Alexander Wang to idealny gospodarz imprez. Ma jeden cel: aby każdy świetnie się bawił. "Idźcie do baru! Chcę widzieć wszystkich z drinkami w dłoniach!" - krzyczy najnowszy współpracownik H&M do ponad 700-osobowego tłumu przyjaciół i ludzi z branży. Projektant wybrał idealny moment na swoją imprezę. Właśnie trwa festiwal Coachella i zamiast wysyłać zaproszenia, ogłosił ją na Instagramie. Na odzew nie czekał długo. Wśród gości są jego ulubione modelki, m.in. Rosie Huntington-Whiteley, Liberty Ross, bohaterka sesji do ELLE Hanne Gaby Odiele, Chanel Iman, Kasia Struss, Jacquelyn Jablonski. Nie przeszkodziła im nawet szalejąca na kalifornijskiej pustyni burza piaskowa. W końcu jest co świętować – premierę kolekcji Alexander Wang dla H&M (w sprzedaży 6 listopada). 

Książę Nowego Jorku
Szwedzka marka współpracuje ze znanymi projektantami już od 10 lat. Wang jest jednak pierwszym Amerykaninem, któremu zaproponowano stworzenie własnej, limitowanej kolekcji. Według doradcy kreatywnego H&M Margarety van den Bosch Wang jest jednym z najważniejszych głosów we współczesnej modzie. – On dokładnie rozumie, co ludzie chcą nosić, i tworzy z energią i pasją, która jest zaraźliwa – komplementuje go van den Bosch. Nic dziwnego, to złote dziecko nowojorskiego świata mody. W niecałe 10 lat zbudował markę o światowym zasięgu (kolekcja sygnowana jego nazwiskiem jest dziś dostępna w 54 krajach), a w zeszłym roku zastąpił ulubieńca branży, Francuza Nicolasa Ghesquière’a, na stanowisku dyrektora kreatywnego domu mody Balenciaga. Alexander jest też duszą towarzystwa i bryluje na najważniejszych nowojorskich imprezach. Tego wieczoru, któremu towarzyszy szalona muzyka Jesse Marco, Major Lazer i Iggy Azalei, występującej jako didżejka, nie może być inaczej. Wang, jak na niego przystało, jest największą gwiazdą swojej imprezy.

Odkąd dołączył do kalendarza nowojorskiego tygodnia mody w sezonie wiosna–lato 2007, jego epickie afterparty, m.in. utrzymana w konwencji karnawału impreza po pokazie kolekcji na wiosnę 2011, zorganizowana na podziemnym parkingu (wśród gości były m.in. Agyness Deyn i Alessandra Ambrosio), tymczasowa dyskoteka na stacji benzynowej czy szalone rave party w opuszczonym minicentrum handlowym, uchodzą za najgorętsze w mieście. Dorównują im tylko kolekcje Wanga – prawdziwa parada hitowych looków, które prosto z wybiegu trafiają do szaf największych trendsette- rek w Nowym Jorku. Każda z nich potwierdzi, że „Alexander Wang” to synonim bycia cool w USA. Podczas gdy paryżanka chce być jak Isabel Marant, która jest ucieleśnieniem perfekcyjnej bohemy z Rive Gauche, jej koleżanka z Nowego Jorku woli być dziewczyną Wanga, mieszkanką Manhattanu, znaną jako M.O.D. (model off duty, czyli modelką po godzinach – określenie wymyślone przez samego Wanga), która gdy nie paraduje po wybiegu albo nie pozuje do zdjęć, chodzi w jego prostych sukien- kach z jedwabnego dżerseju, przykrótkich kurtkach motocyklowych i w luźnych swetrach.

SIŁA DRUŻYNY
Dla tych, którzy mają nadzieję, że w kolekcji Wanga dla H&M znajdą tańsze kopie jego największych bestsellerów, takich jak nabijana ćwiekami od dołu torba Rocco, ukochana przez gwiazdy (noszą ją m.in. bliźniaczki Olsen, Rihanna i Dakota Fanning) czy idealnie dopasowane T-shirty z jego tańszej, choć i tak kosz- townej linii T by Alexander Wang – przykro nam, nic z tego. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. – Myślę, że H&M zrobił świetną robotę, pracując na archiwalnych kolekcjach z wieloma luksusowymi domami mody, takimi jak Maison Martin Margiela i Valentino, ale my jesteśmy młodszą marką i nie wydaje mi się, aby w naszym przypadku przywracanie rzeczy z minionych sezonów miało sens – mówi skromnie Wang, gdy kilka miesięcy później spotykamy się w Nowym Jorku na planie sesji do ELLE. – Niektóre modele są inspirowane dawnymi projektami, ale 90 proc. rzeczy jest zupełnie nowych.

Tekst Alison S. Cohn

Cały artykuł znajdziesz w grudniowym numerze ELLE!