SMS-Y I KORONKI
Byłam podekscytowana jak nastolatka. Już w poniedziałek zaczęłam opowiadać swojemu chłopakowi o dodatkowym projekcie, nad którym pracuję w wydawnictwie. Przez to musiałam dwa razy w tygodniu zostawać w redakcji do późnego wieczora. To była wersja oficjalna. W rzeczywistości w poniedziałki i środy miałam lekcje hiszpańskiego, a  potem spacerowałam po centrach handlowych na obrzeżach miasta (żeby nie spotkać nikogo ze znajomych), szukając seksownej bielizny i czerwonych szminek. Zdarzało mi się też zamarudzić przy kawie, komponując uwodzicielskie e-maile od Adama i obmyślając dalszą strategię. Dzięki różnym aplikacjom tak zaprogramowałam telefon, by o określonej godzinie sam do mnie zadzwonił lub wysłał SMS-a.

 

PLAN DZIAŁA
Zaczęło skutkować! Co prawda na początku telefony późnym wieczorem nie dziwiły mojego chłopaka. Ale kiedy zaczęłam wychodzić do kuchni, by je „odebrać”, zrobił się podejrzliwy. Oliwy do ognia dolały e-maile, które czytałam w łóżku z rozmarzonym uśmiechem, za każdym razem się upewniając, że imię i nazwisko nadawcy jest bardzo
dobrze widoczne. Pewnego dnia posunęłam się jeszcze dalej i wysłałam sobie bukiet kwiatów na domowy adres. Do wiązanki dołączony był bilecik, a na nim dwa słowa: „Dziękuję. Adam”. Oczywiście wieczorem musiałam opowiedzieć historyjkę tłumaczącą obecność kwiatów w naszym mieszkaniu. „Adam pracuje ze mną przy nowym projekcie, potrzebował mojej pomocy w przygotowaniu prezentacji dla reklamodawców i odwdzięcza
się kwiatami”, kłamałam jak z nut. Na szczęście mój ukochany nie uwierzył. Jego czujność
się wzmogła. Tydzień później rankiem wyszłam z łazienki ubrana w nową, niesamowicie zmysłową bieliznę.