Kate Winslet chciała za wszelką cenę zagrać Rose DeWitt-Bukater

„Titanic” to już klasyka gatunku wśród filmów o miłości. Biada temu, kto spróbuje snuć rozmyślania o remake'u (chyba że w główną bohaterkę wcieli się stawiająca pierwsze kroki na ekranie Mia Threapleton). Dziś ciężko jest nas sobie wyobrazić, aby film Jamesa Camerona mógł wyglądać inaczej. Prawda jest jednak taka, że Leonardo DiCaprio omal nie naszkicował na planie innej aktorki. Poza Gwyneth Paltrow mówiło się też o Claire Danes i Gabrielle Anwar. Reżyser sceptycznie zapatrywał się na współpracę z „gorsetową Kate”. Skąd to przezwisko? W 1997 roku Kate Winslet nie była jeszcze Mare Sheehan z Easttown czy korespondentką wojenną Elizabeth „Lee” Miller. Początkowo zasłynęła występami w kostiumowych produkcjach, takich jak „Rozważna i romantyczna”, „Chłopak na dworze króla Artura” i „Hamlet”. Właśnie dlatego sądzono, że powierzenie jej roli Rose byłoby zbyt oczywistym ruchem. „Myślałem, że to będzie sprawiać wrażenie najbardziej leniwego castingu na świecie” – tłumaczył Cameron w rozmowie z GQ. Winslet nie dała za wygraną i do skutku zabiegała o przychylność. W magazynie Entertainment Weekly pisano, że wielokrotnie dzwoniła do reżysera i wysłała mu różę z liścikiem podpisanym słowami „od twojej Rose”. W końcu dopięła swego. Czy obecnie tego żałuje?

Kate Winslet i Leonardo DiCaprio w filmie „Titanic”Kate Winslet i Leonardo DiCaprio w filmie „Titanic” / CBS via Getty Images

Kate Winslet nie radziła sobie ze sławą po premierze „Titanica”

W nowym wywiadzie dla magazynu Net-a-Porter gwiazda wróciła pamięcią do lat 90. i oszałamiającego sukcesu „Titanica”. Ujawniła, że jako zaledwie 22-latka słabo znosiła cienie rozpoznawalności. Mimo iż dzięki wysokim wpływom ze sprzedaży biletów polepszyła się jej sytuacja finansowa, utraciła dawną swobodę. Sprawy nie ułatwiały opinie krytyków. W recenzjach kolejnych filmów nieustannie nawiązywano do historii tragicznego rejsu, dziwiąc się, że zamiast kinowych hitów, aktorka wybiera niezależne produkcje. 

„Dziennikarze zawsze mówili, że po »Titanicu« mogłam robić wszystko, a mimo to decydowałam się na te małe rzeczy… A ja na to: »Tak, a żebyście wiedzieli, że tak właśnie zrobiłam!« Bo, zgadnijcie co, bycie sławną było okropne” – mówi Winslet. „Odczuwałam wdzięczność, oczywiście, że tak. Miałam dwadzieścia parę lat i udało mi się wynająć mieszkanie. Ale nie chciałam, żeby mnie śledzono, kiedy dosłownie karmiłam kaczki”.

„Miałam poczucie, że muszę wyglądać i zachowywać się w określony sposób. Media ingerowały w moje życie w znacznym stopniu. Moje życie stało się nieprzyjemne”.

Leonardo DiCaprio i Kate Winslet na gali Złotych Globów w 1998 rokuLeonardo DiCaprio i Kate Winslet na gali Złotych Globów w 1998 roku / Bob Riha, Jr./Getty Images

Świat kina i zawstydzanie ze względu na wygląd

Na koniec dodała, że choć sława bywa absurdalna, to cieszy się, że „Titanic” nadal daje widzom wiele radości. Nie jest to jednak pierwszy raz, gdy publicznie wypowiada się na temat ciemnych stron popularności katastroficznego melodramatu. Dwa lata temu była gościnią podcastu „Happy Sad Confused”, gdzie podzieliła się trudnymi doświadczeniami z body shamingiem. Wyjaśniała, że w 1997 roku nie wszystkim dziennikarzom do gustu przypadł jej wygląd. Swoimi przemyśleniami bez cienia żenady dzielili się na łamach prasy i na antenie telewizji. „Najwyraźniej byłam wtedy za gruba. Dlaczego byli wobec mnie tacy niemili?” – pytała. Dodała, że dziś odgryzłaby się tym, którym wyraźnie brakowało taktu i empatii. „Nie ważcie się mnie tak traktować. Jestem młodą kobietą, której ciało przechodzi przemiany. Czuję się niepewnie, jestem przestraszona” – mówiła, podkreślając, że całe szczęście w ostatnich latach branża stała się nieco przyjaźniejszym i bezpieczniejszym miejscem.