„Zabij to i wyjedź z tego miasta”

Główny bohater z czułością poddaje się reminiscencji własnego dzieciństwa, która ma być jego antidotum na rozpacz po stracie bliskich. Czuje się bezpiecznie dopiero we własnych wspomnieniach i postanawia się w nich ukryć, bo czas stoi tam w miejscu, a najbliżsi ludzie wciąż żyją. Mijają lata, aż pewnego dnia do wyobrażonego miasta przybywają idole z książek i bajek, którzy... są starzy. Wtedy czar pryska i bohater uświadamia sobie, że nie ma wiecznej młodości, a prawdziwe życie jest gdzie indziej. Historia ta spowita jest gęstą i mglistą muzyką Tadeusza Nalepy i Breakout. 

Animacja, którą z powodzeniem można nazwać dziełem życia jej autora - Mariusz Wilczyński tworzył "Zabij to i wyjedź z tego miasta" przez 14 lat i jest to bardzo osobisty projekt, w którym twórca doceniany przez MoMa, nominowany do Berlinale i Nowych Horyzontów oraz nagrodzony Złotymi Lwami nawiązuje do własnej młodości w czasach transformacji. 

Głosów użyczają mu między innymi Krystyna Janda (matka Janka), Marek Kondrat (ojciec Mariuszka / staruszek w pociągu), Daniel Olbrychski (Behemot), Andrzej Chyra (ojciec Janka), Maja Ostaszewska (Janek), Anna Dymna (młoda mama Mariuszka), a nawet Anja Rubik (kioskarka) oraz Helena Norowicz (staruszka w pociągu). W filmie usłyszymy także artystów, których niestety już z nami nie ma - są to Tomasz Stańko (konduktor w pociągu), Irena Kwiatkowska (staruszka w pociągu) i Andrzej Wajda (staruszek w pociągu).

"Sound of Metal"

Choć data powstania tego filmu przypada na 2019 roku, z powodu pandemii "Sound of metal" trafił do Polski dopiero teraz. Za reżyserię odpowiada autor "Drugiego oblicza" Darius Marder (jest także współautorem scenariusza). To opowieść o perkusiście Rubenie, który nagle, wręcz z dnia na dzień zaczyna tracić słuch. A przecież pojawiła się w końcu szansa nagrania debiutanckiej płyty. Co z marzeniami i karierą muzyczną mężczyzny? Wszystko stanęło pod znakiem zapytania. Trudy przechodzi również związek Rubena z wokalistką Lu.

Krytycy nie tylko doceniają grę Riza Ahmeda, który za tę rolę otrzymał nominację do Złotych Globów, ale również za w końcu realistyczne pokazanie świata niesłyszących. Oszczędny w słowach, ale bardzo emocjonalny. Ten tytuł z pewnością zapamiętacie na długo...

"Czarownica miłości" 

„Czarownica miłości” swoją światową premierę miała w 2016 (!) roku i dopiero teraz weszła do polskich kin – ale zdecydowanie warto było na nią czekać. Tytułowa bohaterka, Eleine, to tajemnicza femme fatale, która przyjeżdża do małego amerykańskiego miasteczka pragnąc poznać smak prawdziwej miłości. Jest zdeterminowana i gotowa użyć wszelkich magicznych środków, aby wypełnić swój plan. Jej pojawienie się wyzwala całą lawinę niespodziewanych wydarzeń i przynosi zgubę mężczyznom, którzy ulegli urokowi wiedźmy...

Film utrzymany jest w konwencji kiczowatych, ale urokliwych filmów klasy B z przełomu lat 60. i 70., które słynęły z pięknych bohaterek i waniliowej erotyki. Niepokojący światłocień i obraz w technikolorze nadają mu niesamowity retro klimat, który urzeknie nie tylko fanki stylu Lany Del Rey, mistycznych rytuałów i tajemniczych sekt. Pod efektowną formą kryje się jednak do bólu poważny temat – historia Eleine to tylko pretekst do dyskusji nad współczesnym feminizmem i budzących się na nowo demonach mizoginii. Czy „Czarownicy miłości” uda się z nimi rozprawić? O tym przekonacie się w kinie.

"Helmut Newton. Piękno i bestia"

O jego zdjęciach mówi się jako o rewolucyjnych i łamiących tabu, o nim samym „wizjoner”, „prowokator”, „skandalista”. Zarówno krytycy, jak i bliscy współpracownicy legendarnego artysty wielokrotnie opinie te poddali jednak w wątpliwość. A to dlatego, że za często bardzo dosłownym, nierzadko wyzywającym erotyzmem Newtona, kryje się niezwykła czułość. Przedstawiana w zaskakujących kadrach nagość  jest mocna, ale nigdy wulgarna, a jego kobiety są silne, świadome i zniewalająco piękne. 

W głośnym dokumencie Gero Von Boehma to właśnie one, bohaterki słynnych fotografii Newtona dostają głos. Usłyszymy tu między innymi Catherine Deneuve, Grace Jones, Charlotte Rampling, Isabellę Rossellini czy Claudię Schiffer, które grają z widzem w otwarte karty, opowiadając swoją, nieprzypudrowaną wersję historii kultowych ujęć. 

Do dziś pamiętam – a było to prawie dekadę temu –  wrażenie jakie zrobiła na mnie pierwsza obejrzana na żywo wystawa wybranych prac Newtona w paryskim Grand Palais. Jeśli film ten okaże się poruszać choć w połowie tak silnie, po prostu trzeba go zobaczyć. 

"Portret kobiety w ogniu"

"Bohaterkami filmu są szykowana do aranżowanego małżeństwa arystokratka Heloiza oraz przybyła z Paryża malarka, Marianna. Ta druga ma namalować portret tej pierwszej, ale w sekrecie. Heloiza bowiem nie chce pozować, buntując się w ten sposób przeciwko przymusowemu zamążpójściu. Marianna dyskretnie obserwuje swoją modelkę, intensywnie tworzy, a później niszczy kolejne wersje obrazu. Czuje, że nie pozna prawdziwego oblicza młodej kobiety tak długo, jak sama będzie ukrywać własne. Kobiety połączy wspólna tajemnica i miłość, która nie ma szansy na happy end" — podaje festiwalowy opis filmu. Za reżyserię odpowiedzialna jest Celine Sciamma, która dramatem "Chłopczyca" pozyskała sobie ogromną sympatię krytyków. W rolach głównych genialne paryżanki - Noémie Merlant i Adele Haenel. A! I jeszcze te kadry! Niektóre ujęcia przypominają najpiękniejsze obrazy Caspara Davida Friedricha, którego uwielbiamy. 

"Tylko zwierzęta nie błądzą" 

Układanka, która trzyma widza w napięciu do ostatniej sekundy - tak w skrócie można opisać francusko-niemiecką produkcję Dominika Molla. Jak to w dobrym kryminale - mamy kilku nieznajomych, tajemnicze miasteczko w górach i niewyjaśnione zaginięcie. Zagadkowe zniknięcie kobiety jest jedynie pretekstem do poznania mieszkańców, których drogi przecinają się absurdalnymi wydarzeniami. Bohaterów łączą marzenia, które skrywają jak największe tajemnice. To opowieść o poszukiwaniu szczęścia, miłości czy bogactwa. Wybory, jakich każde z nich dokona, wykraczą daleko poza granice miasteczka...

"Na rauszu"

Na zakończenie coś dla miłośników skandynawskiego kina, charakteryzującym się specyficznym poczuciem humoru. Film Na rauszu” miał mieć swoją polską premierę w listopadzie, ale z powodu zamknięcia kin, na dużym ekranie możemy zobaczyć go dopiero teraz. O czym opowiada nowa, duńska produkcja?

Fabuła filmu przybliża historię czwórki przyjaciół, nauczycieli szkoły średniej, którzy zainspirowani dosyć kontrowersyjną teorią, wspólnie przeprowadzają na sobie pewien eksperyment. Według odkrytego przez nich konceptu jednego z norweskich psychologów, człowiek rodzi się z niedoborem alkoholu w organizmie, dlatego codzienna dawka, około pół promila we krwi, ma znacząco poprawiać funkcjonowanie i efektywność jednostki. Zmagający się z trudami życia codziennego, depresją i samotnością mężczyźni, nie zastanawiając się długo, postanawiają na własnej skórze...i wątrobie, przetestować założenia. Chęć otwarcia się na świat oraz zwalczenie pesymistycznego podejście do życia staje się głównym motywatorem pedagogów. Żaden z nich jednak nie do końca przewidział skutki, jakie może nieść za sobą, utrzymywanie stałego poziomu promili we krwi…

Stojący za kamerą Thomas Vinterberg początkowo utrzymuje historię w komediowej konwencji przeplataną charakterystycznym dla kina skandynawskiego humorem. Później jednak twórca dobitnie pokazuje nam jakie skutki może nieść za sobą nadmierna alkoholizacja oraz traktowanie używki jako remedium na dotychczasowe porażki, smutek czy życiową stagnację. 

Wyśmienite role głównych bohaterów, w tym Madsa Mikkelsena, i ciekawie opowiedziana historia to coś na co warto poświęcić jeden z weekendowych wieczorów w kinie!

w rolach głównych: Mads Mikkelsen, Thomas Bo Larsen, Magnus Millang, Lars Ranthe

Czytaj też: 5 najbardziej wyczekiwanych filmów, których premierę przesunięto na 2021 rok>>