Reklama

Spis treści:

  1. O czym opowiada film „The Last Showgirl” ?
  2. Kobieca perspektywa w filmie „The Last Showgirl”
  3. „The Last Showgirl” - opowieść międzypokoleniowa

Na premierę „The Last Showgirl” czekałam od momentu gdy dowiedziałam się, że za reżyserię odpowiada Gia Coppola, wnuczka słynnego autora „Ojca Chrzestnego” i bratanica Sofii. Dramat z Pamelą Anderson jest jej czwartym pełnometrażowym projektem w karierze, a dotychczas wzbudzała zainteresowanie branży nie tylko nazwiskiem, ale takimi filmami jak „Palo Alto” czy „Król internetu”, które choć były przedmiotem dyskusji, to nie długiej. Czy talent klanu Coppolich dosięga wszystkich jego członków?

O czym opowiada film „The Last Showgirl”?

Recenzja "The Last Showgirl"
Materiały Prasowe

Gdy film trafił do streamingu nie zwlekałam ani chwili i zasiadłam do seansu. Pierwszym co zwróciło moją uwagę było wykorzystanie taśmy 16 mm, która nadaje obrazowi charakterystyczne retro „ziarno”. To zabieg, który w ostatnich latach jest w kinematografii nadużywany, lecz mimo to, niezwykle za nim przepadam… o ile nie jest jedynie estetycznym doznaniem, a ma swoją rolę w opowiadanej historii. A o czym właściwie jest „The Last Showgirl”? Rąbka tajemnicy zdradza tytuł, lecz sama fabuła udowadnia, że jest to jedynie punkt wyjścia do prowadzonej narracji. Film koncentruje się na Shelley, 57 letniej tancerce rewii, której nie można odmówić ogromnego bagażu doświadczeń, nie tylko tych zawodowych. Kobieta, ze względu na wykonywaną pracę, zamieszkuje Las Vegas, miasto blichtru, splendoru, pieniędzy i hucznej zabawy, które w świetle dnia traci swój urok, stając się kiczowatą makietą jedynie udającą to czym zachwyca o zmroku. Ten sam los spotyka samą Shelley, która po zejściu z blasku reflektorów, przywdziewa dres i stroni od makijażu. Zawodowa przyszłość kobiety niespodziewanie zawiśnie na włosku, gdy rewia, w której występuje od 3 dekad, stanie się ofiarą rewolucji branży rozrywkowej.

Kobieca perspektywa w filmie „The Last Showgirl”

Recenzja "The Last Showgirl"
Materiały Prasowe

Wielu z krytyków wskazuje, że „The Last Showgirl” to opowieść powtarzalna i niewnosząca nic nowego. Ja się z tymi opiniami stanowczo nie zgadzam. Kinematografia regularnie korzysta z klasycznych archetypowych historii, a te o przemijaniu są adaptowane ze szczególną namiętnością, czego przykładem jest chociażby hit z początku roku, z Bradem Pittem w roli głównej – „F1: Film”. To co wyróżnia dzieło Coppoli na ich tle to kobieca perspektywa, której w kinie wciąż za mało. Główna bohaterka jest postacią niejednoznaczną, dzięki czemu głęboko ludzką. Shelley jest marzycielką – pasjonują ją tajniki paryskich kabaretów, francuska kultura i balet, a o sztuce rewii wie wszystko. Co więc stoi jej na przeszkodzie do kontynuowania kariery? Wygląd, który niezmiennie swoim terminem ważności karze bardziej kobiety niżeli mężczyzn.

Recenzja "The Last Showgirl"
Materiały Prasowe

Podobną historię opowiedziała Coralie Fargeat w „Substancji”, z dosłownością, która zszokowała Hollywood. W obu tych historiach główne bohaterki są, odnoszącymi sukcesy w branży rozrywkowej, dojrzałymi kobietami, których kariery spisane są na straty z powodu wieku, mimo iż daleko im do progu emerytalnego. Obie są ofiarami kultury, która nader wszystko ceni sobie prezencję fizyczną, ale jedynie tą, która wpisze się w standard. W ten model Shelley została wpisana już dawno, ale dopiero teraz odczuwa jego skutki. Niegdyś piękna blondynka cieszyła oko męskiej widowni, teraz zajmuje jedno z ostatnich miejsc w grupie składającej się z 80 tancerek. Obsadzenie w tej roli Pameli Anderson, czyli ikony seksapilu lat 90., która obecnie emancypuje swój wiek na czerwonych dywanach, jest rozwiązaniem brawurowym, szczególnie, że nikt nie wierzył w dramaturgiczny potencjał aktorki.

„The Last Showgirl” - opowieść międzypokoleniowa

Recenzja "The Last Showgirl"
Materiały Prasowe

Przemijanie szczególnie dotyka Shelley w porównaniu z jej koleżankami z pracy. W jednej z pierwszych sekwencji filmu obserwujemy cztery, wspólnie spędzające wolną chwilę, kobiety, z czego każda z nich reprezentuje inne pokolenie. Rozmarzona główna bohaterka zestawiana jest z pragmatyczną Mary-Anne, która występy w rewii bezwzględnie przekłada na korzyści ekonomiczne. Samej Shelley, choć ciężko to przyznać, bliżej jest do starszej wiekiem Annette, która już dawno pożegnała się z taneczną karierą. W tej roli podziwiać można fenomenalną laureatkę Oscara, Jamie Lee Curtis, która zachwyca charyzmą i autentycznością. Pracująca jako kelnerka w kasynie, kurczowo trzyma się bańki splendoru, który jeszcze do niedawna karmił ją swoimi owocami. Nostalgia Annette udziela się Shelley, której niekiedy infantylna postawa Piotrusia Pana, drastycznie spotyka się z rzeczywistością. „Lepiej żyć dla pasji, niż dla pieniędzy”, radzi córce. I choć jest to slogan inspirujący, to jednak pozostaje w świecie utopijnym, w którym przymus ekonomiczny zwyczajnie nie istnieje. Kobieta nagle zostaje zmuszona do tego by, przysłowiowo, zejść na ziemię. Ze świata, który jeszcze chwilę temu obiecywał jej podziw, uwagę i spełnienie.

„The Last Showgirl” to dramat, który niespiesznym tempem wprowadza widza w kolejne warstwy podejmowanej problematyki. Shelley to bohaterka tragiczna, za którą chce się podążać. Bo choć naiwnie nastawiona do świata, wzbudza poczucie sympatii, ale też niewygodnego współczucia, które prowokuje do refleksji o kondycji współczesnej kultury. Pozornie powszechna baza narracyjna jaką stanowi przemijanie gwiazdy estrady, w wydaniu Gii Coppoli zachwyca wrażliwością. To film o kobietach, dla kobiet, i który każda z nas powinna koniecznie obejrzeć.

Reklama
Reklama
Reklama