Jak wygląda Wasz dom? Macie dużo rzeczy?

G.R. Byliśmy w szoku, kiedy opiekunka, która przychodzi do naszej trzyletniej córeczki, stwierdziła, że Frania ma mało zabawek. Nam się wydaje, że ona tonie w zabawkach. Nie jesteśmy zbieraczami, mamy raczej mało rzeczy, bo do każdej z nich przykładamy dużą wagę, analizujemy je. Lubimy przedmioty z duszą, które mają jakąś opowieść. Na wakacjach we Włoszech urzekły nas malutkie filiżanki do espresso z namalowanym logo kawiarni. Chcieliśmy je kupić. Okazało się, że nie są na sprzedaż, zostały wyprodukowane specjalnie dla tej kawiarni. Barista oddał nam jedną, lekko wyszczerbioną. Dziś stoi u nas w kuchni i przypomina nam o tym miejscu.
T.R. U nas nic nie jest przypadkowe. Przedmioty tworzą nasze codzienne otoczenie, grają jakąś rolę w naszym życiu. Mamy ulubiony otwieracz do wina, zaparzarkę do herbaty, łyżeczkę Achille Castiglioniego, kawiarkę Richarda Sappera dla Alessi. Sporo jest też mebli naszego projektu. Siedzimy na prototypach, przy stole jadalnym każde krzesło jest inne. Sprawdzamy, jak możemy je ulepszyć. Nasza córka często bawi się zabawkami, które dla niej zaprojektowaliśmy lub po prostu skleciliśmy.

Jak pojawienie się córki zmieniło Wasze podejście do pracy i designu?
T.R. Od pierwszych tygodni Frania wpisała się w nasz tryb życia, sporo podróżuje i jest w zasadzie bezproblemowa. A my jesteśmy może bardziej zdyscyplinowani, by codziennie wygospodarować spokojny czas tylko dla niej.
G.R. Wspólnie z dwoma zaprzyjaźnionymi rodzinami współtworzymy domowy żłobek. To bardzo ciekawy społeczny projekt, który pozwala przyjrzeć się rozwojowi dzieci i ich relacjom z bliska. A Frania przygląda się temu, co robimy, i może dlatego jedną z jej ulubionych zabaw jest naprawianie, ma też ogromną słabość do „pukawki”, czyli młotka. Od urodzenia uczestniczy w warsztatach projektowych, które prowadzimy w różnych miejscach. Tego lata wspólnie wrócimy do Domaine de Boisbuchet we Francji.