Gdyby spojrzeć na wszystkich ikonicznych bohaterów komiksowych pod kątem ich potencjału filmowego, to szybko można dojść do wniosku, że Joker jest jednym z najbardziej spektakularnych, a przy tym najtrudniejszych do odegrania dla każdego aktora. Z jednej strony to wymarzona rola z racji tego, że daje szansę wcielenia się w psychopatycznego mordercę z wyjątkowo sadystycznym poczuciem humoru, ale z drugiej strony bardzo łatwo w niej popaść w przejaskrawienia, które uczynią ją komiczną. Tym bardziej, że jak pokazał chociażby znakomity komiks „Batman: Zabójczy żart” Alana Moore’a i Briana Bollanda, Joker może być wielowymiarowym antagonistą.

W tamtym pamiętnym tytule mieliśmy do czynienia z genezą postaci Jokera, w której próbowano wyjaśnić przyczyny jego szaleństwa. Wiele na to wskazuje, że coś podobnego zobaczymy za sprawą filmu „Joker” w reżyserii Todda Phillipsa, który trafi do kin 4 października tego roku. W główną rolę wciela się Joaquin Phoenix. Wydaje się on znakomitym wyborem, bowiem ciężko znaleźć dziś w Hollywood osobę bardziej nadającą się do sportretowania bohatera coraz bardziej staczającego się w odmęty obłędu. Twórcy zarzekają się, że ich film nie będzie zbytnio przypominał typowych produkcji komiksowych; ma mieć za to więcej wspólnego z filmami Martina Scorsesego w rodzaju genialnego „Króla komedii”.

Przy okazji tego filmu potwierdza się pewna zasada – poza tak naprawdę jednym wyjątkiem, do roli Jokera w filmie kinowym zatrudniani są aktorzy z dużym nazwiskiem. Zanim jednak dowiemy się, jak wypadł Phoenix, warto przypomnieć sobie wszystkie wcześniejsze wcielenia zielonowłosego mordercy. Każde z nich znacząco się od siebie różni i każe myśleć, że wciąż można uzyskać coś ciekawego z tej postaci. Z tej racji Phoenix ma niemałą szansę, aby stworzyć najciekawszą wersję Jokera, przebijającą nawet tę, którą zaprezentował nam w 2008 roku nieodżałowany Heath Ledger. Zanim jednak przejdę do kreacji Ledgera, to muszę zacząć od osoby, która jako pierwsza wcieliła się w Jokera.

Pierwszy Joker

Cesar Romero wcielił się w najsłynniejszego komiksowego superzłoczyńcę w serialu „Batman” i filmie „Batman zbawia świat” w drugiej połowie lat 60. XX wieku. Jego kreacja oparta była na wizerunku łotra, jaki dominował na kartkach DC Comics w tamtym czasie – zamiast psychopaty popełniającego brutalnego przestępstwa Joker był postacią bardziej skłonną do robienia złośliwych żartów. Stąd jego rola, tak jak zresztą obie produkcje, to czysty camp. Choć dziś nie da się tego zupełnie oglądać, to jednak trzeba oddać Romero, że momentami udało mu się uchwycić coś ze stukniętej natury Jokera, w szczególności w jego maniakalnym śmiechu. Szkopuł w tym, że nie jest to ten obraz postaci, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Na to musieliśmy poczekać do 1989 roku.

Jack Nicholson daje ikoniczny popis

Premiera „Batmana” Tima Burtona to film, na który wszyscy miłośnicy komiksów z tym bohaterem od dawna czekali. W przeciwieństwie do absurdalnego „Batman zbawia świat”, ta produkcja była już znacznie poważniejsza i mroczniejsza w tonie. Do roli Jokera zatrudniono Jacka Nicholsona, wówczas dwukrotnego laureata Oscara. Nicholson od zawsze posiadał demoniczną aparycję, stąd nic dziwnego, że producenci uznali go za idealnego kandydata do zagrania największego wroga Batmana. I raczej nie można mieć wątpliwości do jego kreacji – jest symultanicznie zabawna i złowieszcza. Co więcej, widać wyraźnie, że Nicholson świetnie odnalazł się w świecie, jaki wyczarował Burton. Tu już nie mieliśmy do czynienia z psotnym klaunem, który zaprezentował Romero – Joker Nicholsona został ukazany jako inteligentny i bezlitosny mafioso. Okazało się jednak, że ta rola nie wyczerpała możliwości tej postaci. Blisko dwadzieścia lat później inny aktor pokazał, że można ją ugryźć nie tylko inaczej, ale nawet lepiej.

Heath Ledger jako Joker w „Mrocznym rycerzu” Christophera Nolana

Od 2008 roku wszyscy powtarzają to stwierdzenie do znudzenia, ale póki co nie ma powodu, aby je zmieniać: Heath Ledger jest najlepszym Jokerem, jakiego mogliśmy zaobserwować na dużym czy małym ekranie do tej pory. W przeciwieństwie do swoich poprzedników, Ledger w swojej interpretacji skręcił mocniej w stronę nihilistyczną, przedstawiając Jokera jako człowieka-potwora pozbawionego wszelkiej empatii i rozmiłowanego w anarchii. Bazując na komiksach „Batman: Zabójczy żart” i „Azyl Arkham” Granta Morrisona i Dave’a McKeana, wynalazł dla niego zarówno charakterystyczny głos, jak i gestykulację. Joker, z którym mierzył się tym razem Batman był przerażający i totalnie nieprzewidywalny. Oscar za najlepszą rolę drugoplanową był w pełni zasłużony. Wielka szkoda, że Ledger nie dożył tej chwili. A gdyby jednak żył dalej, to na pewno oszczędziłoby to nam nieprzyjemności oglądania Jareda Leto w „Legionie samobójców”.

Jared Leto jako nieudolny Joker

Wokalista 30 Seconds To Mars i laureat Oscara za rolę w filmie „Witaj w klubie” jest znany ze swojego dużego poświęcania się podczas kręcenia filmów. Nie inaczej było w związku z „Legionem samobójców” – Jared Leto nigdy nie wychodził ze swojej roli. Na planie filmowym, jak i poza nim, był Jokerem. Jednak na niewiele to się zdało, bowiem Książę Zbrodni w jego wykonaniu okazał się boleśnie nijaki i przerysowany. Na domiar złego wizualnie przypominał bardziej pomalowanego pop punkowca rodem z Blink 182, aniżeli okrutnego złoczyńcę, którego znamy z komiksów. Leto określił swoją rolę jako „niemal Szekspirowską” (!) i „piękną katastrofę”. Co do jednego można się zgodzić – to na pewno była katastrofa.

Seriale i animacje

Co ciekawe, poza rolą Romero, Joker nie doczekał się jeszcze pełnoprawnego występu w serialu telewizyjnym. W serialu „Gotham” aktor Cameron Monaghan gra postacie Jerome’a i Jeremiaha Valeskich, które w wyraźny sposób zainspirowane są ikonicznym psychopatą. Od paru dni wiemy też, że w finałowych odcinkach produkcji pojawi się postać nazwana J., która pomijając brak zielonych włosów, mocno przypomina z wyglądu Jokera. Kreacja Monaghana sama w sobie jest pod wieloma względami lepsza niż to, co pokazał Leto jako oficjalny adwersarz Batmana.

Monaghana chwalił nawet sam Mark Hamill, znany jako Luke Skywalker z „Gwiezdnych wojen”. Hamill jest akurat świetnie zorientowany w temacie, bowiem sam ze znakomitym skutkiem podkładał głos Jokerowi m.in. w serialach i filmach animowanych DC Animated Universe (chociażby w „Batman: Maska Batmana”) i grach („Batman: Arkham Asylum”). Wielu fanów uznaje go zresztą za najlepszą inkarnację postaci. I faktycznie jest to kawał dobrej roboty. Już sam śmiech Hamilla robi wielkie wrażenie. Bez wątpienia to jego praca wyróżnia się najmocniej na tle tego, co usłyszymy od innych aktorów w tych samych segmentach produkcji z Batmanem. 

Teraz jedynie pozostaje nam poczekać na „Jokera”, by zobaczyć, czy Joaquin Phoenix będzie w stanie zaprezentować jakość podobną do ról Nicholsona i Ledgera, czy jednak zostanie szybko zapomniany. Stawiać raczej można to pierwsze.