Wszystkie nieprzespane noce

Wszystkie nieprzespane noce

Portret współczesnych dwudziestolatków. Na dwa lata warszawskie ulice, kluby, kawiarnie i mieszkania stały się planem zdjęciowym, na którym powstała intymna opowieść o młodych ludziach. Kamera Michała Marczaka żywi się tym, co jest esencją ich życia. 
Zabawa nocą do utraty tchu, intensywne stany zakochania, pożądania i samotności, rozmowy o rzeczach błahych i najistotniejszych, upojenie alkoholem i miłością, emocjonalny tygiel. „Wszystkie nieprzespane noce” to hołd złożony młodości nieprzewidywalnej i dynamicznej, ale równie często zagubionej i bojącej się jutra.

reżyseria Michał Marczak

obsada: Krzysztof Bagiński, Michał Huszcza, Eva Lebeuf

Piękne zdjęcia, ładna praca kamery. Warszawa w roli głównej. Poza tym nic. Kino ładne, ale emocjonalnie letnie.

Mówi się, że film Marczaka to odrealniony, hipsterski obrazek mający mało wspólnego z prawdziwym życiem. Tak naprawdę to raczej migotliwa trójwymiarowa widokówka z pewnego wycinka rzeczywistości. Posypana wprawdzie amfetaminą i brokatem, ale z uczuciem przypieczętowana śladem czerwonej szminki. Tu tak się kocha, tu tak się imprezuje, między jawą a snem rozmawiając o śmierci, miłości i wszechświecie, bezskutecznie szukając satysfakcji i spełnienia. Modnie jest wciągnąć kreskę, a dyskusje przepleść francuskimi cytatami, ubarwić ekstatycznym śmiechem, naszpikować mądrze brzmiącymi słowami zanotowanymi w BUW-ie. Bohaterowie Marczaka są upojeni (nie tylko życiem), karmieni croissantami i prosecco z modnych warszawskich bistro i bardzo rozedrgani. Mimo że powierzchowni, to jednak w jakiś sposób piękni i poetyccy. Ich roziskrzony świat gasi jednak trudna do zdefiniowania pustka towarzysząca dorastaniu. Marczak swoich rozmarzonych dekadentów wplątuje w wibrujący teledysk z bardzo dobrą ścieżką dźwiękową i jeszcze lepszymi ujęciami Warszawy w tle.

Równie dobrze ten film mógłby nosić tytuł MŁODOŚĆ. Czyli taniec, rozmowy, nieprzespane noce i mnóstwo pocałunków. Do tego świetna muzyka i piękne zdjęcia. Jestem absolutnie za! 

Ten film na pewno nie wzbudza letnich emocji. Jedni go kochają, inni nienawidzą. Za to ja odkąd go obejrzałam cały czas o nim myślę. Bo choć nazwany przez dystrubutora "manifestem 20-kilkulatków" to nim niestety nie jest. Jednak nie można nie docenić świetnych zdjęć czy muzyki. Wracając do historii, bardzo ciekawe jest to zacieranie się fikcji z prawdą. Kiedy "statyści" byli nagrywani bez wiedzy, a które sceny są naprawdę zagrane? Trudno dociec, zwłaszcza, że filmowano w miejscach, do których latem chodzi wiele osób. Filozoficzne rozmowy podczas imprez? Sami je odbywamy nocą, ale tutaj one są zbyt banalne, a nawet czasem bzdurne, przez co bohaterowie tracą, a widzom trudno się z nimi zidentyfikować.