A DLA SIEBIE?

Z raportu: Wizerunek matki niepracującej jest dość nijaki, kobieta jest postrzegana w kontekście zadań związanych z opieką i wychowywaniem dzieci oraz obowiązków domowych. Natomiast portret matki pracującej jest złożony z cech bardziej wyrazistych (zorganizowana, towarzyska, zadbana, ale także zabiegana, zmęczona) odbieranych jako bardziej pozytywne.

JOANNA Razem z mężem ćwiczymy boks. Chodzimy rano, kiedy dzieci są już w szkole, mamy więc czyste sumienie. Potem szybki prysznic i pędzimy do kliniki. Na fitness muszę się wyrwać kosztem pracy, ale wiem, że nadrobię zaległości. Koleżanki? Głównie przez telefon. Kiedyś organizowałyśmy spotkania czwartkowe. Dziewczyny przyjeżdżały z dziećmi. Dzieciaki się bawiły razem, a my gotowałyśmy w kuchni i rozmawiałyśmy. Ostatnio odpuściłam, bo nowa klinika zabiera każdą wolną chwilę, ale staram się do tego wrócić.

IWONA Czas dla siebie? Jest bardzo ważny. Najczęściej biorę go z czasu na sen. Dwa razy w roku wyjeżdżam na tydzień na kurs jogi i medytacji. Jogę ćwiczę w domu z instruktorką. Dziewczyny nie chcą, ale mogłyby do nas dołączyć. Chodzę też na spotkania grupy rozwojowej, dzięki której rozwijam się intelektualnie i duchowo. Zabieram na nie młodszą córkę. Trochę jej się podoba, trochę nie, ale jesteśmy razem. W weekendy sprawdzamy, co która chce robić, i szukamy punktów stycznych. Nie nudzimy się. Ja mam kłopot z nicnierobieniem, praca nad tym jeszcze przede mną. Dorosłam już do tego, żeby nie czuć się winna, że moje potrzeby są ważne i że nie muszą czekać, aż zostaną spełnione potrzeby wszystkich innych.

KAROLINA W weekendy opiekę nad dziećmi przejmuje tata, który w tygodniu nie ma dla nich czasu. Jadą razem na konie, rowery. Ja za sportem nie przepadam, więc wtedy mam czas dla siebie. Mogę poleżeć, poczytać, przejrzeć gazety. W układzie praca – dzieci – mąż najbardziej ucierpiały moje znajomości. Przyjaciółki raczej przez telefon. Ale odbiję to sobie później, jak dzieci będą większe. Może nawet skoczę na bungee? Teraz włącza mi się oprogramowanie „Mama 2.0”, które nie pozwala na szaleństwa ani podejmowanie ryzyka.

BEATA Kiedyś nie byłam mistrzynią w organizowaniu czasu dla siebie, ale się uczę. Uwielbiam czytać, to nie jest takie trudne przy dzieciach. Poza tym miałam czas dla siebie w weekendy, kiedy z dziećmi był ich tata, bo nie mieszkamy razem. Raz na kwartał wyjeżdżam gdzieś z grupą przyjaciółek. Kiedyś w delegacje zawsze leciałam ostatnim samolotem i wracałam pierwszym. Zazdrościłam tym, którzy wylatywali parę dni wcześniej, żeby pozwiedzać. Teraz i ja mogę sobie na to pozwolić i sprawia mi to przyjemność. Znalazłam też sposób na życie towarzyskie – zapraszałam znajomych do siebie. Z dziećmi. To się sprawdza – mam dużo frajdy, a jednocześnie jestem w domu. Moje dzieci dziś robią to samo – zapraszają swoich znajomych do domu i dzięki temu mam okazję poznać ich przyjaciół.