Balmain: wiosna-lato 2013, jesień-zima 2013/2014, fot. Imaxtree

POTĘGA WYOBRAŹNI

Pięć i pół roku później Rousteing postanowił wrócić do Paryża. Wysłał swoje CV do Balmaina i został zatrudniony jako asystent Christophe’a Decarnina. Moda zawsze była częścią życia Rousteinga. – Zacząłem projektować bardzo wcześnie. Ale rzemiosło to nie wszystko. Żeby tworzyć modę, trzeba umieć marzyć. Właśnie obejrzałem film dokumentalny o legendarnej dziennikarce mody Dianie Vreeland „The Eye Has to Travel”. Ona cały czas żyła marzeniami. Powtarzała: „Wasza wyobraźnia jest waszą rzeczywistością”. Zajmowanie się modą wymaga uruchomienia wyobraźni. A ja to uwielbiam – opowiada Olivier. Wybrał drogę odległą od tej, jaką zaplanowali dla niego rodzice. – Dorastałem w Bordeaux. Miałem zostać adwokatem specjalizującym się w prawie międzynarodowym. Zacząłem studia, ale szybko zmieniłem kierunek – mówi ze śmiechem. Nigdy nie ogląda się za siebie. Nie wygląda na niespokojnego ducha, którym targają sprzeczne emocje. Nie jest jak inni projektanci, którzy zanim odpowiedzą na pytanie, długo się wahają. Pytam o jego korzenie. – Pierwsze półtora roku życia spędziłem w domu dziecka. Jestem adoptowany. Moja matka jest brunetką z zielonymi oczami, a ojciec blondynem z niebieskimi. To oczywiste, że wszyscy zadają nam pytania o moje pochodzenie – wyznaje. Jedynak, od małego całe dnie spędzał na projektowaniu ubrań, zamknięty w swoim pokoju. – Moja rodzina myślała, że to tylko pasja. A ja miałem nadzieję, że pewnego dnia stanie się moim zawodem. To jeden z wielkich celów w życiu, nieprawdaż? 

Ale marzenia syna o świecie mody na początku nie zadowalały rodziców. – Uspokajałem ich, przeglądając dziennik sportowy „L’Équipe”, chociaż najbardziej lubiłem czytać ELLE. Z czasem zmienili podejście. Przyszli na mój pierwszy pokaz i byli zachwyceni. Nie zdają sobie sprawy z tego, jak bardzo intensywna jest moja praca. A ja im tego nie mówię. Gdyby wiedzieli, to być może nie byliby tak entuzjastycznie nastawieni. Chcę nadal być dla nich tym małym Olivierem, który nie może zostawiać okruszków na stole. Cieszę się, kiedy matka, oglądając moje zdjęcie w jakimś artykule, pyta: „Nie jest zbyt zimno, żeby nosić tak wydekoltowaną koszulkę?”. Ona kocha mnie nie tyle za moją miłość do domu mody, ile pomimo jej. A ja jestem szczęśliwy – opowiada. Jedno jest pewne: moda kocha Oliviera.

NOWY DUCH BALMAIN

Ludzie z zespołu Rousteinga są bardzo młodzi. Wyglądają, jakby codziennie po pracy chodzili na hipsterskie paryskie
imprezy. Żeby sfotografować Oliviera w showroomie, włączamy muzykę. – Nie będzie przeszkadzać twoim pracownikom?  – pytamy. – Jesteśmy przyzwyczajeni – odpowiada mi młody praktykant, który wygląda na szczęśliwego, że znalazł się w legendarnym domu mody, w którym jednak panuje swobodna atmosfera niczym w młodzieżowej marce. – Przed pokazem włączamy muzykę relaksacyjną, ponieważ jestem szalenie niespokojny. Pracuję z wrażliwcami, którzy wiedzą, kiedy jestem zestresowany. A na wybiegu każdy z nas pokazuje swoje dzieci: paski, buty, hafty... – wyjaśnia. Po odejściu Christophe’a Decarnina Olivier zręcznie przejął pałeczkę. Ale nie kopiuje swojego poprzednika, tylko wprowadza nowe zasady. Więcej couture, mniej grunge’u. Jednak kobieta Balmain pozostała taka sama: silna i pewna siebie. Lubi łączyć elegancję z casualem i nie boi się wyrazistych ubrań w barokowym stylu. – Dziennikarze często pytają mnie, czy mam świadomość, że przeżywamy głęboki kryzys ekonomiczny – opowiada nam Olivier Rousteing. – Pewnie, że o tym wiem. Ale zamiast widzieć świat w czarnych barwach, przygotowuję kolekcje pełne kolorów. To jest mój wybór: chcę, żeby ludzie umieli marzyć. Nie przeszkadza mi to być pragmatycznym realistą, jeśli chodzi o finanse firmy. Walczymy o klientki, obniżając ceny prekolekcji. Na początku pracy Rousteing zanurzył się w archiwach domu mody, żeby przesiąknąć duchem Balmain. Teraz szanuje tradycję, ale w kolekcjach przemyca elementy własnego stylu. Mimo że nie skończył Esmod, doskonale radzi sobie z szyciem. – To, że nie zrobiłem dyplomu, może być moim atutem. Mój umysł nie został sformatowany przez szkolne schematy. Moja wyobraźnia nie ma granic, bo nikt ich nigdy nie wyznaczył.