Dyscyplina w szafie
LUCYNA SZYMAŃSKA
szefowa agencji D’Vision

Nie lubię wyglądać tak jak wszyscy. W czasach liceum w rodzinnym Bielsku szyłam sukienki, przerabiałam kamizelki po tacie i kupowałam w second-handach. Po latach dotarło do mnie, że znalazłam w lumpeksie sweterek Diora i czarną marynarkę Armaniego. Nosiłam ją 10 lat. Moja praca wymaga perfekcyjnego wyglądu. Zwykle noszę niezawodny zestaw: czarne spodnie, czarny T-shirt, marynarkę, płaskie botki. Zakupy robię po sezonie, za granicą. Często na wyprzedażach albo w outletach, np. mediolańskim D-Magazine. Kiedyś po tygodniach mody w Nowym Jorku, Mediolanie i Paryżu przyjeżdżałam z pełnymi walizkami. Mam słabość do ubrań Driesa Van Notena, Ann Demeulemeester, Ricka Owensa. Buty noszę od Giuseppe Zanottiego. Z polskich marek cenię MMC i Roberta Kupisza. Moja szafa jest uporządkowana kolorystycznie. Osobno T-shirty, swetry, sukienki i marynarki – czarne, w ceglastej czerwieni, białe. Mam dwie szafy. Większej garderoby nie da się w moim mieszkaniu zrobić. To mnie dyscyplinuje do regularnych porządków. Najcenniejsze eksponaty to skórzana kurtka z wycinanymi rękawami od Driesa Van Notena i sukienka Ricka Owensa, której skóra wygląda jak łuski. Mam też sukienki balowe prosto z wybiegów. Nie mam okazji ich nosić, może przerobię je na mini? Z Anją Rubik chodzimy razem na zakupy. Mówimy sobie nawzajem, że nie potrzebujemy kolejnej czarnej marynarki... ale i tak ją kupujemy.

Rick Owens, Isabel Marant, Chanel, Ann Demeulemeester, Dior, Dries van Noten, fot. mat. prasowe, kolaż ELLE