać się w marce, którą tworzę, żeby to miało sens. Teraz mogę podpisać się pod Oio Lab w stu procentach. Doceniam każdy aspekt marki: jej skład, opakowania i filozofię. To daje mi energię do działania. Pomimo to, patrzę na Oio jak na płynny koncept, który nieustannie ewoluuje – bardzo ważne jest to, żeby marka rozwijała się razem z nami, nawet jeżeli wiąże się to z dużymi zmianami.

Od kilku lat można obserwować nieomal „wysyp” polskich marek, które produkują kosmetyki naturalne. Pomyślałam sobie, że to jednak sztuka, aby dziś wyróżnić na tle konkurencji. Jaka idea ci przyświecała, gdy zakładałaś Oio Lab?

Nie patrzę na Oio jak na markę, którą można jednoznacznie zakwalifikować: „naturalna”, „organiczna” itd. – pomimo, że wymienione elementy są dla nas ważne i uwzględniamy je tworząc Oio. Kieruję się tym, żeby tworzyć skuteczne kosmetyki, spójne z wartościami, które sama wyznaję. Nie widzę sensu w tworzeniu czegoś, co nie byłoby autentyczne – wiem, że tylko to da mi energię do działania i dalszego rozwoju. Bardzo zależało mi na tym, aby połączyć naturę z elementem naukowym, począwszy od metod selekcji składników, aż do finalnego produktu. W tej kwestii jesteśmy bardzo skrupulatni. Sprawdzamy dosłownie wszystko: w jaki sposób są hodowane rośliny, czy pochodzą z ekologicznych upraw, a jeżeli tak, to o jakim standardzie, w jaki sposób są ekstrahowane, czy przy procesie ekstrakcji używane są konserwanty, w jakiej temperaturze, jaką metodą ekstrahowane są surowce, jakie certyfikaty mają składniki – każdy z tych elementów ma dla nas znaczenie. Poniekąd w naturalny sposób dochodzi do selekcji firm, z którymi współpracujemy, bo tych które spełniają nasze wysokie, często subiektywne standardy, finalnie zostaje niewiele. Razem z naszą panią doktor – Anną Bobkowską, zajmujemy się selekcją dostawców i sprawdzamy, czy spełniają nasze kryteria. Aspekt poszanowania naszego środowisko jest również bardzo ważny podczas tworzenia kuracji Oio. Podczas produkcji nie tylko wybieramy czyste metody ekstrakcji, ale również minimalizujemy użycie plastiku. Jedynym plastikowym elementem naszych kosmetyków jest część uchwytu zakraplacza, ale pracujemy nad tym, żeby to obejść. Świadome wykorzystywanie surowców to ważny element naszej pracy. Na pewno będziemy się rozwijać w tym kierunku.

Większość naturalnych marek ma w swoim portfolio olejki. Dlaczego te od Oio Lab są wyjątkowe na tle innych?

Na rynku znajduje się sporo olejków, jednak nas wyróżnia naukowe podejście, innowacyjne metody ekstrakcji i ścisła kontrola jakości składników. Część z naszych surowców jest ekstrahowana zaawansowaną enzymatyczną metodą. To ekologiczna metoda, która polega na tym, że roślina przetwarzana jest przez starannie wyselekcjonowane enzymy w odpowiednich proporcjach i warunkach, dzięki czemu otrzymujemy bardzo czyste ekstrakty. Obecnie w naszych kosmetykach tą metodą otrzymujemy ekstrakty z buku, cykorii i z konopi. Druga metoda, która całe szczęście zyskuje na popularności, to ekstrakcja składników nadkrytycznym dwutlenkiem węgla – tak pozyskujemy ekstrakt z granatu, owoców rokitnika czy z korzenia kurkumy. Proces ten nie wymaga dużych temperatur, co pozwala zachować wysoką jakość ekstraktów, a brak dostępu tlenu zapobiega niekorzystnym procesom oksydacyjnym. Obie metody są też przyjazne dla środowiska. Końcowy ekstrakt jest czysty i zachowuje pełne spektrum cennych substancji aktywnych rośliny.

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Oio Lab (@oiolab) Lis 12, 2019 o 8:29 PST

Zauważyłam też, że w waszych olejkach można znaleźć składniki, na które trwa prawdziwy boom w świecie beauty – retinol i witaminę C.

Tak to prawda. Stosujemy jednak wyłączenie bardzo określone formy retinolu i witaminy C. W naszych formułach tak naprawdę wykorzystujemy pochodną witaminy C, która charakteryzuje się wysoką stabilnością i zachowuje swoje cenne właściwości zdecydowanie dłużej niż wiele innych form witaminy C powszechnie stosowanych w kosmetykach. Wytwarza ją tylko jedna firma na świecie. Dysponujemy badaniami klinicznymi, które potwierdzają jej świetne właściwości rozjaśniające i antyoksydacyjne. Podobnie jest z retinolem – w składach naszych olejków występuje on w formie uwodornionej. Składnik ten pobudza syntezę kolagenu i kwasu hialuronowego, przez co zagęszcza skórę, ale nie podrażnia jej jak klasyczny retinol. Nasze olejki wyróżnia też brak sztucznych konserwantów. Jako konserwant stosujemy niemodyfikowaną genetycznie witaminę E i szkło fioletowe. Butelki fioletowe nie przepuszczają szerokiego wachlarza spektrum światła widzialnego, co pomaga dłużej zachować świeżość kosmetyku. W przypadku produktów na bazie wody sprawa jest trochę bardziej skomplikowana, ale już pracujemy nad konserwantami, których użyjemy do produkcji naszych serum. Zdradzę tylko, że będą to naturalne ekstrakty z kwiatów, które mają bakteriobójcze właściwości. Na razie jesteśmy na etapie testów laboratoryjnych i pierwsze z nich wyszły bardzo pomyślnie.

Rzeczywiście, na każdym kroku widać u was innowacyjność i solidne podstawy naukowe. Z jakimi ośrodkami współpracujecie przy tworzeniu waszych formuł?

Bardzo mocno kładziemy nacisk na współpracę z laboratoriami i z Uniwersytetami. Pracujemy z Uniwersytetem Medycznym imienia Karola Marcinkowskiego w Poznaniu oraz z poznańskim Uniwersytetem Przyrodniczym. W planach mamy również opracowanie zupełnie nowych formuł i składników. Na badania w tym kierunku potrzebne są jednak pieniądze, więc trzymajcie kciuki, żeby udało nam się pozyskać fundusze na ten cel.

A kto odpowiada za formuły Oio Lab? Tworzysz je sama?

Tworzy je doktor chemii – Anna Bobkowska. Staram się jednak wyznaczać kierunek, wskazywać podstawowe grupy składników, na których chciałabym się skupić. Sugeruję surowce, które warte są naszej uwagi, ale jednocześnie słucham tego, co ma do zaoferowania Ania i inni specjaliści. Bardzo lubię czytać o nowościach nie tylko na rynku beauty, ale także z dziedziny medycyny, nauki i farmacji – to daje mi pogląd, jaki kierunek może być trafny w niedalekiej przyszłości.

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Oio Lab (@oiolab) Gru 6, 2019 o 12:24 PST

Co inspiruje cię do tworzenia nowych formuł? Śledzisz trendy na rynku kosmetycznym czy też patrzysz na potrzeby swoje lub potrzeby konsumentek?

Na same trendy tak bardzo nie patrzę, bardziej skupiam się na kwestiach naukowych. No ale przyznam, że moje potrzeby też grają tutaj rolę (śmiech). Powtarzam Ani, że czekam na moment kiedy nie kupię już żadnego kosmetyku innej firmy, choć w pielęgnacji jestem już zupełnie oddana Oio. Aktualnie czerpię inspirację z literatury o suplementach diety, wpływie światła i hormonów na człowieka. Jeżeli można wykazać skuteczność danego składnika w suplementacji to naturalnie interesuje mnie możliwość zbadania takiej substancji na największym organie człowieka – jego skórze. Taka metoda pracy sprawia mi też dużo radości. Ostatnio szczególnie interesuję się składnikami, które niwelują negatywny wpływ hormonu stresu, czyli kortyzolu na skórę, tak że koniecznie śledźcie nas przez cały 2020 rok, bo pojawi się sporo nowości. Bycie na bieżąco pomaga mi określić, które z nowych składników, które nieustannie zasypują rynek mogą mieć większy potencjał od innych lub wyznaczać interesujący kierunek, który moglibyśmy wykorzystać w Oio Lab.

Ideologicznie patrzę na proces tworzenia Oio Lab. Nie do końca podążam za trendami rynku, chyba, że coś konkretnego mnie zainteresuje.  Moje założenie jest proste: chciałabym, żeby nasze produkty były przede wszystkim skuteczne, tworzone z poszanowaniem dla naszego otoczenia, wizualnie estetyczne, a marka rozwiała się razem z nami.

Który z produktów polecasz na początek dla osoby, która dopiero zaczyna swoją przygodę z marką Oio Lab?

Warto zacząć od Harmony First. To mieszanka świetnej jakości organicznych olejków z dwoma olejkami eterycznymi: neroli i z drzewa sandałowego. Doskonale wycisza i koi skórę. Serum zostało stworzone z myślą o cerze rozregulowanej hormonalnie. W składzie znajduje się olejek z wiesiołka, z nasion ogórecznika lekarskiego, z nasion brokułu, jojoba, szafranowy, z dzikiej róży, pestek moreli i olej kameliowy. Wszystkie dedykowane są cerze problematycznej, trudnej.

Czyli można powiedzieć, że to jest taki detoks na początek?

Tak, dokładnie. Harmony First ma też najbardziej podstawowy skład spośród naszych produktów, więc będzie odpowiedni dla kogoś, kto pierwszy raz ma do czynienia z kosmetykami Oio. Na noc warto sięgnąć po olejek Sleep Tight. To kuracja przeznaczona dla skóry, która wymaga działania przeciwzmarszczkowego i silnego nawilżenia. Zawiera 5% uwodornionego retinolu H-10, który wygładza zmarszczki poprzez zwiększanie produkcji kwasu hialuronowego. Dzięki temu cera staje się lepiej nawilżona i napięta. W Sleep Tight oprócz retinolu znajdują się też ekstrakty z granatu i rokitnika otrzymywane metodą CO2, czyli nadkrytycznym dwutlenkiem węgla. Nadają bardzo ładny koloryt skórze. W składzie jest też organiczny olej z wiesiołka, olej Sacha Inchi, baobabu, z nasion żurawiany, skwalan roślinny i witamina E niemodyfikowana genetycznie.

Bardzo lubię olejek z witaminą C The Future Is Bright. Stabilna pochodna witaminy C, wyrównuje koloryt skóry i jest bardzo silnym przeciwutleniaczem. Co ciekawe, w Japonii składnik ten traktowany jako paralek już w stężeniu 3% i można znaleźć go w kremach rozjaśniających. W naszym serum stężenie pochodnej witaminy C wynosi 15%. Jego działanie uzupełniają olejki z ostropestu plamistego, z nasion żurawiny, ogórecznika, dzikiej róży i skwalan. Świetnie nadaje się do skóry pozbawionej blasku, która wymaga ujednolicenia. To serum można stosować na dzień i na noc.

W naszej ofercie znajduje się również olejowe serum wygładzające 7 Wonders. To botaniczna kuracja polecana osobom, które pragną używać tylko produktów, które są w 100% botaniczne. Zawiera ekstrakt CO2 z kurkumy o silnym działaniu przeciwstarzeniowym, a także enzymatyczne oleje z nasion cykorii, z nasion buku i nasion konopnych, które nawilżają i wygładzają. Oprócz nich w składzie widnieje organiczny olej z opuncji figowej, olej szafranowy i skwalan. To botaniczna kuracja, która działa silnie ujędrniająco, przeciwzmarszczkowo i nadające zdrowy koloryt skórze. Można stosować ją na dzień i na noc jako serum, ale można również mieszać ją z kremem koloryzującym lub podkładem – osobiście uwielbiam ten efekt. Zachęcamy również, żeby połączyć pielęgnację skórę z momentem wyciszenia i chwili dla siebie. Dlatego każdy produkt łączymy z małym rytuałem pielęgnacyjnym.

A czy aplikację olejków można łączyć z innymi kosmetykami? W jakiej kolejności polecasz je nakładać?

Na nasze kuracje można nakładać krem, jeżeli jest taka potrzeba. Tutaj nie ma jednak jednej dobrej drogi. Zachęcam do obserwowania własnej skóry i tego co jej służy. Osobiście stosuję tylko naszą pielęgnację, a olejek używam zamiast kremu. Używam wszystkie nasze produkty, łącznie z tymi w fazie laboratoryjnej i śmieję się, że jestem największą fanką naszej pani doktor – Ani, skrupulatnie testując jej wynalazki.

Co jeszcze planujecie wprowadzić na rynek oprócz olejków?

W przyszłym roku do sprzedaży trafi serum głęboko nawilżające, które polecamy stosować pod nasze olejki. Przynosi to naprawdę świetne efekty. Wprowadzimy również produkt, który pomaga skórze bronić się przed zanieczyszczeniami, takimi jak smog i smog elektroniczny. Oba kosmetyki mają naturalne składy i oczywiście są poparte solidną literaturą i badaniami naukowymi. Sprawia nam ogromną satysfakcję jak udaje nam się wyciągnąć to, co najlepsze z natury za pomocą naukowych metod.

Nie mogłabym nie zadać pytania o opakowania kosmetyków Oio Lab – ich szata graficzna jest bardzo stylowa i minimalistyczna. Kto pomógł wam je projektować?

To był cały proces. Natrafiałam na bardzo różnych grafików i firmy które zajmowały się brandingiem. Z reguły każda z nich była świetna na etapie koncepcji, ale gdy przychodziło do realizacji, pojawiały się problemy. W końcu udało mi się znaleźć świetnych ludzi - Polaków, którzy mieszkają w Oslo i prowadzą działalność pod nazwą Hugmun Studio. Okazało się, że idealnie „czują” moją estetykę. A przy tym są bardzo profesjonalni i naprawdę świetnie się z nimi pracuje. To także dzięki nim mogę się podpisać się całą sobą pod Oio.

A gdzie widzisz siebie i markę Oio Lab za 5 lat?

To dobre pytanie. Mamy zainteresowanie naszymi produktami z zagranicy. Zaraz lecę do Oslo na rozmowy biznesowe, a pierwsze testery zostały już wysłane do wyselekcjonowanych punktów w Stanach i w Londynie. Widzę nasze produkty na całym świecie. Jeżeli chodzi o kształt i skład samych produktów – nie zamykam się na żadne zmiany, jeżeli okaże się, że możemy stworzyć coś jeszcze lepszego.

Czyli nastawiasz się na rynek światowy?

To nie musi być masowy rynek. Chętnie podejmujemy współpracę z mniejszymi sklepami, bo chcemy dotrzeć do konkretnego typu klienta. Nie chcę jednak tworzyć barier, których nie ma. Widziałabym nas w każdym miejscu na świecie, które jest zgodne z naszą filozofią.

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Oio Lab (@oiolab) Paź 30, 2019 o 6:43 PDT

A jaki jest twój ulubiony produkt Oio Lab?

To trudne pytanie, bo używam wszystkiego naraz (śmiech)

Właśnie chciałam cię skomplementować, masz bardzo ładną cerę z pięknym glow. Jesteś chodzącą reklamą swoich kosmetyków.

Dziękuję ci bardzo. Ania mnie za to goni, bo ja wiecznie  eksperymentuję – tu retinol, tu witamina C. W międzyczasie Ania podsuwa mi testery, bo stale pracujemy nad nowymi formułami. Teraz używam kurację SLEEP TIGHT z retinolem na noc, a serum z witaminą C The Future Is Bright na dzień.

To chyba nawet dobry duet?

Tak, ale jedna kuracja już przynosi widoczne efekty. Sam skład Sleep Tight – kuracja z retinolem na noc to porządna dawka składników aktywnych dla skóry, więc mam nadzieję, że to eksperymentowanie nie obróci przeciwko mnie (śmiech). Ale jestem tak ciekawa nowych receptur, że nie mogę się powstrzymać. Przestałam też w ogóle stosować produkty innych marek, co chyba jest komplementem i ukłonem dla pracy Ani.

Czyli testujesz to, czego jeszcze nie ma na rynku. Czy wszystkie kosmetyki Oio Lab sprawdzasz najpierw sama na własnej skórze?

Tak, zawsze. I mam wrażenie że moja skóra odżyła, odkąd nie stosuję tylu produktów z syntetykami w składzie. Czasami robię jednak detoks i stosuję tylko Harmony First przez kilka dni. Świetnie sprawdza się dla rozregulowanych hormonalnie i podrażnionych cer – ma prosty skład i zero konserwantów.

Co uważasz za największe wyzwanie w tworzeniu kosmetyków?

Z pewnością nieustanne dbanie o jakość naszych składników, na każdym etapie ich powstawania. Nie chciałabym również przestać się rozwijać, bo uważam, że tylko bycie na bieżąco w różnych dziedzinach umożliwi nam tworzenie produktów na takim poziomie na jakim bym chciała. Bardzo ważny jest dla mnie też element umiejętności zachowania dystansu – nauka jest ważna, ale czasami trzeba zrobić dwa kroki wstecz, żeby widzieć coś w odpowiednim świetle.