Nie eksperymentuję z włosami. Nigdy nie decydowałam się na drastyczne zmiany długości ani koloru i przez całe dorosłe życie oddaję się w ręce jednego fryzjera. Co innego, gdy chodzi o pielęgnację. Ze względu na to, że moje włosy są podatne na zmiany pogody, stale testuję nowości i co sezon robię remanent w łazience. Podczas gdy latem wybieram więc kosmetyki chroniące przed promieniowaniem UV, tak jesienią stawiam na regenerację. 

Słońce, woda morska i chlor zrobiły swoje. Po wakacjach moje włosy są przesuszone („siano” to trafne określenie) i zniszczone, a na dodatek, jak zawsze gdy spada temperatura, nie mogę poradzić sobie z ich elektryzowaniem się. Na szczęście nie jest to nic, na co nie mam realnego wpływu. Dlatego od razu po powrocie z ostatniego wyjazdu przystąpiłam do działania.

Bycie eko według marki Mila Professional

Daleko mi do ideału, jednak staram się nie dokładać zmartwień planecie (i nam wszystkim), a podczas zakupów nie bagatelizować aspektu ekologicznego. Nie byłabym sobą, gdybym nie zwracała uwagi na to, czy produkty posiadają polską metkę i składniki pochodzenia naturalnego. Tym bardziej cieszą mnie więc takie odkrycia, jak seria Be Eco fryzjerskiej marki Mila Professional, która zdaje się wyznawać te same wartości, co ja.  

Zacznijmy od składu, który jest bardzo obiecujący. Be Eco to kosmetyki pozbawione substancji, które mogą szkodzić włosom i skórze głowy, czyli SLS, SLES, PEG, olejów mineralnych, parabenów, silikonów czy sztucznych barwników. Zamiast tego zawierają minimum 94% składników naturalnych, w tym właściwe proporcje protein, emolientów i humektantów (pomagają więc w utrzymaniu równowagi PEH, ale o tym później). Dodatkowo produkty Be Eco są wegańskie - w ich składzie nie ma żadnych komponentów pochodzenia zwierzęcego, ani nie są testowane na zwierzętach.

Marka Mila Professional wspiera ideę less waste i kieruje się zasadą zrównoważonego rozwoju. Opakowania kosmetyków są wykonywane z trzciny cukrowej, która jest surowcem odnawialnym. Materiał ten, zwany bioplatistikiem lub Zielonym Polietynelem, jako alternatywa dla polietylenu (wytwarzanego z surowców kopalnych), sprzyja redukcji emisji gazów cieplarnianych oraz ograniczeniu eksploatacji zasobów ropy. To nie wszystko. Przyjazne planecie są też etykiety - powstają bowiem z odpadu drzewnego Forest Film, pochodzącego z lasów zarządzanych w sposób zrównoważony.

Przejdźmy do działania. Seria Be Eco oferuje trzy linie: Pure Volume, Water Shine oraz SOS Nutrition. Każda z nich jest dedykowana innemu typowi włosów, jednak wszystkie zostały stworzone zgodnie z zasadą PEH, która opiera się na założeniu, że w pielęgnacji włosów należy zachować równowagę pomiędzy trzema rodzajami składników odpowiadających za ich kondycję: proteinami (P), emolientami (E) i humektantami (H). Ich proporcje w kosmetykach powinny różnić się zależności od typu i potrzeb włosów.

SOS Nutrition - na ratunek suchym i zniszczonym włosom

Archiwum własne

Ze względu na to, że moje włosy wymagały silnej regeneracji po lecie, wybór był oczywisty - zdecydowałam się przetestować linię SOS Nutrition. W jej składzie przeważają emolienty (oleje: arganowy, z oliwek i ze słodkich migdałów oraz masła: shea i mango), które tworząc na powierzchni włosów i skóry głowy warstwę okluzyjną, która chroni je przed utratą wody i uszkodzeniami. Według informacji podanej na opakowaniach, produkty SOS Nutrition rozwiązują takie problemy, jak szorstkość, kołtunienie i puszenie się włosów, a więc wszystkie, które są, a raczej były, mi bliskie

Ekspresowa regeneracja włosów z linią SOS Nutrition

Linia SOS Nutrition składa się z trzech kosmetyków: szamponu, maski i mleczka w sprayu. Zgodnie z zaleceniami producenta, wykorzystałam je do mycia włosów metodą OMO (O - odżywienie, M - mycie, O - odżywienie). Dla przypomnienia, to trzyetapowy zabieg, który ma za zadanie poprawić ich kondycję. Pierwszy krok chroni pasma przed agresywnym działaniem szamponu, drugi oczyszcza skórę głowy, natomiast trzeci zapewnia odżywienie. Nic dziwnego więc, że metoda OMO jest polecana właśnie w przypadku włosów zniszczonych.

Etap 1: O - odżywienie

Na początku na mokre włosy, od linii ucha, nakładałam maskę SOS Nutrition, pozostawiając ją na 3 minuty. Produkt polubiłam od razu - za gęstą, niespływającą konsystencję i świeży zapach, w którym przeplatają się nuty drzewne i owocowe (całe trio pachnie tak samo). 

Archiwum własne

Etap 2: M - mycie

Nie spłukując maski, włosy dwa razy myłam szamponem SOS Nutrition, skupiając się na dokładnym oczyszczeniu skóry głowy. Co ważne, pomimo tego, że ma on rzadszą konsystencję niż maska, pieni się lepiej niż zakładałam. Już po pierwszym zastosowaniu obu kosmetyków, gdy spłukałam je z włosów, te były sypkie i „lekkie”, a to, jak wiadomo, bardzo dobry znak.

Archiwum własne

Etap 3: O - odżywienie

Na umyte pasma ponownie aplikowałam maskę SOS Nutrition i dokładnie je rozczesywałam. Następnie, by uzyskać jeszcze lepszy efekt, nakładałam na włosy ciepły ręcznik, a po 20 minutach spłukiwałam maskę bieżącą wodą. Na tym nie koniec, ponieważ na wilgotnych pasmach rozpylałam jeszcze mleczko w sprayu SOS Nutrition. Ja pozwalam włosom wyschnąć naturalnie, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by na koniec wysuszyć je chłodnym powietrzem suszarki. 

Archiwum własne

Efekty po tygodniowej kuracji SOS Nutrition

 

Linię SOS Nutrition stosowałam co drugi dzień, więc tym bardziej bałam się, że tydzień to za mało, by móc wystawić jej ocenę. Tymczasem poprawa kondycji włosów jest widoczna - i potwierdzają to pytania przyjaciółek („Czy byłaś ostatnio na jakimś zabiegu pielęgnacyjnym?”, „Co robisz, że twoje włosy są tak lśniące?”). Z tym zabiegiem trafiły, bo choć nie byłam w profesjonalnym salonie, to uważam, że efekty są porównywalne.

Ale do sedna. Moje włosy są nawilżone i odżywione. Po czym to poznaję? Przede wszystkim po tym, że przestały się kołtunić, puszyć i elektryzować (czapka już mi niestraszna). Kosmetyki SOS Nutrition pozostawiają je gładkie, miękkie i elastyczne.

Odkąd używam tej linii, zauważyłam, że moje włosy też mniej wypadają i nie są tak łamliwe jak wcześniej (podejrzewam, że to zasługa emolientów, które tworzą na nich warstwę okluzyjną). 

Archiwum własne

A co ze skórą głowy, która w moim przypadku ma skłonność do przesuszania się i podrażnień? Pod tym względem produkty SOS Nutrition także spisały się na medal. Linia nie zawiera detergentów, a to właśnie one odpowiadają za wspomniane efekty uboczne. Zamiast nich posiada kompleks składników naturalnych o właściwościach nawilżających i łagodzących podrażnienia (m.in. olej ze słodkich migdałów, olej z oliwek czy ekstrakt z maku polnego).

Czy po tygodniowej kuracji polecę kosmetyki SOS Nutrition innym kobietom? Oczywiście. Według mnie sprawdzą się szczególnie przy włosach średnio- i wysokoporowatych, a także osłabionych i zniszczonych (choć pamiętajcie, że to, co okazało się skuteczne w moim przypadku, nie musi sprawdzić się u was). Podczas ich testowania nie stosowałam suplementacji, ani nie zmieniłam diety (ale nie ukrywam, że staram się jeść zdrowo i dostarczać organizmowi niezbędnych składników odżywczych), dlatego bez wahania przypisuję im zasługi, o których napisałam wyżej.