Anka i Marek byli parą. Po pół roku on porzucił ją przez SMS. Ostatnie wiadomości, jakie wymienili: ona: „Dlaczego milczysz? Proszę, porozmawiajmy. Dajmy sobie szansę”, on: „Zostawmy to tak, jak jest”. A jak jest? Lepiej być porzuconą wirtualnie czy iść na randkę, nie mając pojęcia, że będzie ostatnią? I usłyszeć, że on już nie kocha, i dostać ochłap: „Zostańmy przyjaciółmi”? – Dla osoby opuszczanej ból jest większy, gdy rozstanie następuje przez SMS. Jego ulotność, ekspresowość sprawiają, że czuje się traktowana jak coś nieważnego, czego można się pozbyć jednym ruchem palca. Dla poczucia własnej wartości to zabójcze – mówi psycholog Magdalena Wojtczak.

Nie ma statystyk, ile par rozstaje się wirtualnie. – Coraz łatwiej przychodzi to młodszym osobom. Pokolenie nastolatków czy 20-latków nie oddziela jak starsze generacje przestrzeni wirtualnej od realnej. Dla nich wszystko jest realem. I chwalenie się związkiem na FB, i zrywanie – dodaje dr Julita Czernecka. Jedno jest pewne: powszechność smartfonów zmieni oblicze miłości i miłosny savoir-vivre. Dziś rozstanie przez SMS-a czy Facebooka oznacza brak szacunku dla partnera. Upokarzamy go podwójnie, bo o porzuceniu dowiadują się równocześnie znajomi, którym np. nie chce się zwierzać.

– Brak rytuału rozstania sprawia, że działa ono na szkodę nie tylko tego, kto jest porzucany. Odejście bez patrzenia w oczy to dla zrywającego pozorna korzyść. Ucieczka przed widokiem czyjejś rozpaczy i złości nie powstrzyma poczucia winy ani dyskomfortu, że nie było nas stać na odwagę cywilną – dodaje psycholog.

SMARTFON I KLASA
Anka nie dowiedziała się, czy Marka dopadł dyskomfort... – Za to wciąż nie mogę uwierzyć, że zerwał ze mną SMS- owo – mówi dziewczyna. – Faceci dosyć lapidarnie kończą znajomości, np.: „Nie jestem gotowy na stały związek”. Tylko że dotąd musieli mówić to w twarz. Brać na klatę. W dobie smartfonów już nie muszą – denerwuje się.
W sumie my też nie musimy... Wyobraź sobie, że odchodzisz od faceta. Mieszkasz z nim od roku, pech, że w twoim mieszkaniu. Odkładasz zerwanie, bo w wyobraźni widzisz jego minę, gdy mówisz, że już nic nie czujesz. A raczej czujesz, ale miłość jak do... brata. Wiesz, że niczym wyrzut sumienia wróci do ciebie ten widok: on pakujący swoje książki i płyty do kartonów. A ciuchy do niebieskich foliowych worków na śmieci. Brrrr... A przecież możesz załatwić to w białych (czyt. wirtualnych) rękawiczkach. Wystarczy, że wyjedziesz w sobotę z koleżankami na tzw. babski weekend. I z podróży wyślesz mu SMS: „Wszystko przemyślałam... To koniec”. Będzie próbował się do ciebie dodzwonić, nie odbierzesz, wyciszysz dźwięki. Nie pisz na osłodę, że jest świetnym facetem, że zasługuje na kogoś lepszego. Żeby nie babrać się w jego desperackich SMS-ach w stylu: „Nie chcę nikogo innego, kocham Ciebie”, wyślij coś enigmatycznego: „Nie myśl, że to było dla mnie łatwe”. Jednak choć nie musimy z mężczyzną o rozstaniu gadać, to zwykle chcemy. Także wtedy, gdy chcemy mu zakomunikować, że nie widzimy żadnej szansy na bycie razem. I nie chodzi o stereotypy o płci mózgu, że kobiety mają potrzebę werbalizacji uczuć. A mężczyźni mają z tym problem, więc częściej zrywają wirtualnie. Chodzi o coś innego: o zwykłe ludzkie odruchy czy o klasę po prostu.

SMS złamanych serc - Czytaj dalej >>

 

 

TORTURY NA FACEBOOKU
– Nawet jeśli oficjalnie rozstajemy się w realu, to i tak nowe technologie sprzyjają pokusie, by osoba porzucona żyła życiem partnera. Pozwalają na bieżąco komunikować, co się z nami dzieje, monitorować, co dzieje się u eks. Opóźniają proces rozstania, powodując większe wewnętrzne rozdarcie, rozterki, złość na partnera. Na to, że ten zamiast cierpieć, publikuje np. sweetfocię z nową dziewczyną na ścianie FB – mówi socjolog Julita Czernecka.

W przypływie tęsknoty albo wściekłości zwykle piszemy kilka słów za dużo. Potem żałujemy, że eks poznał nasze myśli... Chyba nie taki „rytuał” rozstania miała na myśli psycholog. A jednak... Dawniej zawód miłosny dawał pretekst, by za dużo pić, palić, słuchać „naszych” piosenek, wyjść do knajpy ze znajomymi. Dziś daje pretekst do tego, by reagować jak pies Pawłowa na dźwięk telefonu i dłużej przesiadywać na Facebooku. Mówi się, że portale społecznościowe pielęgnują narcyzm. Jednak to w pielęgnowaniu masochizmu nie mają sobie równych. Jeśli właśnie się rozstałaś, prawdopodobnie za chwilę zstąpisz do piekła cybertortur... Kochałaś go. Teraz dzwonisz, a on nie odbiera. Przechodzi na SMS-y. Wieczorem widzisz, że jest na czacie albo „zaświecił się” na Skypie. A wciąż nie odbiera od ciebie telefonu... I nawet jeśli nie wchodzisz już obsesyjnie na jego profil, to i tak bezduszny automat Google nie omieszka cię poinformować, że właśnie wrzucił w wirtualną przestrzeń zdjęcie swojego wypasionego roweru, był na wernisażu i komentuje malarstwo postmodernistyczne. A na koniec dostaniesz okraszoną serduszkiem wiadomość, że użytkownik Twój Ex znów jest w związku i zmienił zdjęcie profilowe. Wolałabyś, by nie żył, bo z żałobą łatwiej się uporać? Tak, psycholodzy twierdzą, że największe jej natężenie trwa przez osiem tygodni, potem jest już z górki.

Co stanie się z miłością w najbliższej dekadzie albo dwóch? – Być może będzie jeszcze bardziej na pokaz? A związki intensywniej potoczą się równolegle – w realu i wirtualu. Już dziś często partnerzy, siedząc w dwóch pokojach jednego mieszkania, rozmawiają za pośrednictwem Facebooka, iMessage i innych komunikatorów. Może znajomi częściej będą widzami naszych perypetii miłosnych, a w sądach przy rozwodach zwiększy się liczba zdjęć i wiadomości – jako dowodów, które zostawiliśmy w wirtualnej przestrzeni? – zastanawia się Julita Czernecka. I ma nadzieję, że może będzie przeciwnie: zaczniemy chronić prywatność, nauczeni doświadczeniem, że nie zawsze to, co wystawione na forum publiczne, ma happy end.

MIŁOSNE CYBERZŁUDZENIA, CZYLI TECHNOLOGIA W SŁUŻBIE UCZUĆ

DOROTA, 38 lat, lektorka francuskiego:
W skrzynce znalazłam e-mail o tym, że stałam mu się bliska niczym ktoś z rodziny i że pożądanie, od którego zaczął się kontakt, stało się nieistotne. Zdanie, że jestem jak siostra, dobiło mnie. Poczułam się najbrzydszą, najbardziej aseksualną kobietą na świecie. Przez rok szłam do łóżka z każdym, kto miał na to ochotę. Udowadniałam sobie, że można mnie pożądać.

MAJA, 24 lata, studentka kulturoznawstwa:
Zobaczyłam, że mój chłopak zmienił status na Facebooku z „w związku” na „wolny”. Poczułam gulę w gardle. Już miałam dzwonić i powiedzieć mu, że się nie wylogował i ktoś zrobił mu kawał. W tym momencie odebrałam od niego telefon. Powiedział, że musi od nas odpocząć. Po chwili odbierałam „kondolencje” od 47 znajomych. Czułam się totalnie upokorzona.

ANKA, 35 lat, finansistka:
Narzeczonego porzuciłam e-mailowo. Wstyd mi, ale dziś zrobiłabym to samo. Nie podejrzewał, że chcę odejść, więc zabrakło mi odwagi. W środku nocy napisałam do niego „zgrabny” list. Dwa miesiące nieregularnie pisał, dzwonił. Milczałam. To nie był cynizm. Nie chciałam rozbudzać jego nadziei.

EWA, 30 lat, asystentka:
Skasowana jednym kliknięciem. Tak się czułam, gdy facet usunął mnie z kontaktów na Skypie. Dzień wcześniej zerwał ze mną. Także przez Skype’a. Był wAzji, pojechał tam, by szukać sensu życia. Najwyraźniej oświeciło go, że ze mną będzie bezsensowne. Włączyliśmy kamery, więc mogę ironicznie powiedzieć, że zerwał ze mną w cztery oczy. Były problemy zWi-Fi, połączenie się rwało. Po wszystkim w nieskończoność analizowałam te strzępy zdań.

MARTA, 39 lat, dziennikarka:
Nieważne, czy on zrywa z tobą przez SMS, Facebook, czy patrząc ci w oczy. Tak czy siak zostajesz porzucona. Najgorsze jest to, co dzieje się z tobą później. Ja kilkadziesiąt razy dziennie zaglądałam na jego profil na Instagramie, śledziłam jego wypowiedzi na forach dla biegaczy i monitorowałam, czy nie ma nowych znajomych kobiet na Golddenline. Aż skasowałam swoje konta na wszystkich portalach, by wyleczyć się z obsesji.

Tekst Agnieszka Sztyler