Wystarczy spojrzeć na jesienne kolekcje, by zobaczyć, jak twórczość Adriana oddziałuje dziś na projektantów. Sukienki u Balenciagi mają krój i ramiona jak projekty, które tworzył dla Joan Crawford. Pudełkowe, taliowane garsonki spod ręki Sarah Burton dla Alexandra McQueena przypominają te lansowane przez Adriana pod koniec lat 30., a trapezowe peleryny u Valentino wyglądają jak zdjęte z młodej Jean Harlow. Łudząco podobne do dwurzędowych, dopasowanych żakietów, które w latach 40. stały się jego wizytówką, są te od Prady. Tego typu inspiracje można znaleźć też u Chanel, Toma Forda i Marca Jacobsa. Dlaczego akurat teraz? Współczesna moda czerpie z lat 80., kiedy to Adrian był kopiowany najczęściej. Kolekcje największych projektantów, jak Azzedine Alaïa czy Thierry Mugler, często bazowały na tym, co on stworzył pół wieku wcześniej. Sam w ciągu dwóch dekad stał się guru stylu dla Amerykanek. Za oceanem miał większy wpływ na modę niż wielcy kreatorzy z Paryża.

Szkic Adriana Gilberta wykonany do filmu "Madam Satan" z 1930 r. / Rizzoli USA

Haute couture na ulicy

Trudno porównywać kostiumografa do projektanta mody. Pierwszy tworzy ubrania często oderwane od rzeczywistości. Drugi dla kobiet, które mają w nich wyjść na ulicę. Ale Adriana można. Szył kostiumy do filmów, które były przebojami w Hollywood. Każda kobieta chciała nosić się jak aktorki, które w nich grały. Imitacje ekranowych kreacji, produkowane przez wytwórnie filmowe, sprzedawały się jak świeże bułeczki. Stąd Adrian z jednej strony był cenionym kostiumografem, tworzącym stroje o randze haute couture, z drugiej – trendsetterem mody ulicznej. Jego projekty odpowiednio przerabiano i dostosowywano do realiów, ale zachowując krój i charakter. Jego samego takie kopiowanie bardzo cieszyło. Uważał, że codzienne ubrania Amerykanek pozostawiają wiele do życzenia i że powinny nosić się szykowniej. A on szykowne kobiety obserwował od dziecka. Jego rodzice byli modystami i prowadzili sklep z kapeluszami w Connecticut, co zresztą wywarło olbrzymi wpływ na jego pracę – nakrycia głowy były istotnym elementem filmowych kreacji. Model kapelusza Eugénie, który stworzył dla Grety Garbo do filmu „Romans”, był sensacją i wyznaczył modystyczne trendy na kolejną dekadę.

Marlena Dietrich w sukience projektu Adriana / Rizzoli USA

Profesjonalnie mody uczył się w NY School for Fine and Applied Art, czyli w dzisiejszej Parsons. Już podczas studiów Adrian szukał pracy jako kostiumograf w studiach filmowych. W Ameryce była to najlepsza droga do kariery dla projektanta, bo na Zachodnim Wybrzeżu domów mody praktycznie nie było. Tymczasem kina odwiedzało średnio 80 milionów osób tygodniowo. Adrian najpierw zatrudnił się w firmie produkcyjnej słynnego wówczas gwiazdora Rudolpha Valentino, którego żona, Natacha Rambova, stała się fanką jego talentu i zaczęła go promować w Hollywood. Przełomowym w karierze Adriana okazał się 1928 rok, gdy trafił do Metro-Goldwyn-Mayer, największej wytwórni filmowej. Miała ona w portfolio takie gwiazdy jak Greta Garbo, Joan Crawford czy Norma Shearer. Adrian nie wiedział jeszcze, że za chwilę te wszystkie kobiety staną się jego muzami i przyjaciółkami. I że przyniosą mu sławę. A może to jego kreacje przyniosły sławę im?

Suknia projektu Adriana Gilberta / Rizzoli USA

Spektakularne projekty

Adrian zwracał na siebie uwagę. Był przystojny, świetnie ubrany. Wyglądał jak hollywoodzki amant. Nosił wełniane i tweedowe garnitury albo spodnie Olivera Twista i białe koszule. Ale wyróżniał się nie tylko wyglądem. Był ambitny, pracowity i niesamowicie kreatywny. Dziennie potrafił zrobić nawet 50 szkiców. Uważnie obserwował, co działo się w Europie. W Paryżu królowały wówczas trzy diwy – nadawały ton estetyce całego świata. Coco Chanel, która dopiero co stworzyła małą czarną, Madeleine Vionnet, nazywana architektką mody – słynne były jej bluzki i sukienki z ukośnym cięciem – i Elsa Schiaparelli, której surrealistyczne kreacje kochała francuska socjeta. Adrian często inspirował się ich kolekcjami, tworząc filmowe kreacje. Dopasowywał je do fabuły i postaci. W taki sposób powstały kostiumy do ponad 150 produkcji. Wiele z nich uchodzi dziś za kultowe.

Garsonka projektu Adriana Gilberta / Rizzoli USA

Najczęściej ubierał Joan Crawford. Podczas pracy z nią zbudował swój ikoniczny look. Aktorka miała małe piersi i szerokie biodra. I nie miała wcięcia w talii. A widzowie kochali filigranowe, krągłe aktorki. Specjalnie dla niej stworzył suknie i żakiety wypchane w ramionach poduchami tak, by optycznie zmniejszyć wielkość bioder i podkreślić talię, a suknia, którą zaprojektował do filmu „Letty Lynton” z 1932 roku, okazała się fenomenem. Sprzedano pół miliona egzemplarzy jej reprodukcji.

Takich kreacji było znacznie więcej. Projekty Adriana słynęły z przepychu. Ich realizacja wymagała ciężkiej pracy i mnóstwa czasu. Stworzenie kostiumów do filmu „Wielki Ziegfeld” zajęło pół roku, a uszycie kreacji o nazwie Confusion z „Madam Satan” – trzy tygodnie. Jednak najdroższą sukienką w historii wytwórni MGM była ta dla Grety Garbo do „Królowej Krystyny” z 1933 roku. Nad jej wykończeniem przez sześć tygodni pracowało 15 krawcowych. Do historii przeszła też sukienka w drobną kratkę, którą w „Czarnoksiężniku z Krainy Oz” miała na sobie Dorotka grana przez Judy Garland. Bogato zdobione pantofle aktorki, nazwane przez Adriana „ruby slippers”, w 2000 roku zostały sprzedane na aukcji za prawie 700 tysięcy dolarów. Mówiło się, że oba filmy odniosły tak gigantyczny sukces przede wszystkim ze względu na jego spektakularne kostiumy i że to właśnie on, a nie reżyserzy,  uczynił z aktorek diwy ekranu.

Szkic projektu Adriana / Rizzoli USA

Koniec ery glamour

Dobra passa skończyła się wraz z nadciągającą wojną.  Producenci cięli koszty. Szalę przechylił film „Dwulicowa kobieta” z 1941 roku, przy którym Adrian pracował z Gretą Garbo.Zaprojektował dla niej 14 kostiumów, których wytwórnia nie chciała wyprodukować. W jednym z wywiadów powiedział wtedy: „Odszedłem z MGM z powodu Garbo. Chcieli zrobić z niej dziewczynę z sąsiedztwa, która nosi sweter. Pomyślałem, że skoro glamour kończy się dla Garbo, to kończy się i dla mnie”. Nie zamierzał jednak zakończyć kariery.

Na początku lat 40. otworzył własny dom mody. Projektował ubrania nawiązujące do jego filmowych kreacji, ale bardziej stonowane. Wiele fasonów opierało się na konstrukcji z szerokimi ramionami, à la ta dla Joan Crawford. Tworzył też kolekcje tematyczne, np. inspirowane gotykiem, starożytną Grecją czy hiszpańską korridą. Jako że był wykwalifikowanym krawcem i konstruktorem, jego ubrania słynęły z perfekcyjnego kroju, idealnych cięć i najlepszej jakości tkanin. Dom mody prowadził przez kolejną dekadę, aż do 1952 roku, kiedy miał zawał serca. Po tym wydarzeniu przeszedł na emeryturę. Razem z żoną, aktorką Janet Gaynor, osiedlili się na ranczu w Brazylii, gdzie zajęli się malarstwem. Ich małżeństwo było aranżowane. Adrian był gejem, a Gaynor lesbijką, ale pobrali się ze względu na represje szefów studiów filmowych wobec homoseksualistów.

Suknia zaprojektowana przez Adriana do filmu "Maria Antonina" z Normą Shearer z 1938 r. / Rizzoli USA

Do projektowania Adrian wrócił w 1958 roku, by stworzyć kreacje do broadway’owskiego musicalu „Camelot”. Nieoczekiwanie zmarł w czasie produkcji spektaklu. Jego ubrania znowu zyskały sławę, gdy w latach 80. kobiety zaczęły piąć się po szczeblach kariery. Popularna stała się wzbudzająca respekt na biurowych korytarzach sylwetka z szerokimi ramionami. Wtedy świat mody i wielcy kreatorzy przypomnieli sobie o Adrianie. A dziś przypomina o nim album „Adrian: A Lifetime of Movie Glamour, Art and High Fashion”, który właśnie się ukazał. Udowadnia, że Adrian naprawdę był magikiem mody.

Książka "Adrian. A Lifetime of Movie Glamour..." wydana przez Rizzoli USA. / Rizzoli USA