Facet na raz. To moja nowa strategia. Będę traktować mężczyzn tak jak oni nas, kobiety. Instrumentalnie. Koniec romantyzmu. Ruszam w miasto.

Piątek, co za ulga! Na twarzy ciut za mocny makijaż, na ciele zbyt obcisła, zbyt krótka sukienka. Szpilki. Ciut za wysokie. Brak klasy? Raczej przemyślana strategia. Wchodzę na klubowy parkiet i wysyłam sygnały. Nie tracę już czasu na to, aż jakiś facet wypatrzy mnie stojącą samotnie przy barze. To ja wybieram, z kim wyjdę dziś z klubu.

Anka: Kto powiedział, że kobiecie nie smakuje seks bez miłości?! Przez lata byłam ofiarą tej piramidalnej bzdury. Kolejne miłosne rozczarowanie i retroseanse w domowym kinie, archiwalny pierwszy sezon „Seksu w wielkim mieście”, wystarczyły, bym z kobiety, która łapała się na męskie czułe słówka, stała się niczym namiętna Samantha. Tak, dzisiejszej nocy jak po zgliszczach będę chodzić w szpilkach po męskich torsach. Nad ranem odejdę, nie oglądając się za siebie! „Przeleć kogoś i rozpocznij żywot naprawdę niezależnej singielki!” – przyjaciółki wiedzą, o czym mówią. Są po przejściach, ale od dawna nie przeżyły rozczarowania toksycznym facetem ani nikt ich nie zdradził. Stosują patent: „Żadnych związków. Facet to produkt jednorazowy! Jak wykałaczka. Użyj i utylizuj”. I tak robię. Najpierw postanawiam, że kupię faceta. 250 zł za noc to oferta panów z agencji towarzyskich dla kobiet. Ale nie… Aż tak nisko nie upadłam, żeby płacić za seks męskiej prostytutce! Idę więc z dziewczynami do klubu. Stoimy przy barze i już zagaduje nas dwóch kolesi. Przystojni. Niestety, już po minucie okazuje się, że niezbyt lotni. Chcą postawić mi drinka, ale odmawiam. Koleżanka szepcze mi do ucha: „Na co czekasz?! Koniecznie musisz spotkać kogoś o oczach Banderasa i intelekcie Einsteina?!”. Już mam się skusić na jednego z nich, gdy słyszę: „Kris, to Anka”. Przyjaciółki poznają mnie z przystojnym blondynem, swoim dawnym kumplem ze studiów. Po chwili trzymam w ręku drinka o barwie ludwika. Odpływam...

Kris gada niegłupio i ma ładne oczy, jak husky, a ja mam słabość do tej rasy. Tańczymy. Jeden, drugi, trzeci taniec. Przy barze przyjaciółka mówi do mnie szeptem: „Marnujesz czas. Jeszcze trochę i się okaże, że ostatni orgazm przeżyłaś jako nastolatka z plakatem George’a Michaela. Tyle że on, jak wiadomo, potem okazał się gejem. Zawiódł cię jak każdy facet, którego miałaś po nim w realnym świecie. Anka, pamiętaj, facet to wykałaczka. Nie patrz na oczy, tylko na końcówki. Nie pasuje? Do kosza!”. 

No więc lecę na te jego psie oczy. Już za chwilę siedzę z Krisem w taksówce pędzącej 120 km/godz. w stronę mojej sypialni. Jak to się stało? Zabijcie mnie, ale nie wiem! Taksówka pruje, mnie szumi w głowie od drinków i jego pieszczot. Wszystko byłoby cudownie, gdyby nie wścibski wzrok kierowcy, lustrujący tylne siedzenia. Kris zupełnie nic sobie nie robi z obecności taksówkarza, ale ja niestety tak. Poprosiłam Krisa, by zwolnił z grą wstępną do czasu, aż będziemy u mnie. Słucha, ale wzrokiem naciska na kierowcę, by ten dodał gazu. „Ech, faceci. Wykałaczki!” – pomyślałam rozbawiona. Gdy taksówkarz z piskiem opon kosił ostatni zakręt przed moim domem, zaczynam panikować. I trzeźwieć. Przelecę go i co dalej?! Zaproponuję, żeby został do rana? W głowie mam totalny mętlik: „Przecież go nie znam… Może mieć jakiś syf albo i gorzej – żonę i dziecko. I co to właściwie znaczy: na jedną noc, bez zobowiązań? A jak mi się spodoba i się zakocham?”. Ups! Taksówkarz hamuje z piskiem o sto metrów za późno, bym mogła się wycofać. Już w domu od progu Krzysiek zaczyna mnie rozbierać. Natarczywie, szybko, zero gry wstępnej. Próbuję go zastopować, bez skutku. Z romantycznego faceta z oczami jak husky zmienia się w kolesia, który gdzieś ma moją przyjemność. Słyszę swój bełkotliwy głos: „Kris, nic z tego nie będzie, nie chcę wykałaczki, jednorazowo, byle jak”. Słyszę: „Nie będzie jednorazowo, zakręciłaś mnie na maksa!”. Tu urywa mi się film... Nazajutrz budzi mnie dźwięk telefonu. „Tu Krzysztof Mikowski” – słyszę. Nie, to nie Kris, ale facet z działu obsługi klienta operatora komórkowego. Dźwięki SMS-ów budzą nadzieję, ale to tylko wiadomości od przyjaciółek: „Przeleciałaś go?”, i drugi: „Jak było?”. Nie mam pojęcia, co odpisać, po prostu nic nie pamiętam. Wstaję z łóżka i widzę, że drzwi wejściowe do mieszkania są niedomknięte. Mogli mnie okraść! Mijam dwie zużyte prezerwatywy leżące na podłodze. Krzysiek już nigdy nie zadzwonił. Dwa tygodnie później natknęłam się na niego w tym samym klubie. Byłam tam znów z dziewczynami. Zagadywał jakąś kobietę przy barze. Spotkałam się z nim wzrokiem, ale odwrócił głowę. Udawał, że mnie nie poznaje. A może rzeczywiście nie poznał? 

 

Czytaj dalej >>>

 

 

Marek: Wreszcie koniec tygodnia! Do wieczora zostało tylko parę godzin. Wystarczająco dużo, by zjeść, wykąpać się, przespać z godzinę, potem wrzucić na siebie zakręcone wdzianko. Rytuał przedimprezowy. Odprawiam go co tydzień. Tak jak moi kumple, z którymi ruszamy w miasto. Sami. Oczywiście, mamy koleżanki, ale nie zabieramy ich z sobą. Ich obecność sugerowałaby innym panienkom, że to nasze dziewczyny. A akurat tego nie chcemy. Idziemy potańczyć, pogadać na luzie, no i przede wszystkim poznać nowe laski. Super by było, gdyby udało się wylądować z którąś z nich w łóżku i to jeszcze tej samej nocy… Jeśli się jednak nie uda, wieczór i tak nie będzie stracony. Przynajmniej dla mnie. Bo na przykład jeden z kumpli, Grzesiek, ma tylko jeden cel: wyrwać dziewczynę i ją przelecieć. Najchętniej już w toalecie w klubie (czasem mu się udaje!). Właściwie, biorąc pod uwagę koszty psychiczne i finansowe, jakie trzeba ponieść przy wyrywaniu panienki w klubie, to pójście do burdelu zwanego eufemistycznie agencją towarzyską wydaje się tańsze i prostsze. To jednak nie dla mnie. Muszę czuć, że dziewczyna na mnie leci. Wtedy jest fun! Gdy decyduje się na mnie panna z klubu, wiem, że ją kręcę i że będzie prawdziwy seks. Nie udawany, jak z prostytutką. Jaką mam taktykę? Nie należę do gaduł, dziewczyn nie zabawiam werbalnie. To domena Grześka. Jest zabawny, błyskotliwy, kobiety dużo się przy nim śmieją. A on? Wie, że to zwiększa prawdopodobieństwo zaliczenia laski jeszcze tego samego wieczoru. Bajerowanie gadką to nie dla mnie. Lubię tańczyć, kobiety zwykle też, więc zawsze na to stawiam. Idealnie się składa. Tym bardziej że wielu facetów niechętnie tańczy, a większość z nich robi to pokracznie. No więc tańczę i się rozglądam. Gdy na parkiecie widzę samotne, w miarę atrakcyjne dziewczyny, powoli wchodzę w ich krąg. Zaczynamy tańczyć razem. Zwykle i ja, i one jesteśmy już odpowiednio wstawieni. Rozpoznaję to po ich mętnych oczach, trochę niewyraźnych słowach, zachęcających spojrzeniach. Potem coraz wyraźniej zaczynam tańczyć przed jedną z nich. Jeśli to akceptuje, fantazjuję, jaki będzie z nią seks. Nie daję tego po sobie poznać. Tańczę, a w przerwach proponuję jej drinka. Owszem, prowadzę z nią jakąś niby-rozmowę, ale tak naprawdę nie mogę doczekać się chwili, gdy ściągnę z niej majtki. W końcu przychodzi właściwa pora. Ona jest już dostatecznie pijana, by zasugerować mi kontynuację zabawy gdzieś poza klubem. Jeśli to możliwe, wybieram jej lokum. Dlaczego? To oczywiste. Wprawdzie jestem na obcym gruncie, ale będę mógł wyjść, kiedy tylko będę chciał. Nie będę musiał głowić się tym, jak pozbyć się laski, której się ubzdurało, że po wszystkim zaproponuję jej wspólny prysznic, a po nim śniadanie. No więc docieramy do jej mieszkania i wtedy zwykle pojawia się jeszcze jakiś alkohol. Podczas jego wypijania zaczynamy się całować i oczywiście idziemy na całość. Rano szybko się ewakuuję pod byle pretekstem. Zdarza się czasem, że laska zaczyna potem do mnie wydzwaniać, chce się spotykać. Bzyka się z kim popadnie i oczekuje, że potraktuję ją poważnie, że jej zaufam?! Nonsens! Jeśli któraś z nich myśli, że chcę się z nimi wiązać, uznaję ją za idiotkę, więc tym bardziej nie mam ochoty na spotkania. Przecież wiadomo, na czym polega ten układ: klub, one night stand i au revoir!

 

Czytaj dalej >>>

 

Seks na jedną noc

 

Spotykasz go w klubie. Miedzy wami zaiskrzyło. Jest alkohol, zawrót głowy, za chwilę seks. A co potem? Pytamy psychologa Krzysztofa Wielgopolana.

Rozmawiała: Anita Zuchora

 

ELLE Jednonocne przygody już nie są domeną mężczyzn? Kobiety też czerpią z nich satysfakcję?

Krzysztof Wielgopolan Tak, bo i kobiety, i mężczyźni widzą w tych przygodach wspólny interes: przeżycie chwilowej satysfakcji erotycznej. A mężczyźni od zawsze walczą też o przekazanie genów. 

ELLE W czasach prezerwatyw!? Mówimy o seksie z kimś nowo poznanym. 

K.W. Mówimy o czymś nieuświadomionym. Widzimy atrakcyjną dziewczynę, ona na nas działa. Niezrealizowany popęd seksualny wywołuje napięcie. Psychiczne, fizyczne. Chcemy je rozładować. A gdy uda się zaspokoić pożądanie, ono wygasa. 

ELLE Kobiety powinny się liczyć z tym, że atrakcyjność dla partnera skończy się razem z orgazmem?

K.W. Niestety, tak. Oczekiwania, że wyniknie z tego coś więcej, są niebezpieczne. Oczekiwania mężczyzn w tej sytuacji są proste: partnerka ma być otwarta seksualnie i się nie angażować. Jeśli chodzi o kobiety, z którymi mężczyźni chcieliby się związać, warunki odwrotne. 

ELLE Wiele kobiet chyba decyduje się na przygodny seks z powodów pozaerotycznych, na przykład z tęsknoty za bliskością, intymnością. Czy może z tego wyniknąć coś dobrego?

K.W. W sferze seksualnej kobiety zaczynają się upodabniać do mężczyzn. Potrafią oddzielić seks od uczuć, traktować mężczyznę instrumentalnie. Po wielu rozczarowaniach nie chcą ryzykować. Przygodna relacja wydaje się jej bezpieczna. Zwykle jednak nawet wchodząc w erotyczną przygodę, kobieta ma jakieś oczekiwania. Ma przecież jakieś minimalne kryteria, które musi spełniać mężczyzna, by ona chciała spędzić z nim noc. Już po wszystkim, nad ranem, jeśli zbliżenie należało do udanych, mogą pojawić się złudne oczekiwania, nadzieje związane z tą znajomością. 

ELLE Przygoda nie ma szansy nad ranem przerodzić się w coś więcej? 

K.W. Żeby nawiązać dobrą relację, potrzebujemy czasu. Tu przekraczamy barierę intymności szybko. Pomagając sobie alkoholem, narkotykami. Bez „znieczulenia” to byłoby trudne. Czasem pochopnie decydujemy się na seks, bo daje nam ułudę bliskości, której bardzo pragniemy. Prawda jest taka, że idąc do łóżka po kilku godzinach znajomości, używamy się nawzajem. Seks z przypadkowym partnerem jest degradującym doświadczeniem.

ELLE Chyba jednak cuda się zdarzają i chyba bywa tak, że nawet jeśli kobieta i mężczyzna zaczynają znajomość od łóżka, to jednak zostają parą?

K.W. Takie rzeczy najczęściej zdarzają się w kinie. Zamiast oglądania romantycznych filmów doradzałbym zastanowienie się: dlaczego wchodzimy w nocną przygodę, która wymaga interwencji nadprzyrodzonych sił, by przerodzić się w stały związek? Cuda naprawdę mają to do siebie, że zdarzają się niezwykle rzadko.

 

Zobacz też:

Przegląd najseksowniejszej bielizny >>>