Jakub Gierszał: „Jak najmniej mieć wspólnego z tym światem, w którym pracuję na co dzień” [WYWIAD]
Unika świateł fleszy, a najwięcej sensu odnajduje w pracy od podstaw – jeszcze zanim kamera zacznie nagrywać. W szczerej rozmowie z ELLE Jakub Gierszał opowiada o tym, jak odnajduje siebie po roli, o kinie jako miłości życia i o tym, dlaczego czasem trzeba zmienić perspektywę.
Spis treści:
Jakub Gierszał o tym, co go satysfakcjonuje w kinie
Kiedy jest tylko aktorem, wchodzi do projektu jak gość. Największą satysfakcję z pracy nad filmem czerpie, kiedy tworzy go od początku. „Czuję, że jestem u siebie” — przyznaje Jakub Gierszał. Aktor przypisuje procesowi twórczemu największą wartość. W filmie „Ultima Thule” Gierszał zaangażował się jako współproducent — to właśnie wtedy poczuł pełnię sprawczości. Nie grał tylko roli. Współtworzył świat.
Ale granie to nie tylko emocje zapisane w scenariuszu. To również stan zawieszenia. — „Po roli nie jestem już postacią, ale jeszcze nie wróciłem do siebie. To limbo” — przyznaje. Czas po ostatnim klapsie to moment cichy, intymny, często trudny. — „To zostawia ślady. Na długo. Może na zawsze”.
Jakub Gierszał o sztuce dobrego wypoczynku
Dystans – to słowo pojawia się u niego często. Dystans do show-biznesu, dystans do siebie, dystans do zawodu. — „Jak najmniej mieć wspólnego z tym światem, w którym pracuję na co dzień” — mówi bez wahania. Znika więc. Podróżuje, zmienia perspektywę, „tapetę”, jak sam to nazywa. Ciepło, woda, inna przestrzeń – to jego azyl. Tam ładuje baterie, tam staje się znowu sobą.
Rytuały? Są. Ale nie mogą stać się rutyną. — „Staram się nie powtarzać własnych schematów. Może dlatego ten zawód tak mnie trzyma – bo wciąż mnie łamie i zmusza do szukania od nowa” — mówi. Kino nie jest więc tylko jego pracą. To jego język. Pasja. Ucieczka. I sposób na zrozumienie siebie.
Zobacz także: