W jednym ze swoich postów na Instagramie napisałaś: „Nie lubię branży fitness za to, że każe być najlepszą wersją siebie”. To dość kontrowersyjne oświadczenie jak na trenerkę?

Kontrowersyjne? Wydaje mi się, że po tej stronie jest już wielu nauczycieli jogi, pilatesu, fizjoterapeutów i trenerów. Dla mnie z kolei kontrowersyjne jest to, że część branży wellness nadal promuje się poprzez hasła “ćwiczenia na talię osy”, “płaski brzuch w dwa tygodnie” albo “zrób formę na lato”. Mamy 2024 rok, najwyższa pora skupić się na dobroczynnym działaniu ruchu dla ciała i głowy, a nie tylko na celach sylwetkowych, które potrafią skutecznie wpędzić w kompleksy. Hasła w stylu: “Trzy ćwiczenia na figurę modelki” i “Bądź najlepszą wersją siebie!” dobrze klikają się w mediach społecznościowych, ale mi zdecydowanie bliżej do obozu stawiającego na więcej luzu i trening prozdrowotny.

Świat fitnessu ewoluuje razem z potrzebami społeczeństwa, pozwala na więcej luzu, odpowiada na indywidualne potrzeby – coraz więcej osób ćwiczy, bo chcą być nie tylko szczupli, ale jak to ujęłaś w swoich social mediach, by „na starość móc założyć samodzielnie buty”.

Tak wiele osób skarży się dziś na ból pleców, szyi, kolan czy łokieć tenisisty, ale też na przebodźcowanie i ciągłe ściganie się, którego mają dość. Ból pleców przy zakładaniu butów to historia wzięta z życia i to od osób będących przed trzydziestką. Nie wyobrażam sobie, żeby na treningu zamiast zapytać dziewczyny, jak się czują, zapytać ile centymetrów chcą zgubić w obwodzie tej czy innej części ciała. Na moich zajęciach ćwiczymy w granicach komfortu, robiąc coś miłego dla siebie, a nie dając sobie karę w postaci treningu np. za zjedzoną pizzę. Oczywiście daję klientkom solidne wyzwania dla mięśni, pracujemy nad ich siłą i elastycznością, ale naszym celem jest przyjemność z ruchu, poprawa postawy ciała i uczucie lekkości tuż po zajęciach, a niespalone kalorie czy utrata centymetrów. Prawidłowo ustawione i wzmocnione ciało wolniej się zużywa, więc lepiej posłuży nam w podeszłym wieku.

Czym dla Ciebie jest self-care, dbanie o siebie?

Self-care to dla mnie najmądrzejsza inwestycja na przyszłość. To ciało, które mam, będzie ze mną do końca moich dni. Nie wyobrażam więc sobie nie dbać o układ ruchu poprzez treningi, o zdrowie poprzez regularne badania i odżywcze jedzenie, ale też o dobre samopoczucie na co dzień, robiąc sobie małe przyjemności. Dbanie o siebie to w moim przypadku również umiar i balans. Jestem ostatnią osobą, która odmówi sobie pysznego deseru albo będzie się zmuszać do podnoszenia sobie poprzeczki na treningu w dni, kiedy nie mam na to siły i ochoty. Kocham wellness, ale też uważam, że nie możemy dać się zwariować. Nie jestem zawodowym sportowcem, który ma bić rekordy świata i działać jak maszyna. Słucham swojego ciała i kiedy podpowiada mi, że self-care to odpuszczenie i wieczór pod kocem – wchodzę w to bez wyrzutów sumienia.

Co oprócz pilatesu przynosi ci szczęście?

Czasem żartuję, że byłabym świetną ambasadorką domatorstwa, świętego spokoju i spania, bo uwielbiam te dni, kiedy nie mam nic w planach, nigdzie nie muszę się spieszyć i zostaję w domu w dresie i z maseczką na włosach. Szczęście dają mi też długie spacery bez celu, podróże do ciepła i zieleni, a wiosną i latem jazda na rowerze w żółwim tempie. Wszyscy na ścieżce rowerowej mnie wyprzedzają, a ja sunę powoli jak czołg i uśmiecham się do siebie, bo takie niespieszne przejażdżki są dla mnie świetnym relaksem dla głowy.

Skąd pomysł na zajęcia Pilates Disco?

Zajęcia Warsaw Pilates od samego początku wychodziły poza ramy zwykłego treningu, bo w ten sposób chciałam zachęcić jak najwięcej dziewczyn do formy ruchu, którą sama tak lubię i która mi pomaga. Nasz pierwszy pilates odbył się na dachu w centrum Warszawy w 2019 r. i od tamtej pory to zawsze jest coś więcej niż pilates: trening w pałacu, muzeum, teatrze, punkcie widokowym nad Warszawą czy na barce płynącej po Wiśle. Chciałam zrobić z zajęć ruchowych formę spotkania towarzyskiego, a pomysł na trening w stylu szkolnej dyskoteki idealnie pasował do miejsca, w którym go organizujemy. To sala ćwiczeń z drabinkami, drewnianymi ławkami i materacami jak za szkolnych lat, która miała zainstalowaną kulę disco, nigdy wcześniej nieużywaną. Wystarczyło odkurzyć kulę, dodać ściankę w stylu prom night, włączyć kolorowe światła, dobrać odpowiednią playlistę – i pilatesowa dyskoteka gotowa. Co do planów na ciepłe miesiące, na pewno wrócimy z zajęciami w plenerze i z ukochanym przez czytelniczki ELLE pilatesem w pałacu w Łazienkach Królewskich z cyklu "Ruszamy na maty!".

Każdy z nas miewa momenty, czasem nawet (nie oszukujmy się) rozdziały w życiu, gdy nie może zmobilizować się do ćwiczeń. Masz jakieś własne sposoby na brak motywacji?

Głównym motywatorem do regularnych ćwiczeń jest moja skolioza i fakt, że dobrze pamiętam, co to znaczy ból w lędźwiach wywołany niepoprawną postawą ciała. Pamiętam też, jak na pierwszym pilatesie w życiu, kiedy miałam dziewiętnaście albo dwadzieścia lat, nie sięgałam dłońmi do podłogi, siad prosty sprawiał mi trudność, a moje słabe mięśnie w ogóle nie pozwalały mi na wyprost kręgosłupa w ćwiczeniu swan. Ćwiczę, bo za nic nie chciałabym stracić tej sprawności i dobrego samopoczucia, które zbudowałam przez ostatnie kilkanaście lat. Tym bardziej, że pilates nie wymaga dużego nakładu czasu, a moje praktyki często zamykają się w dwudziestu minutach.

Komu poleciłabyś pilates? Jakie przynosi korzyści?

Pilates wzmacnia to, co słabsze i rozciąga to, co zbyt napięte. Daje więc balans i uczy prawidłowych wzorców ruchowych. Ustawia poszczególne części ciała optymalnie względem siebie, dzięki czemu już po pierwszych zajęciach możemy poczuć, że w ciele robi się nam wygodniej i wykorzystujemy tę samokontrolę na co dzień. Kto myśli, że na pilatesie po prostu się porozciąga, może się bardzo zaskoczyć, jak wymagające ćwiczenia na brzuch, plecy i pośladki wymyślił Joseph Pilates. Ćwiczyć może każdy, oczywiście po odpowiednich modyfikacjach i na poziomie dostosowanym do swoich możliwości.

Wolisz ćwiczyć sama czy w grupie?

Najczęściej ćwiczę sama w domu, bo to najszybsze i najtańsze rozwiązanie, dzięki czemu udaje mi się zachować regularność. To m.in. w tym celu w ogóle zaczęłam się szkolić na instruktorkę – żeby ćwiczyć w domu bez tracenia czasu na dojazdy. Z tego powodu powstała też moja platforma z pilatesem online, dająca dostęp do zajęć z prawie trzydziestoma topowymi nauczycielami pilatesu z całej Polski, bez wychodzenia z domu. Jednak zanim zostałam instruktorką, przez długie lata ćwiczyłam jako klientka w klubach fitness w dużych grupach i tak powoli, systematycznie wzmacniałam mięśnie core, pozbywając się całkowicie bólu pleców. W grupie czy indywidualnie – pilates naprawdę działa.

W jakim najbardziej szalonym miejscu robiłaś zajęcia?

Myślę, że rejs z pilatesem po Wiśle, machający nam ludzie na brzegu i mostach, w połączeniu z łapaniem balansu na delikatnie bujającej się barce to było najzabawniejsze pilatesowe doświadczenie. 

Sport był zawsze obecny i ważny w twoim życiu?

Nie jestem osobą, która może powiedzieć, że jej całe życie jest związana ze sportem, wręcz przeciwnie: naprawdę nie lubiłam w szkole zajęć wychowania fizycznego. Może i zaliczałam gimnastykę, skoki i biegi na piątki i angażowałam się w szkolne sekcje taneczne, ale gry zespołowe i pływanie, czyli 95 proc. standardowych lekcji w-f w moich szkołach, to była prawdziwa udręka. Mam za sobą 10 lat pracy za biurkiem i wspólnym mianownikiem moich zajęć z przeszłości jest kreatywność. Na studiach pracowałam jako nauczycielka angielskiego w przedszkolach, ale też w telewizji, pisząc teksty promocyjne do filmów i seriali. Potem z branży rozrywkowej przeszłam do marketingu i PR-u start-upów. Jednocześnie po godzinach rozwijałam się jako instruktorka pilatesu, niekiedy biegnąc na pilatesowy event prosto z etatowej pracy albo zaczynając zajęcia o świcie, żeby zdążyć na rano do biura. Te doświadczenia dały mi wiele narzędzi i umiejętności, które dziś wykorzystuję, aby rozwijać Warsaw Pilates. Owocem tych wszystkich doświadczeń, łącznie z moją niechęcią do szkolnych zajęć sportowych, będzie książka dla dzieci "Balans na fali" (wyd. Zielona Sowa), która ukaże się już tej wiosny. Ma zachęcić najmłodszych do spokojnych, uważnych ćwiczeń, a jej bohaterami będą syrenka Helena mieszkająca na Helu i początkujący, mały surfer Julek. Żeby było jeszcze bardziej osobiście i od serca, przepiękne ilustracje przygotowała moja siostra, Ewelina Protasewicz.

Dlaczego akurat pilates stał się twoją wielką pasją?

Mam wrażenie, że pilates pasuje do mojego charakteru. Jest spokojny, ale wymagający, lubi ciszę, autorefleksję, wymaga skupienia na tu i teraz, uważności, cierpliwości, pokory i ciągłej nauki. Nigdy nie miałam potrzeby wyżycia się i wypocenia stresów, zawsze intuicyjnie wybierałam to, co łagodne i uspokajające, a np. na lekcjach boksu albo fitnessie ze stepem czułam się, jakbym zabłądziła. Dziś wiem, że intuicja dobrze mi podpowiadała, bo przy moim Hashimoto podnoszenie poziomu kortyzolu zbyt intensywnymi treningami po prostu nie jest wskazane. Pilates to mój spokój, siła i balans.