Liczba rozwodów w Polsce rośnie. Już prawie co drugie małżeństwo się rozpada. Szczególnie w dużych miastach. W ubiegłym roku w Polsce zawarto 193 tys. małżeństw. W tym samym czasie było ponad 65 tys. rozwodów. Prawie połowa rozwodników nie ukończyła trzydziestki. Oznacza to rosnącą liczbę powtórnych związków. Rodzin patchworkowych z roku na rok jest coraz więcej. Dla wchodzących w nie mężczyzn to doświadczenie nowe i trudne. Wielu musi na nowo zdefiniować swoje ojcostwo po rozwodzie, a tu pojawiają się dzieci partnerki, dla których ma być ojczymem. Rodzina patchworkowa może być pięknym i rozwijającym doświadczeniem, pod warunkiem że podejdziemy do niej z rozwagą i otwartością.

Sklejana rodzina to wiele możliwych konfliktów, ciężkich sytuacji jest bez liku. Jak w tym wytrwać?

ANNA CZARNECKA: Trzeba się wykazać dojrzałością. Patchwork jest konstrukcją dla stabilnych emocjonalnie, dojrzałych ludzi. Inaczej nie da się udźwignąć wyzwań i problemów, które taka rodzina może nieść. Można napytać biedy sobie, a szczególnie dzieciom.

Rekonstruowanych rodzin jest coraz więcej, bo rośnie liczba rozwodów. Potem wchodzimy w kolejny związek i często nie wiemy, jak się w pewnych sytuacjach zachować...

Gdy nie wiemy, trzeba zadać sobie pytanie: co jest najlepsze dla dzieci w tym układzie? Trzeba być na nie nieustająco uważnym i starać się spoglądać na całą rodzinę ich oczami.

Zacznijmy od roli ojczyma dla dzieci naszej partnerki...

Główna trudność w nawiązaniu relacji z cudzymi dziećmi polega na próbach zastąpienia im rodzica. To nie działa poza wyjątkami, kiedy dzieci partnerki nie mają ojca. Najczęściej jednak biologiczny ojciec żyje i, jaki by nie był, jest dla dziecka superważny. Ojczym może być przyjacielem, kimś, kto wspiera, ale nie wychowuje. Nie należy żądać od dziecka, by mówiło do nas „tato”. Warto okazywać szacunek i cierpliwość, wyrozumiałość, służyć radą, okazywać ciepło.

Kochać dzieci partnerki?

Jeśli jest miłość, to najlepsze, co może przydarzyć się dzieciom. Ale wystarczy szczerze lubić i szanować. To też dobre uczucie, choć dojrzały, otwarty człowiek pokocha kobietę razem z jej historią i jej dziećmi. Nawet jeśli będą to dzieci trudne i będą go na początku odpychać. Dojrzały mężczyzna zrozumie, że dla dzieci może być to sytuacja nowa, ciężka, i będzie cierpliwy.

Jak mądrze reagować na niechęć dzieci partnerki?

Cierpliwością. Starać się mimo wszystko dotrzeć do dzieci. Pamiętać, że to są dzieci, a dzieci zachowują się... po dziecięcemu. Na słowa „Nienawidzę cię” można odpowiedzieć: „Rozumiem, że teraz tak się czujesz, czujesz się skrzywdzony przez to, że pojawiłem się w życiu twojej mamy, ale kocham twoją mamę i chcę waszego dobra”. I tyle. To wystarczy. Czas będzie działał na korzyść nowej rodziny. Dzieci wreszcie zobaczą, że nowy związek mamy jest trwały i dobry, a mama jest szczęśliwa. Ale żeby mogły mu zaufać, poczuć się z nim bez- piecznie, potrzebują dłużej doświadczać jego stabilnej i życzliwej obecności, zaangażowania w relację z nimi i ich mamą.

Inna sytuacja: ojczym przywozi do nowego domu swoje dzie- ci. Jeśli to duży dom i wszyscy się pomieszczą, to fajnie. Gorzej, kiedy miejsca jest mało i malcy zostają „dokwaterowani” do dzieci partnerki. Pojawić się może zazdrość.

W patchworku trzeba postępować powoli. Najpierw dzieci należy dobrze poznać ze sobą na neutralnym gruncie. Zabierać na weekendy gdzieś poza domem czy potem wakacje, by dać im szansę się poznać. Jeśli się polubią, to nocowanie w jednym pokoju będzie raczej frajdą niż problemem. Dzieci łatwo znajdują rozwiązania sytuacji, które my wyolbrzymiamy. Rozłożą karimaty i dadzą radę. Tylko nie można ich nagle stawiać przed faktem dokonanym.

Co ma zrobić ojczym widzący problemy wychowawcze, z którymi boryka się jego partnerka?

Zawsze należy rozmawiać. Nie oceniać partnerki, tylko wysłuchać jej, starając się zrozumieć. Wyrażać wprost przemyślenia, przedstawiać swoją perspektywę bez potępiania, upominania, robienia wyrzutów. Pamiętajmy też, że dzieci biorą z nas przykład. Będą kopiować nasz sposób mówienia do siebie, odnoszenia się do siebie i do nich. Problemy wychowawcze płyną często z nadmiernej kontroli albo z braku kontroli nad dziećmi. Może być tak, że kobieta i mężczyzna mają różne wzorce wychowywania. Zanim dwoje ludzi zdecyduje się zamieszkać ze sobą, warto ustalić reguły. Partner musi mieć możliwość wyrażenia opinii, ale nie może narzucać matce, jak ma wychowywać własne dzieci.

Gorzej, jak przyprowadza swoje dzieci wychowywane całkiem inaczej.

Jedne mogą oglądać telewizję albo grać godzinami na playstation, a inne nie. To trudne. Dzieci powinny mieć w danym domu podobne obowiązki. Obowiązki i reguły ustalają dorośli i przedstawiają je dzieciom. Nawet jeśli znają odmienne zasady z drugiego domu, dowiadują się, że tu obowiązują takie, a nie inne zasady. Muszą się dostosować. Znowu trzeba być cierpliwym, bo z pewnością także w tym przypadku będzie to długi proces. Dzieci wbrew pozorom nie mają zwykle wielkiego problemu z tym, że w obu domach jest inaczej. Są elastyczne i potrafią się z czasem przystosować. Potrafią zaakceptować różnice i żyć inaczej u mamy, a nieco inaczej u taty.

To jeszcze słowo o sprawiedliwości. Jak zachować równowagę między moimi, twoimi i naszymi?

To prawda, dzieci bardzo źle znoszą niesprawiedliwość. Należy je traktować jednakowo. Podobne obowiązki, prawa, kieszonkowe. Trzeba ujednolicić zasady panujące w tym konkretnym domu. Mają obowiązywać wszystkich. I ustalają je dorośli.

Dzieci, które spędzają z ojcem tylko weekend, na ten czas przyjmują zasady jego domu?

Tak. I nawet jeśli ich mamie nie podoba się, że u taty dziecko chodzi późno spać, nie powinna na ojca narzekać przy dziecku, straszyć, że odbierze mu dziecko. Dziecko czasem może zjeść więcej czekolady czy zapomnieć szalika, ważne, by miało kontakt z ojcem. Jeśli rodzice zaczynają walczyć, zawsze odbija się to na dziecku i stawia je w pozycji przedmiotu. Oczywiście w rodzicach po rozstaniu jest wiele złości i frustracji, to naturalne, ale to są uczucia dorosłych i oni muszą sobie z nimi poradzić.

Trudno być chyba dobrym ojcem z doskoku...

Trudno i bywa, że nie jest to wynikiem złej woli ojca, ale decyzji sądu. Dla dziecka rozpad rodziny jest ciężkim przeżyciem. I najlepsze, co możemy mu dać, to przekonanie, że jego relacje z rodzicami nie zmienią się, że wciąż będzie to dla nich tak samo silna miłość.

Co zatem może zrobić ojciec po rozwodzie?

Uczynić relację z dzieckiem swoim priorytetem. Bez względu na to, jak bardzo zakochał się w nowej kobiecie czy jak wiele projektów ma w pracy. Ojciec ma prawo do swojego szczęścia, ale to jego dziecko jest najbardziej pokrzywdzoną osobą w sytuacji rozstania.

W patchworku są także byli partnerzy, do których mamy żal, którzy nas wkurzają lub śmieszą.

Ułożyć jak najlepsze relacje z byłymi partnerami to właśnie dojrzałość, umiejętność postawienia priorytetów ponad urazy. Priorytetem są dzieci. Aby były szczęśliwe, musimy wykazać się elastycznością i szacunkiem wobec byłych partnerów. Oczywiście, że to trudne. To często najtrudniejsza część całej układanki. Załatwiajmy niełatwe, relacyjne sprawy w cztery oczy, nie przy dzieciach jako świadkach i nie w rozmowach z dziećmi o nich. Nie róbmy nigdy z dzieci swoich powierników. To nie ich rola i ogromne obciążenie. Nie musimy pałać sympatią do byłych partnerów, ale możemy okazywać im szacunek mimo wszystko.

Kiedy zatem nie wiemy, jak się zachować, patrzeć przez pryzmat dzieci?

Tak. Dlatego do patchworku potrzeba dojrzałości i dobrej woli. Ile patchworków, tyle kombinacji, ale zasady są podobne. Trzeba być otwartym, wrażliwym, empatycznym, asertywnym i cierpliwym człowiekiem. Wiem, że brzmi jak ideał nie do spełnienia, ale warto obrać taki kierunek. Jeśli dobro dzieci uznamy za nadrzędne, będziemy w domu. Tylko pamiętajmy: dobro wszystkich dzieci w rodzinie. Twoich, moich i naszych wspólnych, które mamy razem. Nie ma „gorszych” i „lepszych” dzieci w rodzinie. To podstawa. Niedopuszczalne jest zwłaszcza stawianie partnerowi warunku „albo ja, albo twoje dzieci”. Dzieci są najważniejsze. Zawsze. I nigdy nie wolno z nich zrezygnować.

Więcej dobra czy wysiłku w rodzinie patchworkowej?

W patchworku na początku może być ciężko, ale potem może on dać wiele satysfakcji. Dzieci nauczą się elastyczności, współdziałania z innymi. Poznają nowe wzorce, nowych dziadków, babcie. Może ktoś, kto marzył o rodzeństwie, dostanie od losu fajnego brata czy siostrę. Warunek jest jeden: dojrzałość dorosłych. Jeśli relacje dorosłych są stabilne, a wszyscy starają się zrozumieć innych członków rodziny, to perspektywy tego patchworku są naprawdę pozytywne.

W tradycyjnej rodzinie jest łatwiej...

Konwencjonalna rodzina też nie jest wolna od wyzwań, kryzysów, kłótni, nieporozumień i trudności. Można się więc spodziewać, że patchwork będzie szczególnie podatny na uszkodzenia, że potrzebuje szczególnej dbałości, delikatności i wysiłku, czasu na dotarcie się: aby te różne rodziny jak kawałki patchworku pozszywać, rodziny czasem całkiem odmienne w poglądach, stylu życia, podejściu do wychowania dzieci – tak, by mogły się naprawdę spotkać i w swojej inności nie odrzucać siebie, nie obwiniać i nie tworzyć dwóch walczących obozów. Ważne jest jednocześnie, żeby z kolei ściągnąć z siebie ciężar zbyt wysokich standardów: że musimy być idealnie funkcjonującą, normalną, kochającą rodziną. Możemy po prostu dobrze się czuć razem. I wiele od siebie czerpać wzajemnie.

Tekst ukazał się w magazynie ELLE MAN nr 1/2019.