Cynthia Nixon: „Kiedy byłam młoda, myślałam, że po czterdziestce życie jest już ustawione i nudne. Teraz wiem, że nauka nigdy się nie kończy"
Cynthia Nixon od lat wciela się w postać Mirandy Hobbes — kobiety inteligentnej, bezkompromisowej i pełnej pasji. Wkrótce ponownie zobaczymy ją na ekranie w 3. sezonie „I tak po prostu”, który zadebiutuje na platformie Max już 30 maja. W rozmowie z nami aktorka opowiada o przemianach swojej bohaterki od czasów „Seksu w wielkim mieście” oraz własnym spojrzeniu na życie po pięćdziesiątce.

Miranda Hobbes to postać, która od lat zachwyca widzów swoją inteligencją, stanowczością i bezkompromisowością. W serialu „Seks w wielkim mieście”, oraz jego kontynuacji „I tak po prostu”, jawi się jako kobieta nie bojąca się wyrażać własnych opinii i stawiająca na swoim, jednocześnie pozostając wierną przyjaciółką. Jej życie to nieustanna równowaga między karierą, relacjami i osobistym rozwojem, a wszystko to ukazane z ogromną dozą autentyczności i humoru. Cynthia Nixon, aktorka wcielająca się w Mirandę, doskonale rozumie złożoność swojej bohaterki. W naszej rozmowie opowiada o tym, jak zmienia się jej bohaterka wraz z upływem czasu, o wyzwaniach, jakie niesie życie po pięćdziesiątce, oraz o tym, jak ważna jest szczerość i lojalność w przyjaźni - także tej poza planem.
Aleksandra Michalik ELLE.pl: Które aspekty życia Mirandy były dla ciebie jako Cynthi najbardziej inspirujące podczas pracy nad serialem „I tak po prostu”?
Cynthia Nixon: Miranda zawsze była dla mnie inspiracją. Przede wszystkim jej inteligencja, jej silne zasady i oddanie przyjaciołom, a zwłaszcza Carrie. Czasami między nimi dochodzi do kłótni, ale to dlatego, że Miranda nie boi się wyrażać swojego zdania, nawet jeśli to trudne. To właśnie cenię w przyjaźni – chęć mówienia prawdy, nawet jeśli nie zawsze jest to łatwe. Dla mnie osobiście to bardzo ważne, dlatego tak bardzo lubię tę cechę Mirandy.
Serial „I tak po prostu” wprowadził większą reprezentację kobiet, ich siły i seksualności niż widzieliśmy w „Seksie w wielkim mieście”. Co dla ciebie oznacza uczestnictwo w projekcie, który rozwija się zgodnie z duchem czasu, a ty sama jesteś częścią tej ewolucji przez swoją postać?
Kiedy na ekrany wchodził serial „Seks w wielkim mieście”, był wręcz rewolucyjny. Wszystkie miałyśmy wtedy około trzydziestki, ale pokazywał kobiety, które naprawdę cieszyły się życiem i nie siedziały przy telefonie, czekając na oświadczyny. Pokazywał, że możemy cieszyć się karierą, spotykać wielu mężczyzn, uprawiać seks i nie mieć życia podporządkowanego tylko małżeństwu i macierzyństwu. W obecnym sezonie skupiamy się na kobietach po pięćdziesiątce, dla których seks i relacje nadal są ważne — czy to randkowanie, długie małżeństwa czy związki na odległość. To nadal są wyzwania. Kiedy byłam młoda, myślałam, że po czterdziestce życie jest już „ustawione” i nudne. Teraz wiem, że nigdy nic nie jest ustalone — uczymy się, stajemy się mądrzejsi, ale życie ciągle rzuca nowe wyzwania, zarówno z zewnątrz, jak i z naszej własnej strony. I jeśli masz szczęście, ta nauka nigdy się nie kończy.
Twój powrót serialu wywołał wiele dyskusji wśród fanów i krytyków. Czy jakieś opinie szczególnie utkwiły ci w pamięci lub wpłynęły na twoje podejście do trzeciego sezonu?
Zawsze jest jakaś wymiana zdań, zwłaszcza w przypadku serialu, który trwa, ludzie reagują, a my tworzymy dalej. Jedną z rzeczy, które bardzo lubię, a które mogły zaskoczyć widzów, jest głęboka melancholia pierwszego sezonu, szczególnie po śmierci Biga — to był ogromny szok. Carrie była w centrum tego sezonu, dużo się działo, było wiele bólu i mroku. Pamiętam odcinek „Diwali”, który wyreżyserowałam — o święcie światła, balansie między blaskiem a ciemnością. Drugi sezon był już lżejszy, bardziej swawolny — reakcja na ciężar poprzedniego. Ten sezon zaczyna się radośnie i głośno, ale potem pojawiają się poważniejsze, trudniejsze momenty, które bardzo lubię, bo często takie rzeczy przychodzą nagle i nieoczekiwanie. Jako producentka wykonawcza mogę powiedzieć, że opinie widzów nie zmieniły mojej wizji, ale jestem pewna, że scenarzyści na nie reagują. Serial balansuje teraz między komedią a dramatem, a ja uwielbiam to, gdzie jesteśmy pod względem radości i wzruszeń.

Czy możesz podzielić się jakimś zabawnym, emocjonalnym lub niespodziewanym momentem z planu tego sezonu?
Jestem kiepska w przypominaniu sobie takich rzeczy, ale chyba powiem o scenie z imprezą urodzinową Charlotte, którą zorganizowały Carrie i Miranda. Była długa, bardzo dynamiczna i kręciliśmy ją sporo czasu. Pojawiły się w niej niemal wszystkie główne postacie, a także Julia Halston w roli Bitsy Von Muffling i Patti LuPone, która jest nową twarzą w kilku odcinkach. Był też pies Charlotte, Richard Burton. Cała scena była pełna energii, wielopokoleniowego ducha i przypomniała nam, jak bardzo rozrosła się nasza „rodzina”. Serial, który zaczynał się 28 lat temu od czterech kobiet i gejowskiego najlepszego przyjaciela, teraz jest naprawdę bogaty.
Miranda stała się prawdziwą ikoną, szczególnie w oczach młodszych widzów. Jak styl Mirandy w trzecim sezonie odzwierciedla jej osobisty rozwój, zarówno jako kobiety queer, jak i prezenterki, i jak ty osobiście czułaś się w tych strojach?
W pierwszym sezonie, gdy Miranda wróciła na studia po długim czasie spędzonym w korporacji, naprawdę zaczęła eksperymentować z modą i była najmniej rozpoznawalna w swojej nowej odsłonie. Jej styl był bardziej hippisowski, folkowy, co sprawiało, że wyglądała zupełnie inaczej. Dziś widać, że odnalazła siebie — jej garderoba to mieszanka męskich garniturów, ale też eleganckich spódnic i stylizacji z dodatkami, jak szaliki. Ciekawe jest to, jak ubrania z serialu stały się częścią mojego codziennego życia — te noszone przez nią nie tylko na randki z dziewczyną, ale także na spotkania z przyjaciółmi. Zmiana, która szczególnie mnie zaskoczyła, to moment, kiedy Miranda zaczęła występować na żywo, na przykład podczas transmisji z ONZ. Chciałam, aby nosiła garnitur, bo z własnego doświadczenia wiem, że w takich sytuacjach ludzie traktują cię poważniej, gdy masz na sobie taki strój. Dlatego poprosiłam dział kostiumów, aby podkreślili ten męski akcent w jej stylu i zadziałało.
Dlaczego twoim zdaniem „Seks w wielkim mieście” zdobył tak ogromną popularność na całym świecie i do dziś pozostaje ikonicznym serialem?
Miało na to wpływ wiele czynników. Oryginalny scenariusz opierał się na kolumnie Candice Bushnell, która przedstawiała randki i relacje między płciami jako dość ponure, niemalże dżunglę. Serial mądrze postawił na przyjaźń czterech kobiet, która była centralnym punktem. Bo czytając kolumnę czy książkę, mężczyźni i kobiety wydawali się bardzo odizolowani. My mogliśmy pokazać smutne i trudne aspekty randkowania, ale w środku był ciepły, pełen miłości i wsparcia rdzeń, do którego zawsze można było wrócić. Sukces serialu to też piękne widoki, świetne stroje, wspaniałe miasto i aktorzy, ale przede wszystkim prawda. Każdy wątek bazował na prawdziwych doświadczeniach scenarzystów lub ich znajomych. Chcieliśmy, żeby nawet najbardziej szalone i dramatyczne historie były autentyczne.
Jaka była najważniejsza lekcja, jaką Miranda przekazała ci w tym sezonie? Czy wyciągnęłaś jakieś osobiste wnioski, które chciałabyś zastosować w życiu?
To trudne, bo dużo się wydarzyło, ale powiedziałabym, że to lekcja, która w moim życiu też jest ważna — że rzeczy się zdarzają, zwłaszcza te trudne. Miranda bardzo martwi się o swojego syna i obawia się, że popełnia błędy albo idzie złą drogą. To normalne. Nie jesteśmy idealni i nie zawsze idziemy właściwą ścieżką. Ludzie, których kochamy, również. Najważniejsze jest, żeby wierzyć, że dałaś z siebie wszystko, wychowałaś cudowne dzieci, i nawet jeśli zdarzą się poważne błędy, miej wiarę, że sobie poradzą.
3. sezon serialu „I tak po prostu” zadebiutuje na platformie Max już 30 maja 2025 roku. Czekamy z niecierpliwością na nową odsłonę Mirandy!