Skórzany kaszkiet, obroża z ćwiekami, przezroczysty top, ramoneska, obcisłe, skórzane spodnie i motocyklowe buty. To nie garderoba aktora porno lecz służbowy uniform jednego z najsłynniejszych architektów świata - Petera Marino. Zestaw ten nosi z premedytacją bo jak mówi:

"Jest jak dekoracja. Nie sposób zostać w nim niezapamiętanym".

 

71 letni Amerykanin wyspecjalizował się w projektowaniu i wystroju wnętrz butików luksusowych marek. W tym temacie ma zaś gigantyczne pole do popisu bo domy mody prześcigają się w tworzeniu coraz bardziej nietuzinkowych przestrzeni. Założona przez niego firma Peter Marino Architecture PLLC, w której zatrudnia 160 pracowników, realizowała zlecenia na projekty salonów dla takich marek jak Louis Vuitton, Giorgio Armani, Ermenegildo Zegna, Calvin Klein czy Fendi. Jego pełne przepychu lub przeciwnie - nowoczesne, wręcz futurystyczne butiki można znaleźć w prawie każdej światowej metropolii od Los Angeles po Osakę. Najwięcej jest tych z logo Chanel, Dior i Louis Vuitton. Architekt specjalizuje się w kreowaniu przestrzeni modowych, ale łącznie z jego biura wychodzi rocznie sto projektów, każdy o minimalnym budżecie 5 milionów dolarów. Tworzy także projekty prywatnych rezydencji, ale tylko dla najbogatszych, których stać na jego usługi. Nie tak dawno temu zaprojektował dom dla Bernarda Arnault, właściciela modowego konglomeratu LVMH, i kilku rodzin królewskich z Bliskiego Wschodu oraz posiadłość brytyjskiego jubilera w Gstaad. Mówi, że jego dzieł nie da się sklasyfikować. Aczkolwiek łączy je futurystyczny design i nieco surrealistycznie, abstrakcyjne urządzone wnętrza. Jak zwykł twierdzić:

"Efekt końcowy to najczęściej… współczesny barok”.

 

„Pierwszy butik domu mody jest jak pierwszy seks. Zawsze kończy się katastrofą”, mówi. Te pierwsze poważne zlecenia nie przyszły znikąd i od razu. Marino zapracował sobie na nie kontaktami. I to z nie byle kim. W latach 70. zaczął uczęszczać do Factory i tam poznał Andy'ego Warhola i jego wpływowych przyjaciół. Szybko stał się ich ulubieńcem, którzy powierzali w jego ręce swoje domy. Jednymi z pierwszych, którzy mu zaufali była rodzina Rothschildów. Później sam Warhol poprosił go o zaaranżowanie przestrzeni do nowej siedziby Factory. Oddali mu się także Saint Laurent i Pierre Berge, którzy poprosili go o zaprojektowanie ich nowojorskiej rezydencji. Ale punkt zwrotny w jego karierze nastąpił po tym gdy stworzył wnętrza dla Barneys. Dzięki jego nowatorskiemu projektowi staromodny, nowojorski dom towarowy stał się mekką luksusu a jemu przyniósł sławę, która dotarła aż do Mediolanu. Tam zaczął współpracować z Gorgio Armanim, a w kolejce już ustawiali się kolejni modowi giganci, Calvin Klein i Donna Karan. W jednym z wywiadów mówił: „Kiedyś zaprojektowanie wnętrza dla sklepu odzieżowego było uznawane przez architektów jak chałtura. Dopiero ja to zmieniłem”. 

Ale Marino nie tylko kocha projektować butiki dla domów mody, on także bezgranicznie kocha samą modę. A szczególnie swoje skórzane outfity inspirowane pracami artysty Tom of Finland, który w swoich rysunkach i ilustracjach bawił się wizerunkiem mężczyzn uczęszczających do barów gejowskich w Ameryce w latach 70. W takiej, można by rzec, modowej zbroi lubi pokazywać się publicznie i wzbudzać kontrowersje siedząc w pierwszym rzędzie na pokazach Diora i Chanel. Ale nie zawsze tak się ubierał, kiedyś stawiał raczej na garnitury od Armaniego i dżinsy Calvina Kleina. Na skórę przestawił się 20 lat temu gdy postanowił wrócić do swojej wielkiej pasji szyli jazdy na motorze. Pasji, którą na długie lata porzucił za namową żony. Tak, żony. Marino, choć na pierwszy rzut oka wygląda na ekscentrycznego geja, od 35 lat żyje w małżeństwie i dziś ma już dorosłą córkę. O swoje żonie, kostiumografce Jane Trapnell, mówi, ze to bardzo elegancka kobieta, bez której nie osiągnąłby takiego sukcesu. Sukcesu niebagatelnego, bo Marino zaliczany jest do 30 najwybitniejszych architektów świata a w 2012 r. odznaczony został przez francuskiego ministra kultury Orderem Legii Honorowej. Oby więcej tak niesztampowych postaci. W modzie nigdy za wiele genialnych ekscentryków.