Reklama

„Tylko nie ty” – uratowało honor romantycznych komedii

Komedie romantyczne nie miały w ostatnich latach dobrej passy. Choć wśród nowości proponowanych przez platformy streamingowe zdarzały się tytuły, dzięki którym subskrybenci byli skłonni uwierzyć w miłość, większym sentymentem i tak darzyli klasyki z minionych dekad. Fakt, filmy z lat 90. czy 2000. mają nieodparty urok. Nawet w Hollywood słychać głosy, że dziś brakuje na rynku scenariuszy na miarę przebojów „Harry poznał Sally”, „Notting Hill” czy „Cztery wesela i pogrzeb”. Jacob Elordi otwarcie przyznał, że czas spędzony na planie trylogii „Kissing Booth” uważa za stracony. Kate Hudson ostrzegała, że wśród jej kolegów po fachu brakuje chętnych do pocałunków w deszczu i pogoni za ukochaną na lotnisko. Także kinomani jeszcze niedawno nie kwapili się, aby pędzić do zaciemnionych sali, kiedy na afisz wchodziła kolejna podnosząca na duchu opowiastka o gorących uczuciach. Właśnie dlatego 150 milionów dolarów wpływu ze sprzedaży biletów, jakie zanotowało „Tylko nie ty” było dużym zaskoczeniem. Skąd tak duże zainteresowanie filmem?

Reklama
mat. prasowe Paramount Pictures

„Tylko nie ty” – o czym jest kinowy hit z Sydney Sweeney i Glenem Powellem?

Film zebrał co prawda mieszane recenzje, ale publiczność doceniła poczucie humoru Willa Glucka („Łatwa dziewczyna”, „To tylko seks”) oraz aktorskie zdolności Sydney Sweeney i Glena Powella.

Nowa komedia romantyczna to historia z pozoru idealnej pary, która w rzeczywistości nie darzy się zbytnią sympatią.

Po perfekcyjnej pierwszej randce dochodzi do zgrzytu, przez który relacje Bei i Bena stają się lodowato chłodne. Pech chciał, że los znów połączył tę dwójkę na przyjęciu weselnym w Australii. Wbrew rozsądkowi bohaterowie postanawiają udawać przed resztą gości, że przyjechali tam razem jako szczęśliwi zakochani. Co może z tego wyniknąć? Na pewno należy spodziewać się nieco pikanterii, bo tytuł otrzymał najwyższą kategorię wiekową.

Reklama

mat. prasowe Canal+
Reklama
Reklama
Reklama