Kraków pożegnał swojego Czarnego Anioła. „Odeszła Największa” - napisano na profilu Piwnica pod Baranami po śmierci artystki. Ewa Demarczyk od początku swojej kariery stanowiła zjawisko. Na wyjątkową estetykę prezentowaną przez artystkę składały się przejmujące interpretacje poezji i muzyki, oszczędna w środkach, ale niezwykle wyrazista gra na scenie, na której każdy koncert stawał się spektaklem oraz sama postać Demarczyk – gotycka uroda, niemal nieruchoma postawa i słynne czarne kreacje, które często wychodziły spod ręki mamy pieśniarki. „Ewa była na czarno, ponieważ wszystko wokół było na czarno – podłoga, kulisy, my [muzycy], fortepiany. Całość była zaplanowana na ten sam kolor, nastrój – tak żeby nic nie zwracało uwagi – oprócz Ewy. Na czarnym tle lepiej akcentowała się jej jasno oświetlona twarz” – tak odpowiada zapytany o czarne suknie Andrzej Zarycki, który dla Demarczyk napisał jedne z jej najpiękniejszych pieśni.

Najlepsze i najsłynniejsze stylizacje księżnej Diany. Większość z nich jest modna i dziś! >>

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Piwnica pod Baranami (@piwnicapodbaranami) Sie 19, 2020 o 5:11 PDT

Podobnym tropem szła Édith Piaf, całe życie występująca w wąskiej, czarnej sukience. O niej także mówiono, iż wybiera koncertowe kreacje, które nie będą odwracać uwagi publiczności. Czerń, do poważnego, wyrazistego repertuaru obu artystek pasowała jak ulał. Kiedy Piaf debiutowała w latach 30., taka stylizacja była też po prostu modna – kobiecy black total look na salonach istniał wtedy od dekady, dzięki jednej z najbardziej wyemancypowanych i łamiących modowe konwenanse projektantek – Coco Chanel.

Édith Piaf, 1955 rok.

Powojenna Europa odżyła w złotych latach 20. To z tym okresem kojarzymy mieniące się kreacje w stylu „Wielkiego Gatsby’ego”. Czerń, tradycyjnie będąca kolorem żałoby, po krwawych czterech latach nie była kolorem, który chciałoby się nosić od stóp do głów. Wtedy „na wybiegi” z małą czarną wkroczyła Chanel – w 1926 roku zaprezentowała w swoim paryskim salonie pierwszą kolekcję sukienek popołudniowych i wieczornych, dla których później charakterystycznymi dodatkami stały się kapelusz klosz i torebka 2.55. Najpierw klientki projektantki do tematu podeszły ostrożnie, szybko jednak, kreacja została uznana za rozwiązanie wyjątkowo eleganckie, a już wkrótce małą czarną amerykański Vogue określił mianem „Forda w szafie każdej kobiety”. W 1928 roku, w iście chanelowskim stylu, Eugene Robert Richee uwiecznił na fotografii Louise Brooks, gwiazdę kina niemego. Czarna suknia, całkowicie stapiała się z tłem, na którym wyróżniały się tylko dłonie i twarz artystki, oraz sznur pereł. Koncepcja nieodwracania uwagi od samej postaci, jak widać, przetrwała dziesięciolecia.

Modelka Bettina Graziani w sukni projektu Coco Chanel, 1967 rok.

Prosta, czarna sukienka od samego początku miała wydobyć piękno – wysmuklić sylwetkę, skupić uwagę na twarzy. Nie przeszkadzało to jednak nazywać niektórym małej czarnej „nędzą luksusową”. Przyczynił się do tego fakt, iż w czasie Wielkiego Kryzysu to właśnie ta sukienka była środkiem, który pozwalał osiągnąć szyk „budżetowo”. Jak głosi anegdota Paul Poiret, znany ze swoich haremowych projektów, zapytał Chanel po kim nosi żałobę. Projektantka odpowiedziała mu podobno „Po panu”, co można uznać za wyjątkowo ciętą ripostę, biorąc pod uwagę fakt, iż chanelowska mała czarna otworzyła w modzie zupełnie nową epokę. Do sukcesu czarnej sukienki przyczyniła się także technologia – kino powoli wychodziło z okresu czarno-białych obrazów i czerń jak żaden inny kolor dobrze prezentowała się na ekranie.

Audrey Hepburn w sukni Givenchy

Jak żaden inny kolor nie prezentuje się też tak elegancko – aż do dziś. Warto przypomnieć choćby kilka ikonicznych czarnych kreacji. Audrey Hepburn w "Śniadaniu u Tiffany’ego" nosiła prostą, kultową już sukienkę Huberta de Givenchy, powstałą we współpracy z kostiumografką Edith Head. Księżna Diana na zdjęciach z Johnem Travoltą olśniewa w pozornie czarnej długiej sukni od Victora Edelsteina – tu warto jednak wspomnieć, że kreacja miała tak naprawdę kolor głębokiego błękitu, na aksamicie światło jednak gra w taki sposób, że nawet widziana z bliska, kreacja sprawia wrażenie idealnie czarnej. Ambasadorką małej czarnej była Maria Callas – w kreacji tej do dziś możemy oglądać ją na okładkach wznowień kolejnych albumów.

Księżna Diana i John Travolta, 1985 rok.

Czarna kreacja zawsze była manifestem. Kiedyś miała wyrażać żal. Dzięki niezwykłym kobietom, które wprowadziły ją na salony i sceny, stała się kolorem uniwersalnym. Dla Demarczyk mogła stanowić element jej manifestu artystycznego, dla Chanel – feministycznego. Kiedy Lady Di w dniu upublicznienia informacji o romansie księcia Karola z Camillą Parker-Bowles pojawiła się na przyjęciu Vanity Fair w zaprojektowanej przez Chritinę Stambolian małej czarnej, łamiącej wszelkie zasady protokołu, brytyjska prasa nazwała ją „revenge dress”. Meghan Markle wielokrotnie pokazywała się w czarnych kreacjach, czym za każdym razem wzbudzała gorące dyskusje o tym, co wolno członkini królewskiej, a czego nie.

I tak jak wszystkie poprzedniczki, które z czarnych kreacji uczyniły swój ikoniczny look, księżna Sussex również wymyka się zasadom. Każda z nich mogłaby też pewnie zgodzić się z opinią Karla Lagerfelda: "W małej czarnej nie sposób wyglądać zbyt skromnie ani zbyt elegancko."

Meghan Markle, 2018 rok.