Myślenie krytyczne – jak się go nauczyć?

Krytyczne myślenie przypomina dziś wolną szalupę na Titanicu. Jesteśmy zalewani taką masą informacji, że często jawi się jako jedyny ratunek. Toniemy w fake newsach i reklamach, dławimy się propagandą polityczną. Nic dziwnego, że w raporcie „The Future of Jobs” przygotowanym w 2020 roku przez Światowe Forum Ekonomiczne krytyczne myślenie zostało wymienione jako jedna z najważniejszych umiejętności, które zdaniem pracodawców zyskają na znaczeniu do 2025 roku. – Na polskim rynku i w ogłoszeniach o pracę widać to wyraźnie – mówi dr Anna Kuchta, która uczy krytycznego myślenia na Uniwersytecie Jagiellońskim. – Jeszcze kilka lat temu wywoływało ono pejoratywne skojarzenia, bo niektórzy mylnie sądzili, że chodzi o negatywną, krytykancką postawę. Dziś stało się modne i wiele osób chce się go nauczyć – podkreśla. A możliwości mamy sporo. Są warsztaty i szkolenia z weryfikowania informacji, wyłapywania fake newsów i obrony przed dezinformacją, co w gruncie rzeczy sprowadza się właśnie do nauki krytycznego myślenia.

To umiejętność, która przydaje się w każdej sferze, nie tylko podczas przeglądania wiadomości w internecie. Wszystko jedno, czy chodzi o wybór diety, hotelu na wakacje, metody leczenia, czy dyskusje z przyjaciółmi – krytyczne myślenie pomaga podjąć dobre decyzje i chroni przed manipulacją. Bywa, że nawet ratuje życie. – Sześć lat temu moja mama miała udar. Kilka tygodni później lekarz prowadzący powiedział, że najlepszym wyjściem będzie pozostawienie jej w specjalnym ośrodku, bo jej stan już bardziej się nie poprawi, ale nie zamierzałam uwierzyć mu na słowo – wspomina Wiesia, redaktorka. Spędziła cztery miesiące, konsultując się z innymi specjalistami i rozmawiając z osobami, które były kiedyś w podobnej sytuacji. Czytała publikacje naukowe na temat funkcjonowania mózgu, sprawdzała dostępne terapie i pomoc przysługującą osobom po udarze. – Po przeanalizowaniu masy informacji zdecydowałam się zabrać mamę do domu. Znalazłam dla niej odpowiednią opiekę lekarską, załatwiłam pielęgniarkę środowiskową, logopedę i rehabilitantów. Dziś mama funkcjonuje dużo lepiej. Mówi i samodzielnie je, co według jej pierwszego lekarza prowadzącego było niemożliwe. Jestem pewna, że gdyby wtedy nie zapaliła mi się czerwona lampka „sprawdzam!”, dziś mama by nie żyła – mówi.

Dowody za, a nawet przeciw

Czym jest krytyczne myślenie, którego deficyty bywają zgubne dla zdrowia i portfela (wszyscy jesteśmy narażeni na oszustwa w internecie)? Tylko w Wikipedii znajduję kilkanaście definicji. Proszę więc psychologa społecznego, prof. Dariusza Dolińskiego z Uniwersytetu SWPS, żeby wybrał najtrafniejszą. – Jeśli miałbym podać najkrótszą, powiedziałbym „myślenie”. Alternatywą jest bezrefleksyjność – mówi, a żeby lepiej wytłumaczyć to pojęcie, proponuje eksperyment:

– Mam w głowie regułę matematyczną. Przedstawię zgodny z nią ciąg liczb, a pani będzie odkrywać tę regułę, podając kolejne liczby. Ja będę mówić, czy pasują. Proszę dać znać, kiedy dojdzie pani do tego, o jaką regułę mi chodzi. Zaczynamy: 2,4, 6, 8…
– Następna liczba to 10.
– Dobrze.
– Następna to 12.
– Zgadza się.
– Wiem. Chodzi panu o kolejne liczby parzyste.
– Nie. Myślałem o regule: kolejna liczba jest większa od poprzedniej. Wszyscy mamy tendencję do poszukiwania argumentów, które potwierdzają nasze przekonania. Pani też to zrobiła, sądząc, że chodzi o kolejne liczby parzyste. Myślenie krytyczne polega na tym, że sprawdzamy także hipotezy przeciwne do naszej. Mogła więc pani zamiast 12, podać 11. Ja powiedziałbym, że to dobry wybór. A pani dowiedziałaby się, że nie chodzi o liczby parzyste i przybliżyłaby się do rozwiązania – mówi prof. Doliński.

Tłumaczy, że w myśleniu krytycznym liczy się to, by konfrontować z sobą informacje, które do nas napływają. Gdy słyszymy „gluten szkodzi”, powinniśmy szukać zarówno dowodów za, jak i przeciw. Tyle że to bardzo trudne. A to i tak dopiero początek.

Logika sera w pościeli

Większość z nas nie miała okazji uczyć się krytycznego myślenia w szkole. I nie chodzi o brak osobnego przedmiotu, który byłby tej sztuce poświęcony. Chodzi o to, że nikt krok po kroku nie rozebrał dla nas tego procesu umysłowego na czynniki pierwsze. Nie poświęcił czasu, by pokazać, jak go przejść. Teoretycznie można to robić na każdej lekcji. – Ale podstawa programowa jest tak przeładowana, że nauczyciele nie mają czasu tłumaczyć, jak analizować i oceniać informacje, co podawać w wątpliwość, jak wyszukiwać dobre źródła i zadawać odpowiednie pytania. A wielu umie i chce to zrobić – zapewnia socjolożka Monika Koblak, która w warszawskim liceum Akademia High School prowadzi kurs krytycznego myślenia. Wcześniej był on obowiązkowy dla wszystkich uczniów tej szkoły. Teraz jest wśród zajęć dodatkowych. – Nasze liceum działa według brytyjskiego systemu edukacyjnego, uczniowie przedostatniej klasy wybierają tylko cztery przedmioty, których będą się uczyć, w ostatniej klasie ograniczają się do trzech. Dzięki temu mają więcej czasu na dogłębną analizę i przy okazji naukę krytycznego myślenia – mówi.

Zaobserwowała, że potrzeba średnio kilku miesięcy, by młodzież wyrobiła sobie nawyk wykonywania wielu czynności po przeczytaniu artykułu lub obejrzeniu wideo. Chodzi m.in. o sprawdzenie, kto jest autorem, znalezienie innego materiału na ten sam temat, porównanie stylów i języka, wyciągnięcie wniosków z różnic, a także o przeanalizowanie danych, które zostały wykorzystane. Nastolatki zaczynają częściej się zastanawiać: „Skąd wiem, że tak jest?”. – To ważne pytanie. Chodzi o samoświadomość, wiedzę na temat własnych ograniczeń – wpływu, jaki ma na nas to, gdzie i jak nas wychowano. Jednak trudniej im nauczyć się uważnego słuchania siebie nawzajem. Zaakceptować, że mogą nie mieć racji – tłumaczy Monika Koblak. Nie tylko młodzież ma z tym problem. – Bawią mnie internauci, którzy w komentarzach pod różnymi artykułami radzą sobie nawzajem: „Wyłącz telewizję. Włącz myślenie”. Bez względu na to, jaki kanał telewizyjny ogląda oponent. Sądzimy, że jeśli ktoś ma inne poglądy niż my, to znaczy, że jest bezkrytyczny, daje się omamić bzdurnym argumentom. Co innego my – my myślimy racjonalnie. Wygodnie jest w to wierzyć – mówi prof. Doliński.

Też tu jesteśmy. „Osoby publiczne chętnie mówią o kryzysach psychicznych” – czy to dobry sposób na przełamanie tabu? >>

Otwartość na inne poglądy nie wystarcza. Potrzebna jest twarda wiedza.

Pułapki myślenia

Dowody? Jeśli mamy podjąć decyzję dotyczącą zdrowia, np. zastanawiamy się, czy leczyć ząb kanałowo, bo obiło nam się o uszy, że to niebezpieczne, powinniśmy wiedzieć, gdzie szukać wiarygodnych informacji. Znać jakąś bazę z badaniami naukowymi i umieć się nią posługiwać. Dobrze jest też mieć świadomość, że argument „mojej cioci pomogło” to tzw. dowód anegdotyczny, który nie ma wielkiej wagi. Przydaje się też choćby naskórkowa znajomość statystyki. Ci, którzy jej nie mają, w dyskusjach szczególnie często wykładają się na „korelacji”. To królowa nieporozumień. Bywa, że mylimy ją ze związkiem przyczynowo-skutkowym. – Fakt, że konsumpcja sera w USA rosła i malała w takim samym tempie jak liczba osób, które zmarły w wyniku zaplątania się w prześcieradło (taką korelację zaobserwowano w latach 2000–2009) nie oznacza przecież, że jedzenie sera zwiększa ryzyko śmierci w pościeli. Czasem po prostu występuje przypadkowa zbieżność – zwraca uwagę prof. Doliński. Ważna jest też wiedza o błędach poznawczych, które wszyscy popełniamy, i technikach wpływu, którym jesteśmy poddawani. Jeśli słyszałaś o regule niedostępności, która mówi, że to, co limitowane, jest dla nas atrakcyjniejsze, wybierając wakacje, z dystansem podejdziesz do hasła „Uwaga! Ostatnie miejsca!”.

Jest lepiej, niż myślimy

Chociaż wielu z nas jest do krytycznego myślenia słabo przygotowanych, nie umie tego robić lub robi to rzadko, to jednocześnie niemal wszyscy sądzimy, że jesteśmy w tym świetni. Zbyt rzadko weryfikujemy swoje poglądy, mimo że byłoby to dość rozsądne, bo przecież rzeczywistość wokół nas zmienia się błyskawicznie. Wielokrotnie przekonywał się o tym Hans Rosling, autor książki „Factfulness. Dlaczego świat jest lepszy, niż myślimy, czyli jak stereotypy zastąpić realną wiedzą”, który przez kilkadziesiąt lat różnymi metodami i przy różnych okazjach przepytywał ludzi na temat tego, jak według nich wygląda sytuacja i warunki życia w różnych krajach. Pytał m.in. o poziom ubóstwa, dostęp do elektryczności i średnią długość życia. Respondenci w większości wypadali fatalnie. Świat stworzony z ich odpowiedzi był znacznie gorszym miejscem do życia niż w rzeczywistości. Bardziej przypominał ten, który istniał pół wieku wcześniej.

Ich wiedza była przestarzała, a oni nie palili się do jej aktualizacji. Co ciekawe osoby, od których zależy los planety, jak np. wpływowi przywódcy polityczni i biznesowi, aktywiści czy badacze, wypadły tylko trochę lepiej.

Po czyjej stronie stanąć?

Dlaczego myślenie krytyczne idzie nam tak słabo, skoro jest tak ważne? Chociażby dlatego, że to kosztowne. Zabiera mnóstwo czasu i energii. Psycholog i ekonomista Daniel Kahneman w „W pułapkach myślenia” pisze o dwóch trybach myślenia: systemie 1 i systemie 2. Oba zgodnie dzielą się zadaniami. Pierwszy jest szybki i automatyczny. Drugi – wolny, leniwy – wkracza do akcji, gdy system 1 nie zna odpowiedzi albo zostajemy czymś zaskoczeni. Według Kahnemana, myśląc o sobie, utożsamiamy się z systemem 2, czyli „ja” świadomym, rozumującym, w rzeczywistości o wiele częściej wykorzystujemy system 1. I jest to praktyczne, bo jak pisze Kahneman, „ciągłe kwestionowanie swojego myślenia byłoby nieznośnie nużące, a system 2 jest o wiele zbyt powolny i niewydajny, żeby zastąpić system 1 w podejmowaniu rutynowych decyzji”.

34-letnia Paulina, która jest zwolenniczką krytycznego myślenia, przekonała się na własnej skórze o tym, że czasem może nas ono zapędzić w kozi róg. – Podczas pisania doktoratu z biologii molekularnej wkręciłam się w popularyzację nauki i zaczęłam się zastanawiać, w jaki sposób społeczeństwo przetwarza naukowe newsy. Im dłużej drążyłam, tym bardziej przekonywałam się, że mamy z tym ogromny problem. Zaobserwowałam, że sama też, jeśli temat nie jest związany z moją dziedziną, często wolę krótką informację i nie chcę wnikać w szczegóły. Zabrałam się więc za naukę krytycznego myślenia. W pewnym momencie miałam poczucie, że należy wszystko na każdym etapie weryfikować – opowiada i jako przykład podaje segregowanie śmieci. – Poświęcałam dużo czasu na sprawdzanie, czy dla środowiska będzie lepiej, gdy umyję kubeczek przed wyrzuceniem, zużywając przy tym wodę, czy gdy wyrzucę go bez mycia. Długo rozważałam, w czym nosić zakupy, bo wielorazowe torby materiałowe wbrew pozorom nie są najlepszym wyjściem. Miałam też problem ze starymi ubraniami – co zrobić, żeby zostały najlepiej wykorzystane? Skończyło się tak, że dom był pełen niepotrzebnych rzeczy, bo nie wiedziałam, gdzie je wyrzucić – wspomina.

– Kosztem, który ponosimy, myśląc krytycznie, jest też pogorszenie nastroju. Kiedy docierają do nas sprzeczne argumenty, przeżywamy negatywne emocje.

Nieważne, czy brak zgody wystąpi w dyskusji ze znajomymi, czy w naszej głowie. Tak jesteśmy skonstruowani – mówi prof. Doliński. Dlatego zwykle chcemy to jak najszybciej zakończyć i stanąć po którejś stronie. Można powiedzieć, że myśląc krytycznie, wybieramy dyskomfort. – Trzeba też liczyć się z tym, że analityczna, krytyczna podstawa i kwestionowanie zastanego porządku może prowadzić do konfliktów – ostrzega dr Anna Kuchta. – Zwłaszcza jeśli dyskusja dotyczy budzących wiele emocji tematów. A takich w ostatnich dwóch latach jest mnóstwo. Nie sztuka więc nauczyć się krytycznie myśleć. Trzeba jeszcze wiedzieć, kiedy warto tę umiejętność wykorzystać. Paulina, która uważa, że dziś ma już dużo dojrzalsze podejście do tego tematu, zaczęła sobie radzić z wątpliwościami, stawiając dwa pytania: „Jakie to ma znaczenie dla mojego życia?” i „Ile mam czasu?”. W zależności od odpowiedzi analizuje problem dogłębnie lub się nad nim nie zastanawia. – Doszłam też do wniosku, że muszę mieć jakieś podstawy, na których bazuję, np. mocno ugruntowaną wiedzę, której już nie będę kwestionować, i autorytety, którym chcę wierzyć. Pogodziłam się z tym, że do wszystkiego sama nie dojdę, wszystkiego się nie doszukam – mówi. Taka jest strategia Pauliny. Czy warto wziąć z niej przykład? Pewnie dobrze by było krytycznie to przemyśleć.

Tekst ukazał się w magazynie ELLE nr 08/2022.